Rozdział 83

160 15 8
                                    


~Magnus~
Azjata przyłożył lufę rewolwera pomiędzy oczami Ragnora. Docisnął, jakby chciał wyryć na nim pieczątkę swojego podłego triumfu. Gdyż triumfalnie się poczuł, w rzeczy samej.

Mając świadomość, że trzymasz w garści czyjeś życie, że wystarczy jeden ruch twojego palca, by bawić się cudem stworzenia jak pionkami od planszówki, czułeś się jak nieśmiertelny żołnierz, którego nikt i nic nie mogło przezwyciężyć.

Czułeś się najlepszy ze wszystkich chociażby dlatego, że potrafiłeś zabić człowieka z intencją pacnięcia muchy, czyli od tak sobie, ze wzruszeniem ramionami. Doskonale wiedziałeś, że nie wszystkich było na to stać i dlatego czułeś się wyróżniony. Bogaty, z tą właśnie umiejętnością.

Magnus wpatrywał się w czarne jak smoła oczy Ragnora. Wyobrażał sobie, jak gasną w nich ogniki życia, gdy naciskał język spustowy rewolweru, z towarzyszącym temu obrotem i zgrzytem bębna napełnionego nabojami. Magnus naładował broń i poczuł, że mógł wszystko.

- Może ponegocjujemy w ten sposób? - spytał beztrosko.

Położył palec na spuście naładowanej broni. Czekał na odzew ze strony Ragnora, słysząc z boku, jak Raphael przepycha się z Bernardem. Tylko że ze scenariuszy, których Magnus oczekiwał, żaden się nie spełnił.

Do akcji wkroczył Alec.

Lightwood doskoczył do Magnusa. Złapał rewolwer. Z grymasem na twarzy, jakby broń go poparzyła, odsunął ją na bok, jednocześnie próbując osłonić Ragnora.

- Magnus, przestań... - wydusił z siebie Alec. Wojowniczo, mimo strachu i niepewności.

Magnus prawie się zaśmiał.

Opuścił rewolwer, ale drugą ręką złapał łokieć Aleca i jak szmacianą lalkę odsunął go z powrotem na bok. Lightwood się zatoczył. Złapał równowagę, zaskoczony, że jego misja ratunkowa się nie powiodła.

- Nie przeszkadzaj mi, skarbeczku - Magnus popatrzył na Aleca jak na niezdarne dziecko. - Nie chcesz tu być, co? To idź do samochodu. No, leć - odwrócił Aleca twarzą do wyjścia z zaułku i tam go popchnął.

Cóż, Bane nie zdążył jednak nawet na Ragnora zerknąć, bo Lightwood okazał się charakterny. Oraz, jak zwykle, uparty.

- Magnus, zostaw ten pistolet - Alec w jednej chwili z powrotem znalazł się przy azjacie. - Nie przesadzaj, dobra?

- Alexandrze... - zaczął formalnie i spokojnie Magnus. - Nie dałem ci wyboru, tylko kazałem iść do samochodu. Naucz się rozróżniać, kiedy możesz zrobić coś po swojemu, a kiedy nie.

- Nie idę do żadnego samochodu - rzekł zbuntowany Alec. - Jeszcze zrobisz coś głupiego. Zostanę tu.

Reszta osób pozostawionych sama sobie zerkała to na siebie nawzajem, to na pogawędkę zakochanej pary.

Magnus przenikliwie gapił się na Aleca, nie mrugając. Zrozumiał z wypowiedzi Lightwooda tyle, iż ten uważał, że bez niego Bane nie mógł zrobić nic poprawnie i że potrzebował całodobowej opiekunki. Że nie zasługiwał na żadne zaufanie, bo był wystarczająco nieobliczalny.

Magnus zdawał sobie sprawę ze swojej nieobliczalnej natury, gdyż czasami tracił stery nad swoim własnym ciałem. Jednak zdawał sobie sprawę także z tego, że nie przepadał za tym, że ktoś inny próbował tą nieobliczalnością kierować.

- Albo pójdziesz do samochodu, albo oberwiesz - oznajmił Bane, sprowokowany przez nikogo innego, jak Aleca.

Uśmiechał się delikatnie, pomimo że w wewnątrz odczuwał zimny szron osadzający się na jego płucach, drapiący w gardło przy każdym oddechu. Alexander zaciskał szczękę i patrzył na Magnusa z żarem w niebieskich oczach, jakby lód dostrzegł i usiłował roztopić.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz