Rozdział 72

231 19 4
                                    


~Alec~

- Ile się spóźnisz? - spytał Lightwood. Siedział po turecku na łóżku i szczeniacko zakochanym wzrokiem gapił się na Bane'a.

Magnus parsknął śmiechem, zapinając pasek od spodni. Starał się zrobić to jedną ręką, ponieważ koniecznie musiał zapalić, więc w drugiej trzymał dymiącego się papierosa.

- W ogóle się nie spóźnię, słodziaku - odpowiedział. - Lizak przyjedzie tutaj moim Bugatti. Mam tam ubrania. Przebiorę się w aucie, no i... - uciął, aby wsadzić papierosa do ust i zająć się klamrą od paska dwoma rękami, jednocześnie zaczepiając wzrok na Alecu. - I wtedy będę zajebisty jak zawsze.

Uśmiechnięty Lightwood pokiwał głową.

- Wszystko jasne.

Magnus zapiął pasek, wyciągnął papierosa z ust i wypuścił spomiędzy ust obszerny obłok biało-szarej chmury. Cały czas wwiercał się wzrokiem w Aleca, który powoli zaczął się krępować.

- No co...? - zaśmiał się cicho, nerwowo zakładając kosmyk włosów za ucho. - Co się tak patrzysz? Miałeś już...

- Patrzę się, bo mam na co - wszedł mu w słowo Bane. Uniósł brwi i zlustrował Aleca spojrzeniem. - Po seksie zawsze jesteś nadzwyczaj uroczy.

Lightwood fuknął z oburzeniem, chociaż nie mógł przestać się uśmiechać.

- Idź sobie - pomachał dłonią, jakby odstraszał komara.

Komar o nazwisku Bane musiał jednak zrobić coś jeszcze przed wyjściem.

Dopalając papierosa do końca, wyrzucił peta przez otwarte okno, po czym podszedł do łóżka. Alec nie zdążył się poruszyć; Magnus wpełzł na kołdrę, a potem na niego, przewracając go z siadu na plecy. Alec rozłożył nogi i pozwolił azjacie na to, żeby swobodnie się na nim położył.

Alec zachichotał, kiedy zapach tytoniu rozpylił się pomiędzy nimi. Magnus pocałował najpierw szczękę Lightwooda, a później zabrał się za szyję. Alec odrzucił głowę do tyłu i mruknął przeciągle, skubiąc ramiona swojego chłopaka. Miał wrażenie, że gdyby tylko oboje nie mieli planów i potrzeby funkcjonowania w zwykłym życiu, to nie musieliby się ubierać. Robiliby TO w kółko i w kółko.

Obym miał któregoś razu taki sen... - pomyślał Alec. Czerwienił się, podczas gdy Bane malował ustami malinkę na jego szyi, już kolejną z rzędu.

Raptownie drzwi od pokoju przyjęły na siebie masę uderzeń.

- ALEC! - ryknęła jak smok Isabelle. - Jest dopiero czwartek, a nie sobota! Jest szkoła! Wstawaj!

- Nie śpię! - odkrzyknął Alexander, próbując oderwać od siebie Magnusa. - Zaraz do was zejdę!

- No to szybko, bo nie czuję się dobrze w twojej roli budzika! - dodała fuknięciem Izzy, waląc w drzwi ostatni raz. Po tym nastąpiła cisza.

Alec zachichotał, głaszcząc Magnusa po plecach. Azjata się do niego przyssał i nie chciał wypuścić. Najchętniej Alexander pozostałby w tym romantycznym zlepieniu przez resztę dnia, ale...

- Szkoła, Maggie... - przypomniał z rozbawieniem. - Puszczaj mnie.

Magnus uniósł głowę. Zaczął przyglądać się szyi Aleca, jakby podziwiał swoje własne dzieło. Cóż, wprawdzie tak właśnie było, gdyż Lightwood był pewien, iż jego skóra wyglądała jak ponaznaczane na bordowo pole minowe.

- Przez ciebie będę miał malinki nawet w trumnie - skomentował Alec.

- Będziesz miał malinki nawet jako duch - odparł z zadowoleniem Bane.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz