Wokół tego lasu od wieków krążyły miejscowe legendy. Wielu w nim straciło życie,wielu też nie powróciło z jego czeluści. Nawet jeśli udało się im z niego wyjść powrócili niespełna rozumu. Mówi się, że w jego odmętach mieszkają czarownice które mszczą się na ludziach. Kiedyś była tu wioska ale w przeciągu jednej nocy spłonęła żywym ogniem. Wielu zginęło.Przetrwali tylko nie liczni.
Znudzony samuraj imieniem Shun Kazami słuchał opowieści starca z którym popijał sake przy domowym palenisku.
- Za dużo wypiłeś staruszku.- odstawił butelkę na bok.
- Powiadam ci młodzieńcze prawdę.- po czym pokazał mu swoje blizny po oparzeniach.- One istnieją. Widziałem jak jedyn machnięciem dłoni kobieca postać podpaliła człowieka. One patrzą.Obserwują cię.Słyszą cię. Na twoim mieczu jest zbyt wiele krwi. One tego nienawidzą. Odejdź póki jeszcze możesz.- po czym udał się na odpoczynek do izby. Shun popatrzył na niego jak na typowego szaleńca. Stracił tylko czas szukając u niego odpowiedzi. Jego Pan zlecił mu zadanie które miał zamiar wykonać. Chciał wcielić tą część terenu do swojej prowincji, ale przez zabobony o czarownicach żaden chłop nie chciał osiedlić się w tej części. Postanowił wkroczyć jutro do lasu i rozwiązać ten problem. Raz na zawsze.
....Z pierwszymi promieniami słońca Kazami wszedł do lasu. Nie wiedział jeszcze wtedy, że tym samym skaże siebie na wieczną klątwę. Niczego nie świadomy przemierzał gęste zarośla aż w końcu natrafił na wielką, porośniętą czerwonymi, pajęczymi liliami polanę. Zatrzymał się na chwilę, patrząc na piękno tego krajobrazu ale przekonał się, że to była zła decyzja. Pod kwiatami skrywało się bagno które wciągało go coraz głębiej. Nie mógł się uwolnić. Im bardziej szarpał, tym bardziej zabójcza pułapka natury go więziła. Zapadł się po szyję i gdy myślał,że to już koniec ujrzał piękną, młodą postać kobiety w oddali.Było dokładnie tak jak mówił starzec. Ziemia jakby na jej rozkaz rozstąpiła się uwalniając jego ciało z zabójczej pułapki ale pozbawiła go miecza.
- Cuchniesz krwią.- powiedziała lekkim tonem i jednym machnięciem dłoni pozbawiła go przytomności.
....Gdy się obudził pierwsze co poczuł to twarda kora drzewa oraz sznur wokół ciała którym go związano. Trzymał go niczym boa dusiciel. Rozejrzał się za rzekomą wiedźmą i ujrzał młodą, rudowłosą kobietę w czarnym kimonie ze wzorami kwiatów o porcelanowej skórze.
Siedziała przy ognisku gotując w kociołku. Nuciła pod nosem,zaplatając coś na kształt lalki z traw i gałęzi.
- Kim jesteś kobieto?.- spytał zirytowany Kazami na co w jakiś sposób zamknęła mu usta jednym skinieniem palca.
- Masz wiele krwi na rękach.- powiedziała z obrzydzeniem.- Zabiłeś niewinnych ludzi w imię twojego, nikczemnego Pana.- dodała gniewnie.- Już dość krwi.- po czym podeszła do niego z tą dziwną lalką. Czerwony,jutowy sznurek który na niej był zmienił się nagle w ogromną, czerwono-czarną kobrę.- Twój Pan posmakuje zemsty moich sióstr. Twoje ciało będzie moją marionetką.- po czym wąż ukąsił go, wbijając ogromne kły w jego ramię. Bolało jak diabli. W dodatku w jego umyśle przeplatało się mnóstwo wizji o palonych żywcem kobietach. Chciał krzyczeć ale nie mógł. Zaklęcie mu na to nie pozwalało. Zemdlał w końcu z wycieńczenia, widząc przed sobą tylko ciemność.
....Ocknął się dopiero poza lasem. O dziwo jego katana leżała na ziemi. Sięgnął po nią ale zaraz tego pożałował. Rękojeść poparzyła go. Czarownica musiała ją przekląć gdyż na jego dłoni pojawił się pentagram. Zaraz potem znikąd pojawiła się mała dziewczynka. Ubrana w lawendowe kimono poplamione krwią trzymała bukiet białych kwiatów. Shun doskonale pamiętał kim była. Shogunat kazał mu kiedyś zabić pewną rodzinę. Nie wiedział, że mieli córkę. Wyciągnął do niej rękę ale zamieniła się w popiół.
"Twój miecz splamiony jest w krwi. Niewinnej krwi. Nadszedł dzień kiedy, to tyran zabity będzie przez kata."- usłyszał w swojej głowie głos wiedźmy.
- Przeklęta żmijo!. Wyjdź z mojej głowy!.- krzyknął głośno, klepiąc się po łepetynie. Usłyszał jej szyderczy śmiech po czym jego ciało przestało go słuchać. Koniczyny, członki każdy nerw nie słuchały go. Czuł się jak szmaciana kukła. Jakby ktoś jego ręce i nogi spętał niewidzialnymi sznurkami. Starzec mówił prawdę. Ta ziemia należała do czarownic. Nikt nie miał prawa tu wejść.
.....Krew spłynęła ulicami Osaki gdy Shun Kazami wkroczył do miasta. Miał nadludzką siłę. Żaden samuraj, żaden wojownik czy najlepszy szermierz nie mógł go pokonać. Wystarczyło jedno draśnięcie,jedno nacięcie by zginąć od przeklętego ostrza. Ludzie zamieniali się w czarny popiół.Shogun ( Pan) nawet nie błagał o litość. Stanął do walki ale i jego ostrze nie oszczędziło. Odebrało mu życie zamieniając w krwawą ofiarę.
Shun widząc ile zła wyrządził zaczął błagać wiedźmę o litość.
- Proszę zakończ to!. Dość już krwi!.- błagał na co niebo przybrało szkarłatny kolor. Spadł krwawy deszcz który oczyścił miasto z popiołów. Z odmętów ciemności powstali umarli. Wszystkie ofiary Shogunatu. W tłumie zakrwawionych postaci pojawiła się czarownica. Niosła pajęczą lilię w dłoni. Kwiat zmienił się w węża. Ponownie go ugryzł,przynosząc uwolnienie.
- Do końca swego żałosnego życia będziesz żył z krwią na rękach, pilnując mojego lasu.- znów go przeklinała.- Lecz umrzesz wtedy gdy ci na to pozwolę.- rzuciła klątwę i zniknęła.....
Mijały lata, miesiące, tygodnie,dni. Shun żyjąc swoim żałosnym życiem zamieszkał pod lasem. Stał się jego strażnikiem. Wielu próbowało i wielu poległo. Wraz z ilością ofiar las się rozrastał, pokrywając całą równinę. To tak, jakby karmił się krwią umarłych. W końcu jednak którejś zimowej nocy wiedźma pojawiła się w jego hacie.
- Już czas.- oznajmiła mu, wręczając sierp.- Twój czas dobiegł końca.- i zamknął oczy na zawsze.
....
CZYTASZ
Shun i Alice opowieści dziwnej treści
FanfictionKrótkie rozdziały i mnóstwo słodyczy.Cukrzyca gwarantowana.