~Magnus~
Azjata ściskał pistolet w wyprostowanych rękach, wbiegając w ciemność za mordercą, tak jak ćma pędzi do światła, ufnie i naiwnie.Myśl o Alecu, który został w tyle i patrzy na krwawą śmierć Dereka wyciskającą jazgot z Asha, nie pocieszała azjaty w najmniejszym stopniu. Jednak musiał wyrzucić Lightwooda z głowy choć na chwilę, by skupić się na obracaniu się w mroku z mordercą. Jak w tańcu, tylko że zamiast kwiatów czy wstążek, w rękach ściskali bronie.
Magnus chciał go szybko zabić. Nie czuł potrzeby zajrzenia pod kominiarkę i sprawdzenia, kto nosi te znajome, zielone oczy ze złotymi drobinkami. Morderca był posłańcem od Asmodeusza, zabił Dereka, a zaraz mógł zabić więcej, bawiąc się na osiedlu jak na swoim placu zabaw.
A teraz absolutnie nie mógł, do jasnej cholery! Nie dzisiejszej nocy. Tej nocy był tutaj Alexander.
Magnus obrócił się szybko, słysząc szelest. Wybiegł za pachołkiem swojego tatusia na tyły starych kamienic, pomiędzy którymi posłaniec zastrzelił Dereka. Było ciemno i prawie mgliście, jakby nierealnie. Jeden blask latarni nie ułatwiał Magnusowi schwytania zabójcy. Ba, nawet go nie widział.
Jeden krok z tyłu sprawił, że Bane odwrócił się. Chciał strzelić, nawet na oko, jednak nie zdążył. Oczy wypełniły mu się łzami, a płuca skurczyły, kiedy morderca uderzył go prosto pod klatką piersiową, w splot słoneczny. Za mocno.
Wyćwiczony... - pomyślał Bane, bez tchu padając na kolana. - Papa musi go lubić...
Magnusowi zaszumiało w głowie, kiedy próbował złapać dech jak rzucona na brzeg ryba. Poczuł, jak morderca kopie jego dłoń. Pistolet z metalicznym gruchotem posunął się po betonie. Magnus chciał go złapać, ale nie był w stanie.
- Pozdrowienia od taty - rzucił stojący nad nim morderca. Brzmiał, jakby był w oddali.
Magnus usłyszał stukot. Lekko zadarł głowę i zobaczył, jak pachołek Asmodeusza z powrotem wbiega w zaułek. Czarny pistolet Bane'a leżał tak blisko, ale jednocześnie tak daleko. Dopóki Magnus się nie zdenerwował.
Wciągnął powietrze, odzyskując oddech z ostrym bólem płuc. Kaszlał, podskakując na czworaka do broni, a potem nakładając na głowę czapkę Aleca, która mu spadła. W tym momencie sobie o nim przypomniał.
Zobaczył czyste oczy bez grama oszustwa ani przyszłego rozczarowania, delikatny uśmiech i rumieńce na policzkach. Morderca pobiegł tam, gdzie był Alec. Serce Magnusa momentalnie zajęło się chłodem. Ten mróz nie mógł równać się z grudniową nocą, w której doszło do rozlewu krwi.
Magnus wstał na nogi, gotowy na wszystko, a wtedy dźwięk wystrzeliwanego pocisku zatrzymał go w miejscu. Uderzył tak, jakby spoliczkował, kiedy Bane cofnął się o krok. Zdołał jednak nabrać powietrza, czując, jak jego płuca rwą się na strzępy.
- Alexander... - wyszeptał, ruszając do przodu i rozpedzając się z każdą sekundą. - Alec...!
Oświetlone miejsce w zaułku niewyraźnie przedstawiało dwóch leżących na ziemi ludzi oraz jednego klęczącego. Magnus, który czuł łzy w oczach, błagał bezgłośnie, by osobnik na kolanach był Alekiem. Ale równie dobrze mógłby to być Ash, tak, jak widział wcześniej...
Nie, to nie mogła być prawda. Magnus nie chciał takiej prawdy.
Morderca uciekł z uliczki, a następnie towarzyszył mu warkot silnika i pisk opon. Czyli Asmodeusz podwiózł swoją zabawkę.
Magnus wpadł w oświetloną część zaułku z trzęsącymi się dłońmi. Pistolet wypadł mu z ręki, z łoskotem odbił się od betonu. Magnus niemalże zapłakał, ale dlatego, że zaatakowała go od środka ulga i szczęście, a nie rozpacz.
![](https://img.wattpad.com/cover/255670659-288-k548447.jpg)
CZYTASZ
𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?
Fanfiction🄼🄰🄻🄴🄲 🄵🄰🄽🄵🄸🄲 Magnus Bane robi wszystko, by uciec spod skrzydeł ojca. Jednak nie jest to takie proste. Asmodeusz, znany mafioza, widzi w swoim synu gangstera, który mu się przyda. Zsyła przez to na niego same problemy. Magnus każdego dnia...