~Magnus~
Azjata pociągnął nosem. Zaczął narzekać w myślach na wiosenne, delikatne przeziębienia, jednocześnie unosząc pistolet i nakierowując lufę na głowę ofiary.- Nie... - łkała półgłosem kobieta. Zbudziła się chwilę temu i ujrzała oprawcę stojącego na jej łóżku niczym żniwiarz dusz. - N-nie, proszę... Zrobię, co tylko ze...
Słowo ugrzęzło w jej ustach, które napełniły się krwią wraz z odgłosem wystrzału broni. Magnus strzelił jej prosto w krtań. Kobieta opadła na łóżko, krwawiąc i charcząc, dopóki momentalnie zastygła. Jej oczy pozostały szeroko otwarte, ale nie były zszokowane albo smutne. Tylko martwe.
Magnus, pogwizdując sobie przez chwilę zasłyszaną w radiu piosenkę, zeskoczył z łóżka zaliczonej ofiary. Podreptał do otwartego okna, którym dostał się do środka. Teraz użył go jako wyjścia.
Tego razu nie czuł, że mdłości zginają go w pół. Nie wahał się, aby odebrać życie kobiecie, tak samo, jak dzieci na celowniku nie powstrzymywały go przed naciśnięciem na spust. Chociaż czasami się zastanawiał, kto, do licha, nasyła płatnych zabójców na dzieci.
Magnus nie posiadał już poczucia winy. Żal ścisnął się w mały kamyczek i osiadł na dnie jego żołądka, a może jeszcze gdzieś głębiej. Był uśpiony. Potwór bawiący się w duszy Bane'a jak na placu zabaw sprawnie radził sobie z kierowaniem Magnusem oraz jego uczuciami czy zachowaniem, więc usuwał z głowy nastolatka złość spowodowaną popełnionym złem. "Pocieszał" Magnusa.
Dlatego, jeżeli azjata poczuł skrawek siebie sprzed dwóch miesięcy, to tak czy siak był to dziwny rodzaj bólu. Kiedy już nie płaczesz, tylko bierzesz głęboki wdech i akceptujesz to, w co zostałeś wrobiony. Magnus przestał się opierać. Po tylu latach w końcu dał sobie spokój.
Po wyczłapaniu się przez okno, skokiem pokonał furtkę i podszedł do samochodu, który na niego czekał. Schylił się i zapukał w okno, by zwrócić na siebie uwagę kierowcy.
- Jedź sobie - powiedział donośnie Bane. - Ja przejdę się spacerkiem.
Kierowca nieco uchylił szybę.
- Na pewno? Jesteśmy na Brooklynie. Jest dość spory spacerek na Manhattan.
Magnus nie musiał powtarzać się drugi raz. Wystarczyło, że lekko przechylił głowę i uniósł brwi, a kierowca się opamiętał i wykonał rozkaz. Odjechał wraz z burczeniem silnika. Magnus się wyprostował, poprawił skórzaną kurtkę, a potem skierował kroki na pewne osiedle.
***
Magnus wreszcie mógł schować nóż. Otwarcie okna tak, by nie zbudzić śpiącej w pokoju osoby, wymagało od niego aż dziesięciu minut. Zirytował się. Próbował nie klnąć, kiedy ostrożnie wsuwał tyłek po parapecie, a następnie stawiał podeszwy na podłodze.Gdy włamał się już do pokoju i zamknął za sobą okno (znowu bardzo powoli, co niemożliwie wytrącało go w równowagi), zdjął z sobie kurtkę oraz buty. Podszedł do drzwi i przekręcił niedawno wbudowany w nie zatrzask, nie odrywając wzroku od pogrążonej we śnie osoby, przykrytej kołdrą. Chłopak leżał na materacu bokiem, a ręce i nogi obejmujące kawałek kołdry przytulił do siebie. Słodko drzemał.
Magnus podszedł do łóżka i jak kot zaczął się na materac wdrapywać, byleby jak najostrożniej. Wstrzymując oddech, położył się na krawędzi. Dopiero wtedy mógł pozwolić sobie na rozluźnienie spiętego ciała. Czuł, że nawet odrobinę drży. Potrzebował snu.
Wysunął rękę i dotknął twarzy swojego chłopaka. Musnął cienką bliznę na policzku, odsunął na bok czarną jak smoła grzywkę, dotknął czoła. Zauważył, że mógłby częściej spędzać tak czas - nie robić nic innego oprócz przypatrywania się w Aleca podczas snu, spokojnego, będącego podświadomością w innym wymiarze. Wówczas Magnus miał złudne nadzieje, że w ich życiu nie dzieje się nic złego.
CZYTASZ
𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?
Fanfiction🄼🄰🄻🄴🄲 🄵🄰🄽🄵🄸🄲 Magnus Bane robi wszystko, by uciec spod skrzydeł ojca. Jednak nie jest to takie proste. Asmodeusz, znany mafioza, widzi w swoim synu gangstera, który mu się przyda. Zsyła przez to na niego same problemy. Magnus każdego dnia...