*Martyna*
Jadę zawieźć papiery szefowi. Bez Piotrka. Dałam mu się wyspać. Po chwili byłam na miejscu. Wysiadłam i poszlam do bazy.
- cześć - mówię
- cześć - mówią
- ooo - Wiktor - pani tak wcześnie wstała?
- no płakały za tobą - mówię i daje mu papiery
Zaczęliśmy się śmiać.
- Piotrek cię puścił samą?
- nawet nie wie. Podałam mu leki i śpi
- czyli jednak go boli?
- no a nie. Udaje, że nic mu nie jest a w nocy chodzi po tym domu. Dopiero się przyznał.
- dobry jest - Tomek.
- chcesz następne papiery
- jak masz to wezmę
Poszedł.
- a jak u niego z nastrojem?
- jak byliście to się śmiał. Poszliście zesmutniał. Nie wiem ktoś mu coś nagadał czy co.
- możliwe - Wiktor - twój tata potrafi gadać niezłe głupoty
- nie rozmawiali ze sobą. Jak już to przy mnie. To wiem, że potrafi gadać różne rzeczy a ja to odziedziczyłam. Może mi się coś wynknęło.
- nie nie. To nie ty. Bo by nie chciał żebyś co kolwiek robiła - Wiktor daje mi papiery - od zawsze nie lubił jak ktoś się nad nim litował i zajmował.
- no niby może sobie to wszystko sam robić no, ale co. Ja tak będę siedzieć i patrzeć na niego.
- weź go na spacer. Tylko spacer. Nie do sklepu i spowrotem.
- raczej jak go boli to nie będzie chciał iść - mówię
Dzwoni mój telefon. Tata.
Odebrałam.
- no co tam?
- no czemu nie otwieracie?
- mnie nie ma w domu a Piotrek śpi. Coś się stało?
- sama wyszłaś?
- no a co?
- a nic
- no to cię mam. Msmy do pogadania. Gdzie jesteś?
- wracam do domu.
- będę u ciebie za 20 minut.
Rozłączyłam się.
- jednak tata - mówię - lecę
- jasne.
- pa.
- pa
Pojechałam do taty.
- no cześć - tata z nad papierów
- no cześć - mówię - co nagadałeś Piotrkowi
- żeby szybko wracał do zdrowia bo ktoś się musi tobą zająć.
- no i się Załamał - mówię
- co zrobił?
- Załamał się bo nie jest w stanie się mną zająć a ja się nim zajmuje.
- Jezu. Nie wiedziałem, że tak to odebrał. Miałem inny zamiar.
- co ja mam mu teraz powiedzieć?
- nie wiem. - mówi - od kiedy on się tak tym przejmuje
- od kiedy nie jest w stanie się mną zająć jak dawniej chociaż bardzo chce.
- porazmawiaj z nim. Niech mnie nie słucha i powiedz, że dajesz sobie radę jak się uśmiecha. Że to ci wystarczy.
- no to spróbuję
Pożegnałam się i wróciłam do domu.
Ściągnęłam buty i poszłam do niego. Leży i patrzy w sufit.
- cześć misiu - mówię i daje mu buziaka
- cześć - mówi.
Położyłam się koło niego. Uśmiechnął się i mnie przytulił.
- gdzie byłaś?
- w bazie. Zawieść papiery szefowi i u taty. Już wiem czemu jesteś taki smutny.
- bo nie ma się kto tobą zająć
-oj. Przecież nie jest źle, nie?
- no jest. Bo powinnaś odpoczywać
- właśnie to robię a ty się nie zamartwiaj i nie oszukuj to szybciej się zamienimy.
Zaczęliśmy się śmiać.***
Kilka dni później.*Martyna*
Piotrek czuje się wspaniale. Lekarz to potwierdził i się zamieniamy. On jest szczęśliwy a ja razem z nim. Dałam mu buziaka i poszliśmy do bazy.
- ooo - Wiktor - i jak?
- a jak myślisz. Patrz jaki szczęśliwy - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- no to kiedy wracasz?
- mam jeszcze tydzień wolnego. - Piotrek.
- no to wracacie za tydzień
- wraca - mówię
- wracacie
- wraca
Zaczęliśmy się śmiać.
- słuchaj Mania poszła do przedszkola.
- i? - pytam
- coś nowego - Piotrek
Zaczęliśmy się śmiać
- dziecko samo przyszło i powiedziało, że chce do przedszkola. - mówię
- przyniosła plecaczek. - Piotrek
- i mogę iść do przedszkola?
Zaczęliśmy się śmiać
- no to dziecko poszło to mama może wrócić do pracy
- ale jeszcze tutaj są dwa Misiaki.
Po chwili dostaliśmy telefon, że Piotrek się pobił.
- zaczyna się - Wiktor
- już miałam nadzieję
Zaczęliśmy się śmiać.
Pojechaliśmy do szkoły.
- dzień dobry - wychowawczyni
- dzień dobry - mówimy a jakiś chłopak zrzucił z schodów Piotrka. Młodego.
Byliśmy za daleko żeby go złapać.
- co zrobiłeś? - wychowawczyni a my podeszliśmy do Piotrka.
- Piotruś słyszysz mnie? - Piotrek a ja sprawdzam czy oddycha.
- niech pani dzwoni na karetkę - mówię a Piotrek go reanimuje.
Po chwili przyjechała karetka.
- jakim jest stanie? - Wiktor
- nie oddycha od jakiś 10 minut - Piotrek
- Boże - wychowawczyni - patrz co zrobiłeś?
- zasłużył sobie - ten chłopak.
Przyjechali jego rodzice.
Piotrek przyszedł do mnie.
- jak? - pytam - wrócił?
- na razie nie - Piotrek - ale będzie dobrze.
- takie rzeczy w szkole? - pytam
- mamy go - Wiktor. - Tomek noszę. Szybko.
Tomek pobiegł.
- to Martyna pojedziesz z nimi - Piotrek
- a ty?
- dojadę - Piotrek - musimy to jakoś załatwić
- ok.
- zajmiecie się? - pyta Wiktora
- jasne. Ale spokojnie.
*Piotrek*
Dałem Martynie buziaka i pojechali a my Poszliśmy do gabinetu dyrektora.
- załatwimy to polubownie? - Ojciec tego chłopaka
- polubownie? - pytam - mój syn trafił do szpitala w ciężkim stanie.
Przyjechała policja. Monika z swoim partnerem.
- ale to jeszcze dzieciak. Nie rozumie co robi.
- nie jestem dzieckiem - ten chłopak
- spokój. Od początku - Monika
Dyrektorka jej wszystko wyjaśniła.
- czy składa Pan oskarżenie?
- tak - mówię
- sprawa zostanie skierowana do sądu. - Monika - o dniu rozprawy zostaną państwo poinformowani.
Podpisałem papiery.
- a co mu grozi?
- kurator lub ośrodek poprawczy. - Monika
Po chwili mogłem iść i pojechałem do szpitala. Martyna załamana.
- jak z nim?
- operują go. Ma krwiaka. - mówi i płacze.
- wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. To dzielny chłopak.
- co załatwiłeś?
- sprawa została skierowana do sądu.
- czemu nie możemy mieć spokoju? - pyta
- nie wiem kochanie.
Przyjechali rodzice tego chłopaka.
- jak się czuje syn?
- operują go - Martyna z płaczem.
Dałem jej buziaka i wodę.
- napij się Miśka - mówię - spróbuj się uspokoić.
- uspokoje się jak zobaczę go przytomnego
Przytuliłem ją i przyszedł Wiktor.
- dać jej coś na uspokojenie? - pyta
- tak - mówię - bo zaraz ona tu trafi na oddział.
Posadziłem Martyne na krześle i rozpuściłem jej w wodzie tabletkę.
- trzymaj - mówię i daje jej buziaka
- ale...
- pojednej nic ci nie będzie. Zaufaj mi.
Po chwili skończyli go operować.
- nie mam dla was dobrych wiadomości. Jego stan jest ciężki. Wprowadziliśmy go w stan śpiączki farmakologicznej.
- co? - Martyna
- przykro mi. - poszedł
- czekaj - mówię - możemy go zobaczyć?
- tak. - mówi
Poszliśmy na salę. Martyna dała mu buziaka.
- młody obudź się szybko - mówię
- dzieci - Martyna
- zadzwonię do mamy. Odbierze ich
- yhym
Wyszedłem z sali i dzwonie.
- cześć mamo - mówię
- cześć Piotruś. Co tam?
- miałbym prośbę. Odbierzesz maluchy, Dominike i Anię? My nie damy rady. Jesteśmy z młodym w szpitalu. Martyna ledwo stoi na nogach.
- Boże. Co się stało?
- Bójka w szkole - mówię - nie skończyła się zbyt najlepiej
- ok. Odbierzemy ich. Może zgarniemy Martyne po drodze?
- nie będzie chciała iść. Odwioze ją później.
- ok. A ty jak się czujesz?
- wporządku. - mówię - mogę wracać do pracy, ale dał mi jeszcze tydzień wolnego.
- no to chociaż tyle dobrze.
Po chwili się rozłączyła a ja poszedłem do Martyny.
Dałem jej buziaka i młodemu.
Usiadłem koło Martyny.
- będzie dobrze - mówię
- musi - mówi i się do mnie przytula***
Podrzuciłem Martyne do domu i poszła się położyć a ja jadę z Anią.
- co się stało?
- pobił się w szkole i ten go rzucił ze schodów. - mówię
- i tak mu to ujdzie?
- nie - mówię - sprawa trafiła do sądu.
Po chwili byliśmy na miejscu i poszliśmy pod tą salę. A młodego tam nie ma.
- gdzie jest mój syn? - pytam
- nie został Pan poinformowany? Zmarł przed chwilą.
- co? - Ania
- to są jakieś żarty - mówię - gdzie jest lekarz?
- lekarz prowadzący skończył dyżur, ale Zaprowadze Pana do innego.
Dałem Ani buziaka i próbuje się uspokoić.
- to musi być jakaś pomyłka - mówię
Poszliśmy do lekarza.
- słucham.
- to ojciec chłopca z 8.
- i akurat ty - Lekarz
- powiedz, że to pomyłka i zaprowadź nas do niego
- Strzelecki. On nie żyje - mówi
- co? W takim razie i tak chce go zobaczyć.
- tam nie można wejść
- dobra sam go znajdę - mówię i wyszliśmy z gabinetu a Wiktor sunął mi się z drogi.
- wiem, że masz ochotę wszystkich zamordować, ale idź do syna.
- żyje? - Ania
- żyje i ma się świetnie - Wiktor
- od ciebie się więcej dowiem niż od tego całego personelu. Gdzie on jest?
- Ostatnia sala po prawej.
- dziekuje
- ochłoń Strzelecki. - mówi
Pokazałem mu kciuk w górę a młoda się śmieje.
- spoko nic nie zrobię. Jestem z córką.
Ale jak się trochę wystraszą to nic im nie będzie - mówię
Zaczęliśmy się śmiać i poszliśmy do młodego. Są u niego rodzice tego chłopaka.
- cześć młody - mówię - jak tam?
- wporządku a co się wogóle stało?
- pobiłeś się z kolegą a on cię zrzucił ze schodów. Trochę tu nas za dużo.
- tak. Przepraszamy.
Poszli tamci a wszyscy się śmieją.
- rzeczywiście. Aż lepiej się oddycha - jakaś matka dziecka obok
- chciałem być miły. Ok. Nie wyszło
Zaczęliśmy się śmiać
Przyszedł lekarz.
- ooo jednak jesteś. Słyszałem, że poszedłeś do domu. - mówię
- właśnie wychodziłem, ale słyszałem, że robisz awanturę - mówi - podsumowując. Pomyliłem wyniki, ale to nie zmienia faktu, że uraz głowy jest poważny.
- to kiedy go wypiszesz?
- na pewno nie tak szybko jak ciebie
- i tak długo tu byłem.
- no bardzo - mówi
Zaczęliśmy się śmiać
- musisz podpisać zgodę na dalsze leczenie i na operację.
- w czas - mówię a oni się śmieją.
Podpisałem i podali młodemu leki.
- to kiedy wracasz do pracy? - Lekarz
- pyta ten który dał mi L4 na tydzień - mówię
Zaczęli się śmiać.
- ok. Ciesz się bo mogłem dać Ci więcej.
- jak tak dalej będziesz mylił wyniki to pójdę na opiekę a Martyne ci tu podrzucę.
- podziękuję. Mam was już dość
Zaczęliśmy się śmiać.
Poszedł a my Poszliśmy do bistro coś zjeść.
- Piotrek - Wiktor - powinien leżeć
- jeść też musi. - mówię
- na twoją odpowiedzialność
- wiadomo.
Po chwili dostał wezwanie i poszedł.
- nareszcie - mówię a oni się śmieją.
Zjedliśmy i wróciliśmy na salę.
Po kilku godzinach zrobiło się późno i musieliśmy iść.
- jakby coś to dzwoń - mówię - i bądź grzeczny. Albo nie. Pograj doktorkowi na nerwach to cię wypuści.
Zaczęliśmy się śmiać.
Pojechaliśmy do domu a tam cisza i spokój.
- ooo jesteście.- Mama - Martyna i dzieci śpią. Martyna nic nie jadła. Nawet nie wstała, ale oddycha. Sprawdzalam jak kazałeś. Kolacje macie na blacie.
- dziękuję - mówię i się przytuliliśmy.
- nie ma za co. Co z nim?
- lekarz pomylił wyniki. Obudził się. To jest najważniejsze i pomału dochodzi do siebie.
- no to dobrze.
Po chwili poszli a ja poszedłem zaglądnąć do Martyny.
Dałem jej buziaka.
- obudził się? - pyta
- tak - mówię - lekarz pomylił wyniki.
Chodź. Zjesz coś a jutro do niego pojedziemy.
- nie chce mi się jeść
- tobie nie. Ale tym dwóm maluchą pewnie tak. Chodź.
- yhym. Która to godzina?
- za 5 minut 23
- padłam nieźle - mówi
Poszliśmy do kuchni. Dałem jej oraz Ani kolacje i zrobiłem herbaty.
- to jak już jesteście to pójdę już spać - Babcia
- Oki.
- dobranoc - mówię
- dobranoc.
Babcia poszła.
Zjedliśmy kolacje.
- coś mi podał, że tak padłam?
- ledwo stałaś na nogach. - mówię - jesteś wykończona.
- aż tak bardzo to widać? - pyta
- yhym - Ania
- także fajnie było, ale się skończyło. Zamieniamy się.
- jak ty to robisz? nie wiem. - mówi - ale wszystko ogarniasz.
- ogarniamy. Sam nie dam rady bo to kończy się źle.
Zaczęliśmy się śmiać.
CZYTASZ
In My Dreams - MaPi. (1/2)
RomancePrzez jedno głupie zdanie ich najlepszego przyjaciela ich miłość przestała istnieć. Czy odnajdą sposób aby się pogodzić? Czy ich "przyjaciel" wyzna prawde? Dowiemy się po przeczytaniu tej książki. Serdecznie zapraszam fankanasygnale Ciąg dalszy... P...