*Piotrek*
Tata Martyny przyjechał do nas i zadaje pytania.
- jak do tego doszło?
- nie wiem - śpiewam
Zaczęliśmy się śmiać.
- Piotrek to jest poważna sytuacja.
- co poradzić mogę na to? - dalej śpiewam
- chcesz zniknąć?
Zaczęliśmy się śmiać.
- zamierzacie tu mieszkać na zawsze?
- nie - Martyna. - na razie. Później coś znajdziemy
- później to znaczy kiedy?
- jak dostaniemy pieniądze od ubezpieczyciela - Martyna
- a to przepraszam. Teraz nie macie na koncie?
- to twoje - Martyna - a to tanie nie będzie
- przepisałem na was? Obydwóch. To jest wasze. Więc szukacie domu i zabieraj tych twoich rodziców. - ostatnie zdanie skierował na mnie a ja podniosłem ręce do góry.
Zaczęliśmy się śmiać.
- wiedziałem, że jest haczyk - mówię
- nie haczyk. Oni są bardziej nie znośni niż ty.
- o nie - Mówię - przebili mnie
Zaczęliśmy się śmiać
- jak ich lubię tak teraz mam ich dość
- my wiemy - Martyna - odwalało nam nagle przyszli i co robić? Przypieprzyć mu nie mogę.
Zaczęliśmy się śmiać.
- Dzieci dzieci tu są - tata
- pasiam - Martyna
- nic nie słyszeliśmy
- a słyszałem, że pojawi się następne
- no tak - Martyna
- no to gratulacje - tata - kupcie większy Dom bo pokojów wam zabraknie
Zaczęliśmy się śmiać.
- spokojnie - mówię - to ostatnie
- już to słyszałem
Zaczęliśmy się śmiać.
- zostaliśmy sami. Z czerwonym winem
- bez szczegółów
Zaczęliśmy się śmiać.
Po chwili tata poszedł a my szukamy domu.
- patrz jaki piękny - Martyna
- i piękna cena - mówię
- ma trzy garaże - Martyna czyta. - wiem, że ci się podoba. Wiem to. Wiem
- uspokój. Uspokój. Uspokój się.
Zaczęliśmy się śmiać.
- bierzemy go? - pyta
- dzieci co wy na to? - pytam
- ooo
- to chyba tak.
- ale czytaj jeszcze ile jest pokoi.
- ok. Parter to duży salon z tarasem. Tam będziemy jeść śniadanka.
- jasne. I tak ich nie zjesz - mówię - dalej
Zaczęliśmy się śmiać
- duża kuchnia. Spalimy ją pierwszego dnia. Łazienka, dwa biura
- pobawimy się w szefa gangu - mówię
- i schowek na męża jak przyjdzie kochanek
Zaczęliśmy się śmiać.
- i to tyle na parterze. U góry jest 10 pokoi i wyjście na balkon.
- nauczę się latać w końcu.
- to chodź poćwiczymy. Tu też jest balkon
Zaczęliśmy się śmiać.
I trzecie piętro. Kolejne 10 pokoi i wejście na strych.
- czyli schowek do trzymania żony
Zaczęliśmy się śmiać.
- dobra dzwoń a nie gadaj.
- a mamy tyle? - pytam
- mamy jeszcze więcej.
- no to dzwonie.
Zadzwoniłem.
- dzień dobry. Ja w sprawie domu. Czy oferta jest nadal aktualna?
- dzień dobry. Tak. Oferta jest aktualna.
- to kiedy moglibyśmy zobaczyć dom?
- jeśli Panu pasuje to dzisiaj o 14
- dobrze. Pasuje
- no to podaję adres.
Wziąłem kartkę
- dobrze - mówię
- ul. Wolności 67
- dobrze dziękuję. I do zobaczenia
- do zobaczenia.
Rozłączyłem się.
- co? Pamięć już nie ta? - Martyna się śmieje a dzieci razem z nią.
Wystawiłem do niej język.
Dzwoni Anka. A do Piotrka szef.
- uuu chcieli nam wbić na chatę - mówię
Odebrałem. Martyna też.
Wyjaśniliśmy całą sytuację i po chwili byli u nas. Wszyscy z bazy.
- luz żyjemy - Martyna
- złego diabli nie biorą
Zaczęliśmy się śmiać.
- jak do tego doszło? - szef
- nie wiem - śpiewamy z Martyną
Zaczęliśmy się śmiać.
Zrobiłem kawę a Martynie i dziecią soczek.
- ej udało wam się - Anka - Rafał wziął wolne.
- uuu - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- a wy za to macie za dużo wolnego. - szef - Piotruś...
- zarobiony jestem - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- yyy nie nie.
Karetkę zarysowałeś
- ja? Nie?
Śmieją się a szef na mnie patrzy.
- zamaluje ją - mówię - obiecuję.
Zaczęliśmy się śmiać.
Po kilku godzinach poszliśmy na spotkanie. Wszyscy. Ale tylko my weszliśmy do środka razem z dziećmi.
- dzień dobry
- dzień dobry. Państwo z ogłoszenia?
- tak - mówię
Oglądliśmy dom i po wszystkim zdecydowaliśmy się, że kupimy go.
- kupujemy go - mówię
- super. To sporządze umowę i umówimy się już w moim biurze. Dobrze?
- dobrze. - Martyna.
- dziękujemy - mówię.
Wyszliśmy z domu.
- i co? Bierzecie?
- bierzemy - mówię.
Dzwoni ubezpieczyciel do Martyny.
- yyy Piotrek. Weź. Ja nie umiem z nim gadać.
Zaczęliśmy się śmiać.
Wziąłem telefon.
- dzień dobry - mówię - słucham
- dzień dobry. Czy są państwo w mieszkaniu?
- aktualnie nas nie ma, ale właśnie wracamy - mówię.
- dobrze to w takim razie przyjadę do państwa o 17 z dokumentami.
- dobrze. To do zobaczenia
- do zobaczenie.
Rozłączyłem się i oddałem Martynie telefon.
- ty mu będziesz odpowiadał - Martyna
- czemu ja? - pytam - ja nie wiem ile ty miałaś ciuchów.
- Myślisz, że ja wiem?
Zaczęliśmy się śmiać.
- życzę powodzenia - Anka
- kupisz mi nowe co nie? - Martyna
- nie. - mówię - masz się w co ubrać to po co ci?
Zaczęliśmy się śmiać.
Wróciliśmy do domu i przyjechał ubezpieczyciel. Zadaje tyle pytań na które ja nie znam odpowiedzi. Zmyślam żeby nie było. Martyna za to zajmuje się papierami.
- co było w kuchni?
- lodówka, szafki... - wymieniam hamując śmiech chociaż mi nie pomagają.
- a czy w lodówce coś było?
- no było. Zapas na tydzień - mówię
- rozumiem. A co dokładnie?
- a to tego Panu nie powiem - mówię
- dobrze. To teraz przejdźmy do garderoby pani Martyny.
- ojej
- to może porozmawiam z żoną.
- Martynko twoja kolej - mówię
- ojej
Martyna przyszła.
- chce Pan coś do picia?
- nie dziękuję.
Poszedłem się napić wody a Martyna wymienia. Udaje, że się zastrzelam a ludzie z bazy się śmieją. Razem z dziećmi. Tosia do mnie przyszła. Wziąłem ją na ręce.
- tata da coś słodkiego?
- ojej - mówię - chyba nic nie mamy
- jak kto? Przecież byłam z dziadkiem na zakupach?
- no, ale się spaliło
- ojej - wszyscy.
Przytuliłem Tosie.
- pójdziemy później i kupimy. - mówię
- tak?
- tak
Przytuliła się a ja jej dałem buziaka.
Ona mi też.
Spisaliśmy wszystko.
- a jak do tego doszło? - pytam
- ktoś podpalił instalacje elektryczną. Sprawdzamy nagrania z kamer, które przetrwały. Ale wiemy, że to było podpalenie. Samo by się nie zapaliło.
Podpisałem papiery i ubezpieczyciel pojechał.
Dałem Martynie wody. I poszliśmy do wszystkich. Ja siedzę na podłodze i drażnie się z dziećmi.
Ktoś puka.
Wstaje i idę.
- nie ma nikogo w domu - mówię a oni się śmieją. Otworzyłem a tam tata Martyny
- jak ci rąbne to nie będzie
- ups - mówię - cześć
Zaczęliśmy się śmiać.
- jak do tego doszło? Tylko mi nie śpiewaj. Znikniesz. Mówię Ci
Śmieją się a ja mówię.
- ktoś podpalił instalacje elektryczną.
Poszedł do salonu i się Załamał.
- to są normalne rozmowy. - Martyna prostuje sytuację
Zaczęliśmy się śmiać.
- dobra. Nie spodziewałem się. - tata Martyny
- ja się przyzwyczaiłem. Wy też dacie radę - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- dobra. Patrzyliście za domem
- nom. Już go kupiliśmy. Znaczy pani sporządza umowę. - Martyna
- super. To zabierzecie ich, co nie? - pyta z nadzieją
- nie - Martyna
- ej. On miał to powiedzieć.
- nagrywasz nas?
- nie. Ale miałem powiedzieć, że ich syn ich nie chce.
- hy Hy - mówię - coś nie pykło
Zaczęliśmy się śmiać.
- dobra koniec żartów.
- yhym - mówię - znikne?
*Martyna*
Tata się Załamał a my się Śmiejemy.
- chce zobaczyć ten dom
Piotrek poszedł po laptopa i pokazujemy tacie ten dom.
- no no no. A po co wam trzy garaże?
- będę go tam przytrzymywać - mówię
- a ja ją na strychu.
Zaczęliśmy się śmiać.
- a dwa biura?
- będziemy się bawić w szefa gangu - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- ale oferta jest nieaktualna
- no bo już go zarezerwowaliśmy
- kontaktują.
Zaczęliśmy się śmiać.
Tata poszedł.
- ale nie powiem. Tak. On cię lubi - Anka
- on go kocha jak syna - mówię
- powiedział? - Anka
- powiedział - Piotrek.
- ale, że on się z nim drażni to on z nim też.
Zaczęliśmy się śmiać
Po chwili poszli a my pojechaliśmy do sklepu. Uzupełniamy zapasy słodkiego.
I kupujemy to co nam przyjdzie na myśl. Następnie idziemy do kasy i spotkaliśmy nie proszonych gości.
Kolejka jest długa. Oglądam książki z Tosią i wybieramy.
- o nie. - Tosia - moja kicia kocia
- nic się nie martw maluchu - mówię - mama już zamówiła.
- nic nie słyszałem. - Piotrek
Zaczęliśmy się śmiać.
- tata nie słyszy - Tosia chce do niego na ręce
- no nie słyszę. - wziął ją - Ogłuchłem chwilowo
Zaczęliśmy się śmiać.
- wody nie wzięliśmy - mówię
- no to idę po nią - Piotrek
Poszedł razem z Tosią. Po chwili wrócili. Z wodą i chrupkami.
- to jest woda?
- wybacz. Nie potrafię jej odmówić.
Zaczęliśmy się śmiać.
- słodkie oczka działają
- zawsze - mówi
Po chwili zapłaciliśmy i poszliśmy do auta. Piotrek zapakował do bagażnika i wróciliśmy do mieszkania. Piotrek rozpakowuje a ja mu podaję.
- idź się połóż - mówi
- hmm? - patrzę na niego
- idź się połóż. Słabo wyglądasz.
- aaa
Dzieci się śmieją.
*Piotrek*
Poszła się położyć a ja rozpakowałem zakupy razem z dziećmi. Później dałem im coś słodkiego i poszli się bawić a ja ogarniam jak wstępnie urządzić dom. Tylko propozycja. Pewnie Martyna ma inną koncepcje. Po chwili słyszymy huk na klatce schodowej. Wyszedłem sprawdzić co się stało. Dzieci za mną.
Kobieta leży a koło niej pełno ludzi.
- proszę się odsunąć - mówię - i dzwonić po karetkę
Sprawdzam czy kobieta oddycha.
- Ania przynieś apteczke - mówię. - Jest w kuchni w dolnej szafce.
- ok
Badam ją urazowo.
- halo - mówię - słyszy mnie pani?
- tak? Co się stało?
- prawdopodobnie spadła pani ze schodów - mówię - coś Panią boli?
Ania przyszła z apteczką. Założyłem rękawiczki i opatrzyłem pani rany.
- proszę się nie ruszać - mówię - może mieć pani uraz kręgosłupa.
Po chwili przyjechała karetka. Z szefem na czele.
- ty. Masz wolne.
- jak kto mówią. Służba nie dróżba
- dobra student po noszę. A ty mów co jak?
- prawdopodobnie pani spadła ze schodów, uraz głowy i złamana ręką. Pani na nic nie choruje oraz nie przyjmuje żadnych leków.
- dobra robota.
- dawno tego nie słyszałem
Zaczęliśmy się śmiać a Wiktor się patrzy.
Ściągnąłem rękawiczki.
- gdzie on jest z tymi noszami
- poszedł na randkę - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- Tato drzwi się zastrzasły - Ania
- no to Martyna się podrażni - szef
- śpi - mówię i szukam kluczy. Znalazłem. Otworzyłem. - zapraszam
- ooo
Zaczęliśmy się śmiać.
Weszli do domu.
- student co z tobą?
- nie potrafię wjechać
- pomóc mu? - pytam
- idź.
Poszedłem po studenta.
- musisz podnieść. Inaczej nie dasz rady. - mówię
- aha
Pomogłem mu i przenieśli pacjentke na noszę.
- dało się? - szef
- trudny dzień - mówię
- dobrze. To ty z nim będziesz jeździć
- mam wolne dwa tygodnie. - mówię
- udało Ci się.
Wzięli pacjentke.
- wracam do dzieci - mówię
- pomóż - Magda
Zaczęliśmy się śmiać.
- przypilnuje dzieci - szef.
- są mądrzejsi niż ja. Poradzą sobie - mówię
Pomogłem im znieść pacjentke i włożyć do karetki.
- dzięki za pomoc.
- polecam się na przyszłość - mówię
Pojechali a ja wróciłem do mieszkania. Umyłem ręce i zajrzałem do Martyny.
Śpi. Przykryłem ją kołdrą i dałem jej buziaka. Zamknąłem okno i wróciłem do dzieci. Napiłem się wody.
- chcecie coś do picia?
- kakao - Tosia
- my też
- no to już.
- i pączka
- a to tego nie ma
- ojej
- ojej
Zaczęliśmy się śmiać.
- chyba, że idziemy do cukierni. Jest za rogiem.
- idziemy.
- no to idziemy. Napisałem kartkę w razie czego i poszliśmy do cukierni.
- mama to mnie udusi dzisiaj.
- to kupimy też mamie - Tosia
Zaczęliśmy się śmiać.
- dobrze kombinujesz - mówię
Po chwili byliśmy w cukierni. Kupiliśmy pączki z bitą śmietaną. Spotkaliśmy moją nieszczęsną rodzinkę.
- tato zostały dwa samotne - Tosia
- yhym - mówię - rozumiem.
- czyli jeszcze dwa?
- tak. - Tosia
Zaczęliśmy się śmiać.
- tak. - mówię
- udaje kochanego tatusia - słyszę za plecami.
Zapłaciłem i wracamy do domu.
Po chwili byliśmy na miejscu.
- chwila prawdy czy pamiętam kod - mówię i wpisuje kod do domofonu a oni się śmieją. - udało się.
Weszliśmy i poszliśmy do mieszkania.
Martyna nas wystraszyła.
- a to tego to się nie spodziewałem - mówię.
Zaczęliśmy się śmiać.
Dałem jej buziaka i poszliśmy do kuchni. Cieszy się.
- dawno nie dostałam buziaka - mówi
- ojej - mówię. - chcesz kawę czy kakao?
- ale taką lekką kawę. - mówi
- Oki.
Zrobiłem dziecią kakao a nam kawę.
Dałem po pączku.
- pączki - Martyna się cieszy
Zaczęliśmy się śmiać.
Zjedliśmy a Tosia się przytula do Martyny.
- ojej. - mówię
Martyna wystawia do mnie język.
- kocham was - mówię
- ooo
Przytuliliśmy się mocno.
CZYTASZ
In My Dreams - MaPi. (1/2)
Storie d'amorePrzez jedno głupie zdanie ich najlepszego przyjaciela ich miłość przestała istnieć. Czy odnajdą sposób aby się pogodzić? Czy ich "przyjaciel" wyzna prawde? Dowiemy się po przeczytaniu tej książki. Serdecznie zapraszam fankanasygnale Ciąg dalszy... P...