123. Udaje Kochanego Tatusia

202 3 0
                                    

*Piotrek*
Tata Martyny przyjechał do nas i zadaje pytania.
- jak do tego doszło?
- nie wiem - śpiewam
Zaczęliśmy się śmiać.
- Piotrek to jest poważna sytuacja.
- co poradzić mogę na to? - dalej śpiewam
- chcesz zniknąć?
Zaczęliśmy się śmiać.
- zamierzacie tu mieszkać na zawsze?
- nie - Martyna. - na razie. Później coś znajdziemy
- później to znaczy kiedy?
- jak dostaniemy pieniądze od ubezpieczyciela - Martyna
- a to przepraszam. Teraz nie macie na koncie?
- to twoje - Martyna - a to tanie nie będzie
- przepisałem na was? Obydwóch. To jest wasze. Więc szukacie domu i zabieraj tych twoich rodziców. - ostatnie zdanie skierował na mnie a ja podniosłem ręce do góry.
Zaczęliśmy się śmiać.
- wiedziałem, że jest haczyk - mówię
- nie haczyk. Oni są bardziej nie znośni niż ty.
- o nie - Mówię - przebili mnie
Zaczęliśmy się śmiać
- jak ich lubię tak teraz mam ich dość
- my wiemy - Martyna - odwalało nam nagle przyszli i co robić? Przypieprzyć mu nie mogę.
Zaczęliśmy się śmiać.
- Dzieci dzieci tu są - tata
- pasiam - Martyna
- nic nie słyszeliśmy
- a słyszałem, że pojawi się następne
- no tak - Martyna
- no to gratulacje - tata - kupcie większy Dom bo pokojów wam zabraknie
Zaczęliśmy się śmiać.
- spokojnie - mówię - to ostatnie
- już to słyszałem
Zaczęliśmy się śmiać.
- zostaliśmy sami. Z czerwonym winem
- bez szczegółów
Zaczęliśmy się śmiać.
Po chwili tata poszedł a my szukamy domu.
- patrz jaki piękny - Martyna
- i piękna cena - mówię
- ma trzy garaże - Martyna czyta. - wiem, że ci się podoba. Wiem to. Wiem
- uspokój. Uspokój. Uspokój się.
Zaczęliśmy się śmiać.
- bierzemy go? - pyta
- dzieci co wy na to? - pytam
- ooo
- to chyba tak.
- ale czytaj jeszcze ile jest pokoi.
- ok. Parter to duży salon z tarasem. Tam będziemy jeść śniadanka.
- jasne. I tak ich nie zjesz - mówię - dalej
Zaczęliśmy się śmiać
- duża kuchnia. Spalimy ją pierwszego dnia. Łazienka, dwa biura
- pobawimy się w szefa gangu - mówię
- i schowek  na męża jak przyjdzie kochanek
Zaczęliśmy się śmiać.
- i to tyle na parterze. U góry jest 10 pokoi i wyjście na balkon.
- nauczę się latać w końcu.
- to chodź poćwiczymy. Tu też jest balkon
Zaczęliśmy się śmiać.
I trzecie piętro. Kolejne 10 pokoi i wejście na strych.
- czyli schowek do trzymania żony
Zaczęliśmy się śmiać.
- dobra dzwoń a nie gadaj.
- a mamy tyle? - pytam
- mamy jeszcze więcej.
- no to dzwonie.
Zadzwoniłem.
- dzień dobry. Ja w sprawie domu. Czy oferta jest nadal aktualna?
- dzień dobry. Tak. Oferta jest aktualna.
- to kiedy moglibyśmy zobaczyć dom?
- jeśli Panu pasuje to dzisiaj o 14
- dobrze. Pasuje
- no to podaję adres.
Wziąłem kartkę
- dobrze - mówię
- ul. Wolności 67
- dobrze dziękuję. I do zobaczenia
- do zobaczenia.
Rozłączyłem się.
- co? Pamięć już nie ta? - Martyna się śmieje a dzieci razem z nią.
Wystawiłem do niej język.
Dzwoni Anka. A do Piotrka szef.
- uuu chcieli nam wbić na chatę - mówię
Odebrałem. Martyna też.
Wyjaśniliśmy całą sytuację i po chwili byli u nas. Wszyscy z bazy.
- luz żyjemy - Martyna
- złego diabli nie biorą
Zaczęliśmy się śmiać.
- jak do tego doszło? - szef
- nie wiem - śpiewamy z Martyną
Zaczęliśmy się śmiać.
Zrobiłem kawę a Martynie i dziecią soczek.
- ej udało wam się - Anka - Rafał wziął wolne.
- uuu - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- a wy za to macie za dużo wolnego. - szef - Piotruś...
- zarobiony jestem - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- yyy nie nie.
Karetkę zarysowałeś
- ja? Nie?
Śmieją się a szef na mnie patrzy.
- zamaluje ją - mówię - obiecuję.
Zaczęliśmy się śmiać.
Po kilku godzinach poszliśmy na spotkanie. Wszyscy. Ale tylko my weszliśmy do środka razem z dziećmi.
- dzień dobry
- dzień dobry. Państwo z ogłoszenia?
- tak - mówię
Oglądliśmy dom i po wszystkim zdecydowaliśmy się, że kupimy go.
- kupujemy go - mówię
- super. To sporządze umowę i umówimy się już w moim biurze. Dobrze?
- dobrze. - Martyna.
- dziękujemy - mówię.
Wyszliśmy z domu.
- i co? Bierzecie?
- bierzemy - mówię.
Dzwoni ubezpieczyciel do Martyny.
- yyy Piotrek. Weź. Ja nie umiem z nim gadać.
Zaczęliśmy się śmiać.
Wziąłem telefon.
- dzień dobry - mówię - słucham
- dzień dobry. Czy są państwo w mieszkaniu?
- aktualnie nas nie ma, ale właśnie wracamy - mówię.
- dobrze to w takim razie przyjadę do państwa o 17 z dokumentami.
- dobrze. To do zobaczenia
- do zobaczenie.
Rozłączyłem się i oddałem Martynie telefon.
- ty mu będziesz odpowiadał - Martyna
- czemu ja? - pytam - ja nie wiem ile ty miałaś ciuchów.
- Myślisz, że ja wiem?
Zaczęliśmy się śmiać.
- życzę powodzenia - Anka
- kupisz mi nowe co nie? - Martyna
- nie. - mówię - masz się w co ubrać to po co ci?
Zaczęliśmy się śmiać.
Wróciliśmy do domu i przyjechał ubezpieczyciel. Zadaje tyle pytań na które ja nie znam odpowiedzi. Zmyślam żeby nie było. Martyna za to zajmuje się papierami.
- co było w kuchni?
- lodówka, szafki... - wymieniam hamując śmiech chociaż mi nie pomagają.
- a czy w lodówce coś było?
- no było. Zapas na tydzień - mówię
- rozumiem. A co dokładnie?
- a to tego Panu nie powiem - mówię
- dobrze. To teraz przejdźmy do garderoby pani Martyny.
- ojej
- to może porozmawiam z żoną.
- Martynko twoja kolej - mówię
- ojej
Martyna przyszła.
- chce Pan coś do picia?
- nie dziękuję.
Poszedłem się napić wody a Martyna wymienia. Udaje, że się zastrzelam a ludzie z bazy się śmieją. Razem z dziećmi. Tosia do mnie przyszła. Wziąłem ją na ręce.
- tata da coś słodkiego?
- ojej - mówię - chyba nic nie mamy
- jak kto? Przecież byłam z dziadkiem na zakupach?
- no, ale się spaliło
- ojej - wszyscy.
Przytuliłem Tosie.
- pójdziemy później i kupimy. - mówię
- tak?
- tak
Przytuliła się a ja jej dałem buziaka.
Ona mi też.
Spisaliśmy wszystko.
- a jak do tego doszło? - pytam
- ktoś podpalił instalacje elektryczną. Sprawdzamy nagrania z kamer, które przetrwały. Ale wiemy, że to było podpalenie. Samo by się nie zapaliło.
Podpisałem papiery i ubezpieczyciel pojechał.
Dałem Martynie wody. I poszliśmy do wszystkich. Ja siedzę na podłodze i drażnie się z dziećmi.
Ktoś puka.
Wstaje i idę.
- nie ma nikogo w domu - mówię a oni się śmieją. Otworzyłem a tam tata Martyny
- jak ci rąbne to nie będzie
- ups - mówię - cześć
Zaczęliśmy się śmiać.
- jak do tego doszło? Tylko mi nie śpiewaj. Znikniesz. Mówię Ci
Śmieją się a ja mówię.
- ktoś podpalił instalacje elektryczną.
Poszedł do salonu i się Załamał.
- to są normalne rozmowy. - Martyna prostuje sytuację
Zaczęliśmy się śmiać.
- dobra. Nie spodziewałem się. - tata Martyny
- ja się przyzwyczaiłem. Wy też dacie radę - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- dobra. Patrzyliście za domem
- nom. Już go kupiliśmy. Znaczy pani sporządza umowę. - Martyna
- super. To zabierzecie ich, co nie? - pyta z nadzieją
- nie - Martyna
- ej. On miał to powiedzieć.
- nagrywasz nas?
- nie. Ale miałem powiedzieć, że ich syn ich nie chce.
- hy Hy - mówię - coś nie pykło
Zaczęliśmy się śmiać.
- dobra koniec żartów.
- yhym - mówię - znikne?
*Martyna*
Tata się Załamał a my się Śmiejemy.
- chce zobaczyć ten dom
Piotrek poszedł po laptopa i pokazujemy tacie ten dom.
- no no no. A po co wam trzy garaże?
- będę go tam przytrzymywać - mówię
- a ja ją na strychu.
Zaczęliśmy się śmiać.
- a dwa biura?
- będziemy się bawić w szefa gangu - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- ale oferta jest nieaktualna
- no bo już go zarezerwowaliśmy
- kontaktują.
Zaczęliśmy się śmiać.
Tata poszedł.
- ale nie powiem. Tak. On cię lubi - Anka
- on go kocha jak syna - mówię
- powiedział? - Anka
- powiedział - Piotrek.
- ale, że on się z nim drażni to on z nim też.
Zaczęliśmy się śmiać
Po chwili poszli a my pojechaliśmy do sklepu. Uzupełniamy zapasy słodkiego.
I kupujemy to co nam przyjdzie na myśl. Następnie idziemy do kasy i spotkaliśmy nie proszonych gości.
Kolejka jest długa. Oglądam książki z Tosią i wybieramy.
- o nie. - Tosia - moja kicia kocia
- nic się nie martw maluchu - mówię - mama już zamówiła.
- nic nie słyszałem. - Piotrek
Zaczęliśmy się śmiać.
- tata nie słyszy - Tosia chce do niego na ręce
- no nie słyszę. - wziął ją - Ogłuchłem chwilowo
Zaczęliśmy się śmiać.
- wody nie wzięliśmy - mówię
- no to idę po nią - Piotrek
Poszedł razem z Tosią. Po chwili wrócili. Z wodą i chrupkami.
- to jest woda?
- wybacz. Nie potrafię jej odmówić.
Zaczęliśmy się śmiać.
- słodkie oczka działają
- zawsze - mówi
Po chwili zapłaciliśmy i poszliśmy do auta. Piotrek zapakował do bagażnika i wróciliśmy do mieszkania. Piotrek rozpakowuje a ja mu podaję.
- idź się połóż - mówi
- hmm? - patrzę na niego
- idź się połóż. Słabo wyglądasz.
- aaa
Dzieci się śmieją.
*Piotrek*
Poszła się położyć a ja rozpakowałem zakupy razem z dziećmi. Później dałem im coś słodkiego i poszli się bawić a ja ogarniam jak wstępnie urządzić dom. Tylko propozycja. Pewnie Martyna ma inną koncepcje. Po chwili słyszymy huk na klatce schodowej. Wyszedłem sprawdzić co się stało. Dzieci za mną.
Kobieta leży a koło niej pełno ludzi.
- proszę się odsunąć - mówię - i dzwonić po karetkę
Sprawdzam czy kobieta oddycha.
- Ania przynieś apteczke - mówię. - Jest w kuchni w dolnej szafce.
- ok
Badam ją urazowo.
- halo - mówię - słyszy mnie pani?
- tak? Co się stało?
- prawdopodobnie spadła pani ze schodów - mówię - coś Panią boli?
Ania przyszła z apteczką. Założyłem rękawiczki i opatrzyłem pani rany.
- proszę się nie ruszać - mówię - może mieć pani uraz kręgosłupa.
Po chwili przyjechała karetka. Z szefem na czele.
- ty. Masz wolne.
- jak kto mówią. Służba nie dróżba
- dobra student po noszę. A ty mów co jak?
- prawdopodobnie pani spadła ze schodów, uraz głowy i złamana ręką. Pani na nic nie choruje oraz nie przyjmuje żadnych leków.
- dobra robota.
- dawno tego nie słyszałem
Zaczęliśmy się śmiać a Wiktor się patrzy.
Ściągnąłem rękawiczki.
- gdzie on jest z tymi noszami
- poszedł na randkę - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- Tato drzwi się zastrzasły - Ania
- no to Martyna się podrażni - szef
- śpi - mówię i szukam kluczy. Znalazłem. Otworzyłem. - zapraszam
- ooo
Zaczęliśmy się śmiać.
Weszli do domu.
- student co z tobą?
- nie potrafię wjechać
- pomóc mu? - pytam
- idź.
Poszedłem po studenta.
- musisz podnieść. Inaczej nie dasz rady. - mówię
- aha
Pomogłem mu i przenieśli pacjentke na noszę.
- dało się? - szef
- trudny dzień - mówię
- dobrze. To ty z nim będziesz jeździć
- mam wolne dwa tygodnie. - mówię
- udało Ci się.
Wzięli pacjentke.
- wracam do dzieci - mówię
- pomóż - Magda
Zaczęliśmy się śmiać.
- przypilnuje dzieci - szef.
- są mądrzejsi niż ja. Poradzą sobie - mówię
Pomogłem im znieść pacjentke i włożyć do karetki.
- dzięki za pomoc.
- polecam się na przyszłość - mówię
Pojechali a ja wróciłem do mieszkania. Umyłem ręce i zajrzałem do Martyny.
Śpi. Przykryłem ją kołdrą i dałem jej buziaka. Zamknąłem okno i wróciłem do dzieci. Napiłem się wody.
- chcecie coś do picia?
- kakao - Tosia
- my też
- no to już.
- i pączka
- a to tego nie ma
- ojej
- ojej
Zaczęliśmy się śmiać.
- chyba, że idziemy do cukierni. Jest za rogiem.
- idziemy.
- no to idziemy. Napisałem kartkę w razie czego i poszliśmy do cukierni.
- mama to mnie udusi dzisiaj.
- to kupimy też mamie - Tosia
Zaczęliśmy się śmiać.
- dobrze kombinujesz - mówię
Po chwili byliśmy w cukierni. Kupiliśmy pączki z bitą śmietaną. Spotkaliśmy moją nieszczęsną rodzinkę.
- tato zostały dwa samotne - Tosia
- yhym - mówię - rozumiem.
- czyli jeszcze dwa?
- tak. - Tosia
Zaczęliśmy się śmiać.
- tak. - mówię
- udaje kochanego tatusia - słyszę za plecami.
Zapłaciłem i wracamy do domu.
Po chwili byliśmy na miejscu.
- chwila prawdy czy pamiętam kod - mówię i wpisuje kod do domofonu a oni się śmieją. - udało się.
Weszliśmy i poszliśmy do mieszkania.
Martyna nas wystraszyła.
- a to tego to się nie spodziewałem - mówię.
Zaczęliśmy się śmiać.
Dałem jej buziaka i poszliśmy do kuchni. Cieszy się.
- dawno nie dostałam buziaka - mówi
- ojej - mówię. - chcesz kawę czy kakao?
- ale taką lekką kawę. - mówi
- Oki.
Zrobiłem dziecią kakao a nam kawę.
Dałem po pączku.
- pączki - Martyna się cieszy
Zaczęliśmy się śmiać.
Zjedliśmy a Tosia się przytula do Martyny.
- ojej. - mówię
Martyna wystawia do mnie język.
- kocham was - mówię
- ooo
Przytuliliśmy się mocno.







In My Dreams - MaPi.  (1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz