~Magnus~- Ta, ale mnie to nie obchodzi - rzucił rześko Magnus. Przyciskał telefon do ucha i chodził po ladzie baru. - Nie będę wymykał się w nocy z domu dziadków Lightwoodów i wykonywał zleceń. Masz mi żadnych nie wysyłać przez kilka dni i tyle.
- Nie wiem, jaki masz problem - odparł w słuchawce Asmodeusz. - Twoje kocie ruchy pomogą ci wymknąć się stamtąd bez jakiegokolwiek dźwięku, synu. Nie natrudzisz się w ogóle.
Magnus wywrócił oczami, spacerując po barze. Zgrabnie omijał kilka stojących tam szklanek z kolorowymi słomkami.
- No i co z tego? Może chciałbym pospać normalnie przez cholerne kilka dni?
- Twój Alec chyba się na ciebie nie obrazi, jeśli wypełzniesz kilka razy z łóżka - Asmodeusz mówił brzydkim, przesłodzonym głosem. - Przecież to nie pierwsza taka sytuacja.
Magnus stanął na środku lady. Jego palce zacisnęły się na telefonie.
- Nie będę wykonywał zleceń przez kilka dni - powtórzył bez emocji.
- Wiesz, zawsze mogę użyć broni szantażu... - Asmodeusz ochoczo się zaśmiał. - Może niedoszła śmierć napędzi cię do działania? Lightwoodowie jadą teraz po ciebie, zgadza się? Widzę ich, mój człowiek ich widzi. Zabrali ze sobą małego Maxa. Szkoda by było, gdyby ten dzieciak ni stąd ni zowąd dostał kulkę między oczy... Jak myślisz?
Magnus dokładnie usłyszał, jak jego serce drgnęło, tak jakby miało zaraz zapaść się w żołądku. Czy to właśnie on musiał odgrywać rolę boga śmierci, i to jeszcze w rodzinie, do której nie należał? Robiło mu się od tego niedobrze.
- Ależ nie mam problemu co do zleceń... - zaświergotał po chwili, wesoło i miło. - Nie mogę się doczekać, kiedy w środku nocy wyślesz mi SMS-a, żebym mógł poskakać sobie po dachach, a potem wbić komuś nóż między jelita albo strzelić tak, że mózg znajdzie się na ścianie. Wspaniałe ferie, tatku.
- Nieprawdaż? - syknął złowieszczo Asmodeusz.
Magnus się rozłączył.
Kucnął na ladzie, odłożył telefon i złapał się za głowę. Zatkał uszy całymi dłońmi, mocno... Ale to nie pomogło. W żadnym stopniu. Wszelkie szepty, odgłosy wystrzałów, krzyki i obłąkańczy śmiech dudniły wewnątrz jego umysłu. Tego nie potrafił zagłuszyć.
- Te, dobrze się czujesz? - spytał Ragnor.
Magnus lekko zadarł głowę, żeby rzucić okiem na przyjaciela. Fell wraz z Santiago siedzieli sobie przy jednym ze stolików w opustoszałym Dumort. Popijali piwo i palili papierosy.
- Tylko nie zerzygaj mi się na bar - wymamrotał Raphael.
- Zjadłem niedawno bardzo smaczną kanapkę... - westchnął cicho Bane. Udało mu się głupkowato uśmiechnąć. - Więc, nie, amigo mío, nie chciałbym jej teraz zwrócić.
- Świetna dezycja - odparł Santiago.
Z powrotem zajął się fajkiem oraz gawędzeniem z Ragnorem, zaraz po tym jak Fell przestał bacznie przyglądać się Magnusowi. Natomiast Bane zwrócił uwagę na swoją komórkę - zaczęła dzwonić. Odetchnął, a syczący żar w głowie nieco się uciszył, kiedy zobaczył, kto do niego dzwoni. Odebrał od razu, siadając po turecku na ladzie.
- Hej! - krzyknął mu do ucha Alec. - Jedziemy po ciebie. Zabraliśmy ze sobą Maxa, więc zastanawiamy się, czy Vanessa mogłaby z nami pojechać. Mogłaby? Jej mama by się zgodziła?
Leniwy uśmiech Magnusa świadczył o odpłynięciu do krainy baśni, a to z powodu zwykłego usłyszenia tego pięknego głosu niebieskookiego anioła...
CZYTASZ
𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?
Фанфик🄼🄰🄻🄴🄲 🄵🄰🄽🄵🄸🄲 Magnus Bane robi wszystko, by uciec spod skrzydeł ojca. Jednak nie jest to takie proste. Asmodeusz, znany mafioza, widzi w swoim synu gangstera, który mu się przyda. Zsyła przez to na niego same problemy. Magnus każdego dnia...