Rozdział 66

257 25 9
                                    


~Magnus~
Azjata marszczył czoło, ale uśmiechał się, patrząc na Aleca. Wycieczka zbliżała się do mety podróży - do domu dziadków, i to przyczyniło się do nerwów groszka. Dramatyzował i robił to na głos.

Opiekę nad nim przejął sam Magnus, ponieważ cała reszta zajęła się albo sobą albo słuchaniem rocku, który puścili w radiu Max i Vanessa.

- A co, jeśli Feba i Andrew zabiorą nas do kościoła, tak jak Marisa i Adam? - Alec wciąż przedstawiał czarne scenariusze. Ze stresu zaczynał się zapowietrzać. - Albo w ogóle na jakieś chrześcijańskie kolonie? Albo do psychiatry? - skrzywił się i złapał za głowę.

- A co, jeśli przywitają nas w taki sam sposób, jak Iz czy Jace'a, oraz ich kochasiów? - podsunął Bane. - Co, jeśli jednak będzie nudno?

- A co, jeśli nie? - pisnął Lightwood.

Magnus parsknął cichym śmiechem. Położył dłoń na kolanie spanikowanego Alexandra i przejechał palcami po udzie, kreśląc wzdłuż różne wzorki. Alec z minimalnym zainteresowaniem zerkał w dół.

- Jeśli będzie źle, zbudujemy igloo i tam sobie zamieszkamy - powiedział Magnus. - Będziemy tylko zakradać się do kuchni przez okno, żeby podkraść jakieś jedzonko.

Alexander przestał ciągać się za włosy. Zmarszczył w namyśle brwi i cicho się zaśmiał.

- Ciężko buduje się igloo - oznajmił markotnie, ale rozbawionym tonem. - Próbowałem kiedyś zbudować dla Maxa. Skończyło się zwykłymi czterema ścianami.

Magnus uniósł brwi.

- Myślałem, że dzieci budują igloo jak zamki z piasku.

- Niee... - Alec ze śmiechem pokręcił przecząco głową. - Serio, uwierz mi, że nie chcesz nawet zaczynać. No, chyba że mielibyśmy instrukcję, to może...

- Czyli już mamy lek na nudę, kwiatuszku - skwitował Bane.

Alec zgodnie pokiwał głową. Magnus delikatnie zmrużył oczy, a potem przybliżył się, żeby złożyć na policzku Alexandra szybkiego, mokrego całusa. Lightwood starał się jedynie ukryć zbyt szeroki uśmiech.

Bane cieszył wzrok rumieńcami, ale jednocześnie latał wzrokiem na boki, by rozeznać się w sytuacji. Jak zaraz zobaczył - w dalszym ciągu każdy był tak zajęty, że nie pamiętał o istnieniu pozostałych pasażerów, dlatego... Azjata wykorzystał to z ogromną radością.

- Chodź tu - mruknął, ciągnąc Aleca za rękaw kurtki.

Lightwood spojrzał na niego, nie rozumiejąc.

- Hm?

Magnus popatrzył na niego pobłażliwie. Żeby rozjaśnić Alecowi w głowie, po prostu wskazał palcem na niego, a potem na swoje kolana. Jako wisienkę na torcie poruszył dwuznacznie brwiami, mimo że ogólny wyraz twarzy zachował bardzo profesjonalny.

Alec zrozumiał. Niestety, tylko się zarumienił, zamiast ruszyć i posłusznie usadzić tyłek na swoim chłopaku.

- Nikt przecież nie patrzy! - burknął zniecierpliwiony Magnus.

Chwycił czerwonego Lightwooda i brutalnie wciągnął go na siebie, tak szybko, że Alec nie zdążył się sprzeciwić. Na całe jego brokatowe szczęście, Alexander zaczął chichotać, jednocześnie szukając na Magnusie wygodnej pozycji. Gdy łaskawie skończył, siedział na azjacie okrakiem.

- Muszę cię wytresować, naprawdę - skomentował Magnus, wjeżdżając rękoma pod kurtkę Aleca.

Zacisnął dłonie na biodrach Lightwooda, a palcami subtelnie wjeżdżał pod bluzę. Brzuch Aleca drżał. Prawdopodobnie z winy łaskotek, ponieważ chłopak co chwila parskał urwanym śmiechem.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz