Nadszedł poniedziałek,a wraz z nim umówiona,poranna wizyta Shuna u jego psychiatry,doktora Joe'ego Browna.
- Cieszę się,że cię widzę Shun.- przywitał się z nim i nakazał gestem dłoni usiąść mu na fotelu.- Co cię dziś do mnie sprowadza?.- od razu przeszedł do konkretów.
- Dziwnie się ostatnio czuję...- zaczął powoli.
- "Dziwnie"?.- doktor oderwał się od notatek i spojrzał uważnie na Kazamiego.
- Wrócił mi apetyt ale,to nie zasługa leków.- zaczął wyjaśniać.- Tylko pewnej dziewczyny,która jest właścicielką niewielkiej knajpki...i nie wiem,dlaczego,ale gdy tylko znajdzie się w pobliżu mnie,cała ta depresja z którą się męczę po prostu znika.- wyjaśnił.- Niepokoi mnie tylko moja nerwowość przy niej.- skończył opowiadać.
- Hmm...- Brown zanotował coś na karcie.- Nie masz się czego obawiać Shun,bo to naturalna reakcja u mężczyzn.- wyjaśnił.- Po prostu, zwyczajnie ta dziewczyna ci się podoba.- dodał.
- Co?.- spytał z niedowierzaniem.
- Mózg ludzki wytwarza tzw.hormony szczęścia,jak np.serotoninę,endorfinę itd.,więc jej atrakcyjność albo coś,co cię w niej urzekło,sprawia że jesteś szczęśliwy.- wyjaśnił.
- Obawiam się tylko,że to jeszcze dla mnie za wcześnie na randkowanie.- wyznał szczerze.
- Nie przekonasz się o tym,jeśli nie spróbujesz Shun.Spójrz ile dobrego z tego wynikło.Może warto dać temu szansę.- zachęcił go,na co Kazami zamilkł,myśląc intensywnie.
- Chyba masz rację.- odezwał się po chwili ciszy.Rozmawiali potem długo o wpływie leków na zdrowie,aż sesja dobiegła końca i Shun udał się do studia.Po drodze myślał intensywnie o słowach doktora "by dać temu szansę",lecz miał istny mętlik w głowie.Gdzieś tam w mroku miał obraz szyderczo uśmiechającej się Fabii,która wykorzystała go i odeszła,niszcząc po drodze jego artystyczną duszę.Jednak Alice była jej całkowitym przeciwieństwem.Biło od niej ciepło niczym słońce,które rozgromiło czarne,deszczowe chmury nad jego niebem.Innymi słowy sprawiła,że na nowo zapragnął rysować,tworzyć dzieła na skórze.
- Może warto dać temu szansę.- powtórzył słowa lekarza jak mantrę.Z tej całej zadumy dotarł do studia i zdziwił się,widząc pod drzwiami młodą,blondwłosą dziewczynę.Drzwi były zamknięte,a ona siedziała na betonowym schodku,trzymając jakieś zdjęcie w ramce.Szlochała,ocierając łzy,gdy tylko na nie spojrzała.
- Mogę w czymś pomóc?.- Shun podszedł do dziewczyny która spojrzała na niego błagalnym spojrzeniem.
- Proszę niech,chociaż Pan mi pomoże!.- poprosiła,pokazując zdjęcie swojego psa.- Wczoraj odszedł od mnie mój najlepszy przyjaciel Rex i chciałam uwiecznić jego podobiznę, ale żadne studio nie chciało podjąć się tej pracy.- wyjaśniła,zalewając się łzami.Brunet spojrzał to na zdjęcie,to na dziewczynę i westchnął ciężko w duchu.
- Najpierw wejdź.- otworzył drzwi kluczem i wpuścił dziewczynę do środka,nakazując gestem ręki usiąść na sofie.Udał się na zaplecze zaparzyć zieloną herbatę,gdyż nie chciał by decyzja podjęta przez klientkę była impulsem w żałobie.Miał zamiar najpierw wysłuchać jej historii i podjąć decyzję,odnośnie wykonania tatuażu.
- Proszę.- wręczył jej parujący kubek herbaty.
- Dziękuję.- podziękowała grzecznie, upijając łyk.
- Więc jak masz na imię?.- spytał, biorąc tablet w dłonie.
- Chris.- odparła.
- A zatem Chris.Opowiesz mi historię o swoim czworonożnym przyjacielu?.- poprosił.
- Jasne.A co konkretnie?.
- Waszą historię,wszystko od początku np.jak Rex znalazł się w twoim życiu?.- zasugerował brunet.
- Gdy miałam 12 lat zdiagnozowano u mnie raka żołądka w pierwszym stadium.- zaczęła opowiadać.- W tamtych latach praktycznie większość czasu spędzałam albo w szpitalach na chemioterapii,albo w domu dochodząc do siebie.Nie miałam wielu przyjaciół,więc któregoś, wiosennego dnia poszłam na spacer.- Shun zauważył,że mówienie o tym, sprawia Chris ogromny smutek.
- To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu.Znalazłam Rexa.Był małym,bojącym się szczeniakiem,chowającym się wśród zarośli w parku.- na samo wspomnienie znów się rozpłakała, ocierając łzy rękawem.
- Odmienił mój szary świat,który odzyskał barwy,więc tatuaż z jego podobizną bardzo wiele dla mnie znaczy.- zakończyła historię.Kazami po usłyszeniu tego wszystkiego teraz mógł wykonać prośbę Chris.Rozumiał ją doskonale.Sam z resztą tkwił w szarym świecie,gdzie jego drogowskazem do szczęścia był pewien anioł w fartuchu o rudych włosach.
- Wykonam ten tatuaż.- oznajmił jej po dłuższej chwili ciszy.
- Naprawdę!?.- Chris spojrzała na niego z ekscytacją w oczach.
- Tak,ale najpierw muszę przygotować stanowisko pracy.Idź do łazienki przemyć twarz.Masz rozmazany makijaż.- wskazał gestem dłoni białe drzwi na końcu korytarza.Lecz zanim poszła się odświeżyć,podbiegła do bruneta i mocno się do niego przytuliła.
- Dziękuję.- pociągnęła nosem.- Tak bardzo dziękuję!.- podziękowała po czym w podskokach szczęścia,udała się do łazienki.Shun miał tylko lekkie-"Co tu się przed chwilą odjebało?" wypisane na twarzy.Szybko ogarnął się z lekkiego szoku i przystąpił do dezynfekcji stanowiska.
...W tym samym czasie Alice skończyła przygotowywać dania na popołudnie,gdyż około 15 zaczynał się prawdziwy młyn głodnych ludzi, wychodzących z pracy.Dobrze,że Christopher pomógł jej rano z przygotowaniem mięsa przed szkołą bo wtedy na bank by się nie wyrobiła.Jej rozmyślania przerwał dzwonek zamontowany na barze.Szybko się ogarnęła na zapleczu i wyszła przywitać gościa,lecz to był największy błąd.Za ladą baru stał nie kto inny jak Klaus von Hertzon,człowiek który rzucił ją dla innej tylko ze względu na bliznę,a potem wyrzucił ze wspólnego mieszkania,jakby była zabawką.
- Czego chcesz?.- spytała lodowato Alice.
- Nie oglądasz wiadomości?.- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie mam czasu ze względu na pracę.- odparła rudowłosa,próbując zapanować nad emocjami.- Czego chcesz?.- powtórzyła hardo.
- Oddaj pierścionek zaręczynowy który ci dałem.- zażądał,na co Alice wybuchnęła ironicznym śmiechem.
- Nie wierzę...- roześmiała się znowu.
- Z czego się śmiejesz?.
- Nie mam go.Wyrzuciłam go do morza.- odparła z satysfakcją wypisaną na twarzy.
- Co?!.- spytał Klaus z niedowierzaniem.- Wiesz ile kosztował?.
- Nie obchodzi mnie to i radzę ci wypierdalać z mojego życia.- ostrzegła go.
- Pożałujesz tego.- pogroził jej na odchodne i wyszedł.Alice wypuściła powietrze zalegające w płucach, próbując się uspokoić.Łzy zaczęły formować się w kącikach jej oczu,więc szybko je otarła.
- Jesteś silna Alice.Poradzisz sobie.Nie pozwól temu dupkowi zepsuć ci dnia.- powtarzała do siebie i z bojowym nastawieniem wkroczyła do kuchni.Wolała wypełnić wielką miskę,pokrojoną cebulą niż płakać nad przeszłością,którą już dawno oddzieliła grubą kreską.
...Shun za to wykonał ostatnie pociągnięcie igłą na lewym ramieniu Chris.Oczyścił gotowy tatuaż,spryskał skórę wyciągiem z owczaru wirginijskiego by zmniejszyć opuchliznę po czym zabezpieczył dzieło tzw.second skinem,specjalnym opatrunkiem,zabezpieczającym ranę.
- Gotowe.Pamiętaj,żeby zdjąć opatrunek po trzech dniach,a potem dbaj o higienę tatuażu i co najmniej przez miesiąc unikaj ekspozycji na słońce.Tatuaż po tygodniu się zagoi,ale w głębszych warstwach skóry trwa,to znacznie dłużej więc bezpieczeństwo przed wszystkim.- poinstruował ją Shun.
- A po zdjęciu opatrunku czym powinnam go przemywać?.
- Tym.- Shun postawił na blacie specjalną piankę do mycia.- I po przemyciu smarować tatuaż tym,specjalnym kremem.- postawił drugi kosmetyk do pielęgnacji.
- Dobrze by było,też zmienić pościel zanim zdejmiesz opatrunek,i co najważniejsze pod żadnym pozorem nie wolno wycierać ci skóry zwykłym,materiałowym ręcznikiem.Tylko ręcznikiem papierowym.- tłumaczył.
- Rozumiem.Zero słońca,higiena i ręcznik papierowy rzecz święta.- zasalutowała.
- Dokładnie.
- Dziękuję jeszcze raz Panie Kazami.Jest Pan super.- podziękowała radośnie.
- A teraz mniej przyjemna rzecz,czyli płatność.- gestem dłoni wskazał kasę fiskalną.Zadowolona Chris wyjęła gruby plik banknotów i wręczyła brunetowi.
- To za dużo.Nie mogę tego przyjąć.
- To za to,że jesteś człowiekiem pełnym empatii.Oby twoje studio miało dużo klientów.Na pewno polecę je znajomym.- po czym z radosnym uśmiechem na ustach,blondynka opuściła studio.Shun spojrzał na pieniądze i westchnął głęboko,kręcąc głową.Ta dziewczyna miała naprawdę dziwne podejście do życia.
...Reszta dnia minęła szybko i spokojnie.Około godziny 22:00 z nieba lunął obfity deszcz.Większość ludzi która skończyła pracę,schowała się przed nim w małych knajpach ulicznych,serwujących soju oraz fast food.
Alicja zamykała właśnie knajpkę i już miała skierować swe kroki do domu, gdyby nie kompletnie pijany Klaus von Hertzon,który stanął jej na drodze z szyderczym uśmiechem na ustach.
- Czego znowu chcesz?.Nie wyraziłam się jasno?.- Gehabich miała go serdecznie dość.Jej układ nerwowy miał ochotę go rozszarpać.
- Naprawdę jesteś suką Alice...- zaczął bełkotać,wypijając butelkę soju z gwinta po czym rzucił ją na deptak.Roztrzaskała się na kilka kawałków.
- Najpierw wytrzeźwiej,jeśli chcesz ze mną rozmawiać.Żegnam.- i poszła w przeciwnym kierunku.Jednak pijany von Hertzon dogonił ją,łapiąc agresywnie za włosy,szarpiąc bezlitośnie.
- Puszczaj!.- Alice próbowała wyswobodzić się z jego uścisku,ale to tylko potęgowało ból.Zrobiła jedną, najmądrzejszą rzecz jaka przyszła jej do głowy w nadziei,że ktoś ją usłyszy.
- POMOCY!.- krzyknęła na całe gardło.Jak na zawołanie z cienia niczym ninja wyłonił się Shun i kopnął Klausa z pół obrotu prosto w twarz.Osłonił Alice swoim ciałem,patrząc na znokautowanego mężczyznę.
- Ty gnoju...- podniósł się i próbował oddać Kazamiemu,ale alkohol i solidny kopniak sprawiły,że upadł z krwawiącym nosem na chodnik,mając prawdziwy helikopter w głowie.~~~~~~~~
C.D.N
CZYTASZ
Shun i Alice opowieści dziwnej treści
FanfictionKrótkie rozdziały i mnóstwo słodyczy.Cukrzyca gwarantowana.