Rozdział 31

330 36 26
                                    


~Magnus~

- To był Richard, tak dla ścisłości - wyburczał Raphael. - W tych kanałach na pewno budował ze swoimi szczurami jakąś wyjebaną zapalniczkę.

- Zjawił się w barze tylko na chwilę - dodała Lily. - Nawet nie zdążyłam pognać go szczotą, bo się zakręcił i już go nie było. A potem zaczęło się dymić... - zmarkotniała.

Niespodziewanym i ściskającym uszy brzdękiem wybuchła pioseneczka. I był to telefon Aleca, na którego wszyscy spojrzeli.

- Sorki! - rzucił Lightwood.

Wygrzebał urządzenie z kieszeni i od razu kliknął w czerwoną słuchawkę, po czym komórkę z powrotem wcisnął do spodni. Jednak telefon odezwał się znowu, od razu. Zakłopotany Lightwood ponowił czynność, tyle że tym razem numer zablokował. Magnus zdążył zauważyć nazwę: "Mama."

- Pewnie wychowawca zadzwonił do mamusi i tatusia... - skomentował zaczepnie Ragnor. - Bo dziwnie ubrany azjata porwał niewinnego Aleca i uciekł w noc...

Magnus uciszył Fella zirytowanym wzrokiem. Białowłosy tylko się uśmiechał.

- Zastrzel Richarda - Raphael zwrócił na siebie uwagę azjaty. Patrzył mu prosto w oczy i mówił naprawdę serio. - Albo ja to zrobię. Mam go dość, serdecznie.

- Ej, ludzie... - mruknął Fell. - Może nie gadajcie o takich rzeczach na klatce schodowej?

Magnus zauważył braci Raphaela, którzy koczowali za uchylonymi drzwiami i podsłuchiwali. Ale nie tylko oni. Czasami nachylała się nad nimi Guadelupe.

- Racja, racja... - Santiago otrząsnął się z rządzy mordu. - Przejdźmy się po osiedlu. Może znajdziemy skurwysyna i skończymy z nim raz na zawsze... - hiszpan odwrócił się zamaszyście. - Ragnor, podaj mi kurtkę... A wy co?! - burknął, dostrzegając w szparze drzwi swoich braci. - Won do środka, kanalie!

- A te ciastka, które upiekła twoja mama? - Ragnor poszedł za hiszpanem, który wpadł do przedpokoju i odganiał rodzeństwo. - Wyszły jej super, a jeszcze sporo zostało.

- To weźmiesz w torebkę.

Ragnor i Raphael zaszyli się w środku mieszkania, rozmawiając o ciastkach. Lily Chen oderwała od nich wzrok przepełniony zazdrością (kochała się w Raphaelu, co zdradziła Magnusowi w tajemnicy), a potem spojrzała na Bane'a. Z pewnością chciała uśmiechnąć się miło, ale przypominała krwiożerczego rekina z ostrymi zębami.

- Wierzę w ciebie - powiedziała. - Masz najlepszego cela z nas wszystkich. Strzelisz Richardowi w łeb i uwolnisz nas od tego kretyna.

- Lily... - mruknął znacząco Bane, z winy rozgadanej dziewczyny bojąc się chociażby zerknąć na Aleca. Powoli żałował, że nie wyrzucił go z auta, gdy jeszcze byli w Connecticut.

- Uh, Magnus... - jęknęła azjatka, zezując w kierunku Lightwooda. - Weź uważaj, z kim się zadajesz.

Bane uśmiechnął się krzywo, żeby pozbyć się dziewczyny.

- Idziesz z nami czy zostajesz tutaj? Jeśli tak, to idź się ubierz i mnie nie denerwuj.

Chen z milusińskim wyrazem twarzy obróciła się i weszła do mieszkania Santiago, trzaskając za sobą drzwiami. Z sufitu jak śnieg posypała się zaschnięta biała farba. A Magnus odważył się zobaczyć, jak trzyma się Alec.

I niezbyt się trzymał.

Alexander wpatrywał się w podłogę. Magnus zauważył u niego odruch wymiotny. Niebieskooki krzywił się tak, jakby połknął ślimaka, ale surowego.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz