~Magnus~
Azjata złapał się za serce, ściskając koszulę. Zakaszlał, a sekundkę później zaciągnął się papierosem, znowu, i znowu zakrztusił, tyle że znacznie gorzej. Żar, który dosięgnął filtra, ocieplił jego palce. Sapiący Bane, który żywił nadzieję na przypadkową śmierć od papierosów, wyciągnął z kieszeni kolejnego. Tym razem zapalał go drżącymi dłońmi. Obraz rozmazywał mu się przed oczami, ale wtedy szybko ocierał łzy.Za nim trzasnęły tylne drzwi Dumort. Usłyszał z tyłu powolne kroki, leniwe skrzypienie desek. Podszedł do niego Ragnor. Spojrzał w dół, pod nogi siedzącego na ganku Bane'a, który spalił tyle papierosów, że stworzył z nich nie mały stos.
- Może ci wystarczy? - zapytał pomrukiem Fell.
- Nie. Jeszcze nie.
Fell zamilkł, kiedy usłyszał głos Magnusa - przesiąknięty strachem, niepokojem i gniewem, jakby Bane grał główną rolę w dobrym horrorze. Emocje te były na tyle silne, że wprawiały ciało azjaty w drżenie. Za pierwszym razem nie mógł trafić papierosem do ust. Za moment znowu otarł oczy i pociągnął nosem.
Ragnor usiadł obok. Spojrzał na kupkę petów, a potem na twarz Magnusa, który starał się wstrzymać płacz.
- Makijaż sobie rozmazałeś.
- Wiem... - Magnus przełknął ślinę.
- A ja wiem to, że zbliżają się twoje urodziny... - zaczął pomrukiem Ragnor. - I że zawsze ci wtedy odbijało... Ale teraz odbija ci dziesięć razy gorzej.
Magnus nie odpowiedział. Miał wrażenie, że gdyby otworzył usta do czegoś więcej niż wciągnięcia w płuca szkodliwego dymu, rozpłakałby się. Albo rozwył jak bezbronne niemowlę.
- Daj spokój, Bane... - Fell, mimo wszystko zmieszany, poklepał Magnusa po ramieniu. - Przecież twój stary dość niedawno tu był. I jakoś to przeżyłeś. Teraz będzie tak samo. Co niby się zmieniło?
Magnus otworzył drżące usta. Wyleciało z nich tylko jedno słowo, bardzo ciche i niewyraźne:
- Alec.
Drzwi znowu się otworzyły, tyle że szybciej, i przez to głośniej. Uderzyły w ścianę.
- Elliott z tym jego głupim łbem próbował żonglować piwem i zbił żarówkę - zrelacjonował Raphael. - Chen pomoże mu ją zmieniać. Idę trząść drabiną. Ragnor, chodź i mi pomóż.
- To ty chodź tutaj na chwilę - Fell kiwnął głową do Santiago, po czym wskazał ruchem brody na azjatę. - Magnus beczy.
- Ja wcale nie... - zaczął Magnus i natychmiast zatkał usta dłońmi. W porę, ponieważ zbliżał się ogromny szloch, naprawdę ogromny. Bane zadygotał, a gdy odzyskał siły na mowę, odsunął dłonie i powiedział drżącym głosem: - Może tylko... Trochę.
Nikt mu nie uwierzył. Ragnor cicho parsknął, a Raphael szybkimi kroczkami podszedł do przodu. Zeskoczył z ganku, stanął przed Magnusem, nachylił się i położył mu dłoń na ramieniu, zaglądając na jego twarz. Czujnie zeskanował go czarnymi oczami.
- Masz urodziny dopiero za kilka dni - przypomniał spokojnie Santiago. - Czego się mazgaisz? I czego marnujesz fajki... - burknął, spoglądając w dół na stos petów. - Nie są darmowe, kretynie. Daj mi je.
Magnus wyszarpał z kieszeni paczkę z ostatnimi papierosami i wcisnął ją Raphaelowi do ręki. Miał dość wszystkiego, szczególnie suchego i palącego gardła. Oraz wymiocin bulguczących w żołądku od zbyt intensywnej dawki nikotyny.
- Ja też nie wiem, o co mu chodzi - dodał Ragnor, patrząc na Raphaela, zanim nie skierował wzroku na Magnusa. - O co ci chodzi?
- O Aleca! - wykrzyknął emocjonalnie Bane.
CZYTASZ
𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?
Фанфик🄼🄰🄻🄴🄲 🄵🄰🄽🄵🄸🄲 Magnus Bane robi wszystko, by uciec spod skrzydeł ojca. Jednak nie jest to takie proste. Asmodeusz, znany mafioza, widzi w swoim synu gangstera, który mu się przyda. Zsyła przez to na niego same problemy. Magnus każdego dnia...