Rozdział 42

279 38 9
                                    


~Magnus~
Azjata złapał się za serce, ściskając koszulę. Zakaszlał, a sekundkę później zaciągnął się papierosem, znowu, i znowu zakrztusił, tyle że znacznie gorzej. Żar, który dosięgnął filtra, ocieplił jego palce. Sapiący Bane, który żywił nadzieję na przypadkową śmierć od papierosów, wyciągnął z kieszeni kolejnego. Tym razem zapalał go drżącymi dłońmi. Obraz rozmazywał mu się przed oczami, ale wtedy szybko ocierał łzy.

Za nim trzasnęły tylne drzwi Dumort. Usłyszał z tyłu powolne kroki, leniwe skrzypienie desek. Podszedł do niego Ragnor. Spojrzał w dół, pod nogi siedzącego na ganku Bane'a, który spalił tyle papierosów, że stworzył z nich nie mały stos.

- Może ci wystarczy? - zapytał pomrukiem Fell.

- Nie. Jeszcze nie.

Fell zamilkł, kiedy usłyszał głos Magnusa - przesiąknięty strachem, niepokojem i gniewem, jakby Bane grał główną rolę w dobrym horrorze. Emocje te były na tyle silne, że wprawiały ciało azjaty w drżenie. Za pierwszym razem nie mógł trafić papierosem do ust. Za moment znowu otarł oczy i pociągnął nosem.

Ragnor usiadł obok. Spojrzał na kupkę petów, a potem na twarz Magnusa, który starał się wstrzymać płacz.

- Makijaż sobie rozmazałeś.

- Wiem... - Magnus przełknął ślinę.

- A ja wiem to, że zbliżają się twoje urodziny... - zaczął pomrukiem Ragnor. - I że zawsze ci wtedy odbijało... Ale teraz odbija ci dziesięć razy gorzej.

Magnus nie odpowiedział. Miał wrażenie, że gdyby otworzył usta do czegoś więcej niż wciągnięcia w płuca szkodliwego dymu, rozpłakałby się. Albo rozwył jak bezbronne niemowlę.

- Daj spokój, Bane... - Fell, mimo wszystko zmieszany, poklepał Magnusa po ramieniu. - Przecież twój stary dość niedawno tu był. I jakoś to przeżyłeś. Teraz będzie tak samo. Co niby się zmieniło?

Magnus otworzył drżące usta. Wyleciało z nich tylko jedno słowo, bardzo ciche i niewyraźne:

- Alec.

Drzwi znowu się otworzyły, tyle że szybciej, i przez to głośniej. Uderzyły w ścianę.

- Elliott z tym jego głupim łbem próbował żonglować piwem i zbił żarówkę - zrelacjonował Raphael. - Chen pomoże mu ją zmieniać. Idę trząść drabiną. Ragnor, chodź i mi pomóż.

- To ty chodź tutaj na chwilę - Fell kiwnął głową do Santiago, po czym wskazał ruchem brody na azjatę. - Magnus beczy.

- Ja wcale nie... - zaczął Magnus i natychmiast zatkał usta dłońmi. W porę, ponieważ zbliżał się ogromny szloch, naprawdę ogromny. Bane zadygotał, a gdy odzyskał siły na mowę, odsunął dłonie i powiedział drżącym głosem: - Może tylko... Trochę.

Nikt mu nie uwierzył. Ragnor cicho parsknął, a Raphael szybkimi kroczkami podszedł do przodu. Zeskoczył z ganku, stanął przed Magnusem, nachylił się i położył mu dłoń na ramieniu, zaglądając na jego twarz. Czujnie zeskanował go czarnymi oczami.

- Masz urodziny dopiero za kilka dni - przypomniał spokojnie Santiago. - Czego się mazgaisz? I czego marnujesz fajki... - burknął, spoglądając w dół na stos petów. - Nie są darmowe, kretynie. Daj mi je.

Magnus wyszarpał z kieszeni paczkę z ostatnimi papierosami i wcisnął ją Raphaelowi do ręki. Miał dość wszystkiego, szczególnie suchego i palącego gardła. Oraz wymiocin bulguczących w żołądku od zbyt intensywnej dawki nikotyny.

- Ja też nie wiem, o co mu chodzi - dodał Ragnor, patrząc na Raphaela, zanim nie skierował wzroku na Magnusa. - O co ci chodzi?

- O Aleca! - wykrzyknął emocjonalnie Bane.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz