Rozdział 70

242 26 5
                                    


~Magnus~
Wszystko wróciło do normy. Na zewnątrz, przynajmniej. W środku Bane wciąż czuł się nieswojo, tak jakby jego dusza straciła znaczną część gruntu pod nogami. Cóż, musiał do tego przywyknąć.

Miał wrażenie, że gdy zszedł z Alekiem na parter w porze obiadowej, wszyscy gapili się na niego nieustannie, tak jakby dowiedzieli się o jego najgorszych zbrodniach. Z pewnością miał omamy, ponieważ w rzeczywistości po prostu się z nim przywitali, później nie zwracając na niego większej uwagi, zwłaszcza, gdy tylko pośmiał się chwilę z Alekiem, jakby wszystko było po staremu.

Magnus zaczął się zastanawiać, czy nie ubzdurał sobie czegoś, co nie istniało. W tym przypadku sądził, że wszyscy nie chcą go znać. Ile mogło być w tym prawdy?

***
Azjata siedział na kanapie, czysty po kąpieli, z opatrzonymi ranami, najedzony, opatulony w wygodny dres Aleca, który połleżał razem z nim, oparty plecami o jego klatkę piersiową. Pozostałe poduchy kanapy oraz część dywanu przed telewizorem zajmowała reszta grupy. Nadszedł wieczór, więc Feba zebrała wszystkich w salonie (najpierw kazała im ubrać choinkę) i odpaliła klasyczne, świąteczne filmy.

Magnus nadal pozostawał czujny, aż zaczęło go to męczyć. Nie istniał powód jego podejrzliwej czujności. Dobrze wyczuwał wszechobecną tutaj, rodzinną atmosferę. Najwidoczniej Bane po prostu nie wiedział, czy jeszcze potrafił się w tym odnaleźć - w ludzkim szczęściu. Może był na to już nazbyt zepsuty? Jego komfort zanikał.

Może i diabelski głosik w czeluściach jego umysłu nie dawał znaku życia od dobrej połowy dnia, ale wciąż tam był. Czyhał. Potwór rozpasający się w środku Bane'a nadal grasował na jego cierpieniu, gotowy do wykorzystania słabości. Magnus był przekonany, że wreszcie coś, cokolwiek, nawet błahostka sprawi, że znowu nabuzuje się z nienawiści i stanie się coś złego. Że zrani siebie, albo, co gorsza - Aleca.

Aleca, który spokojnie oglądał sobie film, wsparty na Magnusie. Bane westchnął, ale niewystarczająco cicho. Alec odchylił głowę na jego ramieniu. Posłał mu słodki uśmiech i uniósł ręce, dosięgając nieułożonych włosów azjaty, głaszcząc go po czuprynie.

Bane wciąż był zdania, że nie zasługiwał na tego rodzaju miłość, ale postarał się to od siebie wyprzeć i wrócić do tego, co mieli z Alekiem zaledwie przed północą.

Popatrzył na Lightwooda z góry, po czym cmoknął go w czubek głowy. Alec leniwie zmrużył oczy.

Taki niewinny... - myślał Magnus, kiedy wpatrywał się w Aleca. Niczym porcelany musnął policzki Lightwooda, który zaraz po tym zachichotał pod nosem.

***
Magnus leżał na plecach, wpatrując się w sufit. Ręce położył na brzuchu, bawiąc się palcami. Przez dłuższy czas czuł, jak Alexander sunie palcem w górę i w dół bandaża oplatającego jego przedramię. Kreślił wzorki. Bane, gdy dobrze się skupił, rozróżniał serduszka albo kocie głowy.

Alexander bawił się opatrunkiem Magnusa, dopóki nie zasnął, a jego ręka opadła na pierś Bane'a. Azjata przekręcił głowę i zaczął wgapiać się w twarz Lightwooda. Było tak cicho i spokojnie... Aż zleceniowy telefon Magnusa zabrzęczał.

Bane w pierwszej chwili się nie ruszył. Poczuł mdłości, ale się nie ruszył. Oglądał każdy skrawek pięknej twarzy Aleca, jakby ujrzał rzeźbę wystawioną na drogiej galerii. Dopiero po kilkunastu minutach, a może i dłużej, Magnus dźwignął się z łóżka. Kiedy tylko ustał na dywanie i pochwycił telefon od zleceń, zrozumiał, jak bardzo nienawidzi własnego życia.

Cóż, albo konkretnie siebie... Wciąż nie był pewien.

***
Zszedł po schodach, dreptając do kuchni. Nie czuł się gotowy na kolejne morderstwo. Tak bardzo nie chciał tego robić... A musiał. Nie istniało żadne inne wyjście. Gdyby się przeciwstawił, Asmodeusz wykonałby do niego tylko jeden telefon, z tymi samymi słowami, które tak bardzo sobie upodobał - "jeśli tego nie zrobisz, twój Lightwood zginie."

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz