176. Bo To Kończy Się Źle

148 3 0
                                    

*Martyna*
Jadę zawieźć papiery szefowi. Bez Piotrka. Dałam mu się wyspać. Po chwili byłam na miejscu. Wysiadłam i poszlam do bazy.
- cześć - mówię
- cześć - mówią
- ooo - Wiktor - pani tak wcześnie wstała?
- no płakały za tobą - mówię i daje mu papiery
Zaczęliśmy się śmiać.
- Piotrek cię puścił samą?
- nawet nie wie. Podałam mu leki i śpi
- czyli jednak go boli?
- no a nie. Udaje, że nic mu nie jest a w nocy chodzi po tym domu. Dopiero się przyznał.
- dobry jest - Tomek.
- chcesz następne papiery
- jak masz to wezmę
Poszedł.
- a jak u niego z nastrojem?
- jak byliście to się śmiał. Poszliście zesmutniał. Nie wiem ktoś mu coś nagadał czy co.
- możliwe - Wiktor - twój tata potrafi gadać niezłe głupoty
- nie rozmawiali ze sobą. Jak już to przy mnie. To wiem, że potrafi gadać różne rzeczy a ja to odziedziczyłam. Może mi się coś wynknęło.
- nie nie. To nie ty. Bo by nie chciał żebyś co kolwiek robiła - Wiktor daje mi papiery - od zawsze nie lubił jak ktoś się nad nim litował i zajmował.
- no niby może sobie to wszystko sam robić no, ale co. Ja tak będę siedzieć i patrzeć na niego.
- weź go na spacer. Tylko spacer. Nie do sklepu i spowrotem.
- raczej jak go boli to nie będzie chciał iść - mówię
Dzwoni mój telefon. Tata.
Odebrałam.
- no co tam?
- no czemu nie otwieracie?
- mnie nie ma w domu a Piotrek śpi. Coś się stało?
- sama wyszłaś?
- no a co?
- a nic
- no to cię mam. Msmy do pogadania. Gdzie jesteś?
- wracam do domu.
- będę u ciebie za 20 minut.
Rozłączyłam się.
- jednak tata - mówię - lecę
- jasne.
- pa.
- pa
Pojechałam do taty.
- no cześć - tata z nad papierów
- no cześć - mówię - co nagadałeś Piotrkowi
- żeby szybko wracał do zdrowia bo ktoś się musi tobą zająć.
- no i się Załamał - mówię
- co zrobił?
- Załamał się bo nie jest w stanie się mną zająć a ja się nim zajmuje.
- Jezu. Nie wiedziałem, że tak to odebrał. Miałem inny zamiar.
- co ja mam mu teraz powiedzieć?
- nie wiem. - mówi - od kiedy on się tak tym przejmuje
- od kiedy nie jest w stanie się mną zająć jak dawniej chociaż bardzo chce.
- porazmawiaj z nim. Niech mnie nie słucha i powiedz, że dajesz sobie radę jak się uśmiecha. Że to ci wystarczy.
- no to spróbuję
Pożegnałam się i wróciłam do domu.
Ściągnęłam buty i poszłam do niego. Leży i patrzy w sufit.
- cześć misiu - mówię i daje mu buziaka
- cześć - mówi.
Położyłam się koło niego. Uśmiechnął się i mnie przytulił.
- gdzie byłaś?
- w bazie. Zawieść papiery szefowi i u taty. Już wiem czemu jesteś taki smutny.
- bo nie ma się kto tobą zająć
-oj. Przecież nie jest źle, nie?
- no jest. Bo powinnaś odpoczywać
- właśnie to robię a ty się nie zamartwiaj i nie oszukuj to szybciej się zamienimy.
Zaczęliśmy się śmiać.

***
Kilka dni później.

*Martyna*
Piotrek czuje się wspaniale. Lekarz to potwierdził i się zamieniamy. On jest szczęśliwy a ja razem z nim. Dałam mu buziaka i poszliśmy do bazy.
- ooo - Wiktor - i jak?
- a jak myślisz. Patrz jaki szczęśliwy - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- no to kiedy wracasz?
- mam jeszcze tydzień wolnego. - Piotrek.
- no to wracacie za tydzień
- wraca - mówię
- wracacie
- wraca
Zaczęliśmy się śmiać.
- słuchaj Mania poszła do przedszkola.
- i? - pytam
- coś nowego - Piotrek
Zaczęliśmy się śmiać
- dziecko samo przyszło i powiedziało, że chce do przedszkola. - mówię
- przyniosła plecaczek. - Piotrek
- i mogę iść do przedszkola?
Zaczęliśmy się śmiać
- no to dziecko poszło to mama może wrócić do pracy
- ale jeszcze tutaj są dwa Misiaki.
Po chwili dostaliśmy telefon, że Piotrek się pobił.
- zaczyna się - Wiktor
- już miałam nadzieję
Zaczęliśmy się śmiać.
Pojechaliśmy do szkoły.
- dzień dobry - wychowawczyni
- dzień dobry - mówimy a jakiś chłopak zrzucił z schodów Piotrka. Młodego.
Byliśmy za daleko żeby go złapać.
- co zrobiłeś? - wychowawczyni a my podeszliśmy do Piotrka.
- Piotruś słyszysz mnie? - Piotrek a ja sprawdzam czy oddycha.
- niech pani dzwoni na karetkę - mówię a Piotrek go reanimuje.
Po chwili przyjechała karetka.
- jakim jest stanie? - Wiktor
- nie oddycha od jakiś 10 minut - Piotrek
- Boże - wychowawczyni - patrz co zrobiłeś?
- zasłużył sobie - ten chłopak.
Przyjechali jego rodzice.
Piotrek przyszedł do mnie.
- jak? - pytam - wrócił?
- na razie nie - Piotrek - ale będzie dobrze.
- takie rzeczy w szkole? - pytam
- mamy go - Wiktor. - Tomek noszę. Szybko.
Tomek pobiegł.
- to Martyna pojedziesz z nimi - Piotrek
- a ty?
- dojadę - Piotrek - musimy to jakoś załatwić
- ok.
- zajmiecie się? - pyta Wiktora
- jasne. Ale spokojnie.
*Piotrek*
Dałem Martynie buziaka i pojechali a my Poszliśmy do gabinetu dyrektora.
- załatwimy to polubownie? - Ojciec tego chłopaka
- polubownie? - pytam - mój syn trafił do szpitala w ciężkim stanie.
Przyjechała policja. Monika z swoim partnerem.
- ale to jeszcze dzieciak. Nie rozumie co robi.
- nie jestem dzieckiem - ten chłopak
- spokój. Od początku - Monika
Dyrektorka jej wszystko wyjaśniła.
- czy składa Pan oskarżenie?
- tak - mówię
- sprawa zostanie skierowana do sądu. - Monika - o dniu rozprawy zostaną państwo poinformowani.
Podpisałem papiery.
- a co mu grozi?
- kurator lub ośrodek poprawczy. - Monika
Po chwili mogłem iść i pojechałem do szpitala. Martyna załamana.
- jak z nim?
- operują go. Ma krwiaka. - mówi i płacze.
- wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. To dzielny chłopak.
- co załatwiłeś?
- sprawa została skierowana do sądu.
- czemu nie możemy mieć spokoju? - pyta
- nie wiem kochanie.
Przyjechali rodzice tego chłopaka.
- jak się czuje syn?
- operują go - Martyna z płaczem.
Dałem jej buziaka i wodę.
- napij się Miśka - mówię - spróbuj się uspokoić.
- uspokoje się jak zobaczę go przytomnego
Przytuliłem ją i przyszedł Wiktor.
- dać jej coś na uspokojenie? - pyta
- tak - mówię - bo zaraz ona tu trafi na oddział.
Posadziłem Martyne na krześle i rozpuściłem jej w wodzie tabletkę.
- trzymaj - mówię i daje jej buziaka
- ale...
- pojednej nic ci nie będzie. Zaufaj mi.
Po chwili skończyli go operować.
- nie mam dla was dobrych wiadomości. Jego stan jest ciężki. Wprowadziliśmy go w stan śpiączki farmakologicznej.
- co? - Martyna
- przykro mi. - poszedł
- czekaj - mówię - możemy go zobaczyć?
- tak. - mówi
Poszliśmy na salę. Martyna dała mu buziaka.
- młody obudź się szybko - mówię
- dzieci - Martyna
- zadzwonię do mamy. Odbierze ich
- yhym
Wyszedłem z sali i dzwonie.
- cześć mamo - mówię
- cześć Piotruś. Co tam?
- miałbym prośbę. Odbierzesz maluchy, Dominike i Anię? My nie damy rady. Jesteśmy z młodym w szpitalu. Martyna ledwo stoi na nogach.
- Boże. Co się stało?
- Bójka w szkole - mówię - nie skończyła się zbyt najlepiej
- ok. Odbierzemy ich. Może zgarniemy Martyne po drodze?
- nie będzie chciała iść. Odwioze ją później.
- ok. A ty jak się czujesz?
- wporządku. - mówię - mogę wracać do pracy, ale dał mi jeszcze tydzień wolnego.
- no to chociaż tyle dobrze.
Po chwili się rozłączyła a ja poszedłem do Martyny.
Dałem jej buziaka i młodemu.
Usiadłem koło Martyny.
- będzie dobrze - mówię
- musi - mówi i się do mnie przytula

***
Podrzuciłem Martyne do domu i poszła się położyć a ja jadę z Anią.
- co się stało?
- pobił się w szkole i ten go rzucił ze schodów. - mówię
- i tak mu to ujdzie?
- nie - mówię - sprawa trafiła do sądu.
Po chwili byliśmy na miejscu i poszliśmy pod tą salę. A młodego tam nie ma.
- gdzie jest mój syn? - pytam
- nie został Pan poinformowany? Zmarł przed chwilą.
- co? - Ania
- to są jakieś żarty - mówię - gdzie jest lekarz?
- lekarz prowadzący skończył dyżur, ale Zaprowadze Pana do innego.
Dałem Ani buziaka i próbuje się uspokoić.
- to musi być jakaś pomyłka - mówię
Poszliśmy do lekarza.
- słucham.
- to ojciec chłopca z 8.
- i akurat ty - Lekarz
- powiedz, że to pomyłka i zaprowadź nas do niego
- Strzelecki. On nie żyje - mówi
- co? W takim razie i tak chce go zobaczyć.
- tam nie można wejść
- dobra sam go znajdę - mówię i wyszliśmy z gabinetu a Wiktor sunął mi się z drogi.
- wiem, że masz ochotę wszystkich zamordować, ale idź do syna.
- żyje? - Ania
- żyje i ma się świetnie - Wiktor
- od ciebie się więcej dowiem niż od tego całego personelu. Gdzie on jest?
- Ostatnia sala po prawej.
- dziekuje
- ochłoń Strzelecki. - mówi
Pokazałem mu kciuk w górę a młoda się śmieje.
- spoko nic nie zrobię. Jestem z córką.
Ale jak się trochę wystraszą to nic im nie będzie - mówię
Zaczęliśmy się śmiać i poszliśmy do młodego. Są u niego rodzice tego chłopaka.
- cześć młody - mówię - jak tam?
- wporządku a co się wogóle stało?
- pobiłeś się z kolegą a on cię zrzucił ze schodów. Trochę tu nas za dużo.
- tak. Przepraszamy.
Poszli tamci a wszyscy się śmieją.
- rzeczywiście. Aż lepiej się oddycha - jakaś matka dziecka obok
- chciałem być miły. Ok. Nie wyszło
Zaczęliśmy się śmiać
Przyszedł lekarz.
- ooo jednak jesteś. Słyszałem, że poszedłeś do domu. - mówię
- właśnie wychodziłem, ale słyszałem, że robisz awanturę - mówi - podsumowując. Pomyliłem wyniki, ale to nie zmienia faktu, że uraz głowy jest poważny.
- to kiedy go wypiszesz?
- na pewno nie tak szybko jak ciebie
- i tak długo tu byłem.
- no bardzo - mówi
Zaczęliśmy się śmiać
- musisz podpisać zgodę na dalsze leczenie i na operację.
- w czas - mówię a oni się śmieją.
Podpisałem i podali młodemu leki.
- to kiedy wracasz do pracy? - Lekarz
- pyta ten który dał mi L4 na tydzień - mówię
Zaczęli się śmiać.
- ok. Ciesz się bo mogłem dać Ci więcej.
- jak tak dalej będziesz mylił wyniki to pójdę na opiekę a Martyne ci tu podrzucę.
- podziękuję. Mam was już dość
Zaczęliśmy się śmiać.
Poszedł a my Poszliśmy do bistro coś zjeść.
- Piotrek - Wiktor - powinien leżeć
- jeść też musi. - mówię
- na twoją odpowiedzialność
- wiadomo.
Po chwili dostał wezwanie i poszedł.
- nareszcie - mówię a oni się śmieją.
Zjedliśmy i wróciliśmy na salę.
Po kilku godzinach zrobiło się późno i musieliśmy iść.
- jakby coś to dzwoń - mówię - i bądź grzeczny. Albo nie. Pograj doktorkowi na nerwach to cię wypuści.
Zaczęliśmy się śmiać.
Pojechaliśmy do domu a tam cisza i spokój.
- ooo jesteście.- Mama - Martyna i dzieci śpią. Martyna nic nie jadła. Nawet nie wstała, ale oddycha. Sprawdzalam jak kazałeś. Kolacje macie na blacie.
- dziękuję - mówię i się przytuliliśmy.
- nie ma za co. Co z nim?
- lekarz pomylił wyniki. Obudził się. To jest najważniejsze i pomału dochodzi do siebie.
- no to dobrze.
Po chwili poszli a ja poszedłem zaglądnąć do Martyny.
Dałem jej buziaka.
- obudził się? - pyta
- tak - mówię - lekarz pomylił wyniki.
Chodź. Zjesz coś a jutro do niego pojedziemy.
- nie chce mi się jeść
- tobie nie. Ale tym dwóm maluchą pewnie tak. Chodź.
- yhym. Która to godzina?
- za 5 minut 23
- padłam nieźle - mówi
Poszliśmy do kuchni. Dałem jej oraz Ani kolacje i zrobiłem herbaty.
- to jak już jesteście to pójdę już spać - Babcia
- Oki.
- dobranoc - mówię
- dobranoc.
Babcia poszła.
Zjedliśmy kolacje.
- coś mi podał, że tak padłam?
- ledwo stałaś na nogach. - mówię - jesteś wykończona.
- aż tak bardzo to widać? - pyta
- yhym - Ania
- także fajnie było, ale się skończyło. Zamieniamy się.
- jak ty to robisz? nie wiem. - mówi - ale wszystko ogarniasz.
- ogarniamy. Sam nie dam rady bo to kończy się źle.
Zaczęliśmy się śmiać.


















In My Dreams - MaPi.  (1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz