Nad Wardington City już dawno zapadła noc.Wybiła 3:00,gdy zakapturzony mężczyzna w bluzie z plecakiem przeskoczył przez płot by dostać się na teren posesji.
Ostrożnie z gracją kota skradał się na palcach by znaleźć się na tyłach domu.Wytrychem sprawnie otworzył drzwi tarasowe po czym wszedł do środka.Był tak dobry w skradaniu się, że podłoga pod jego butami w ogóle nie skrzypiała.Nie przewidział tylko jednego.Czujnego i wyszkolonego psa który miał alergię na włamywaczy.
- Wrrr.- wilczur zaczął warczeć, pokazując swoje ostre kły.Meżczyzna wyjął nóż, myśląc że uda mu się obronić w ten sposób,lecz nie przewidział że pies w błyskawicznym tempie skoczy na niego, zaciskając swe mocarne szczęki na jego przedramieniu.
- Aahhh!.- rabuś krzyknął z bólu, upadając głośno na podłogę.W tym samym czasie z głębokiego snu wybudziła się Alice Gehabich,która słysząc głośny huk, dobiegający z salonu na dole szybko wstała na równe nogi i zbiegła po schodach.
Włączyła światło,a widok który zastała zmroził jej krew w żyłach.Max złapał złodzieja na gorącym uczynku i bezlitośnie rozszarpał mu rękę.Krew rabusia pobrudziła kosmaty dywan,a pies ani myślał go puścić, warcząc wściekle.
- Max, zostaw!.- wydała komendę po czym owczarek posłusznie puścił mężczyznę i stanął w pozycji obronnej przed swoją Panią, wciąż groźnie szczerząc kły.Alice szybko zadzwoniła pod numer alarmowy na policję po czym zabezpieczyła ranę włamywacza przed krwotokiem.Miał szczęście,że w porę się obudziła, inaczej mogło się to skończyć źle.Max z kolei uspokoił się, ale wciąż warczał na nieprzytomnego mężczyznę.
- Max,waruj!.- nakazała mu pilnować na co usiadł posłusznie, nie spuszczając wzroku ze swej "zdobyczy".
...Shun gdy tylko dowiedział się o włamaniu do jego domu,na piskach dojechał na miejsce.Jak oparzony wybiegł ze samochodu, widząc karetkę pogotowia.Serce chciało mu wyskoczyć z piersi.Odetchnął z ulgą,gdy ujrzał Alice całą i zdrową.Ratownicy wynieśli na noszach włamywacza który miał zabandażowaną prawą dłoń.Brunet domyślił się szybko, że to musiał zrobić Max.
- Wszystko w porządku?Nic ci się nie stało?.- podszedł do Alicji,która siedziała na kanapie razem z psem.Przytulił ją mocno do siebie, próbując odgonić myśl o utracie ukochanej.
- Na całe szczęście nie.Max mnie obronił.- pogłaskała psa za uchem.
- Dobra robota,kolego.- pochwalił go na co zaszczekał radośnie.
- Myślisz, że to ten sam rabuś który okradł naszych sąsiadów?.- spytała Alice.
- Sprawdzę to, ale myślę że tak.Musiał obserwować dom wcześniej.Inaczej w życiu nie odważył by się okradać policjanta.- stwierdził Shun.
- Nie przewidział tylko, że mamy niezawodny system alarmowy.- obydwoje się zaśmiali, głaszcząc Maxa.- Zasłużyłeś dzisiaj na ogromną miskę.- oznajmiła mu,a on polizał ją po rękach.
- Ale tylko dzisiaj.- podkreślił Kazami, teatralnie wskazując na wilczura palcem który w odpowiedzi,zaszczekał na niego.Rudowłosa nie mogła powstrzymać śmiechu, widząc ich interakcje między sobą.Miała przed sobą dwóch samców alfa.
- Szkoda tylko, że za dwa dni go z nami nie będzie.- stwierdziła smutno.- Przywiązałam się.Jest naprawdę uroczy.- przytuliła się do niego.
- Ja tam za pogryzionymi kapciami tęsknić nie będę.- zażartował brunet,a Max warknął na niego.- Żart, kolego.- dodał na swą obronę.
- Dobra dość tego przekomarzania Panowie.Jest teraz piąta rano,a ja za chwilę zaczynam dyżur.- oznajmiła, przerywając ich kłótnię.
- Odwieźć cię?
- Nie musisz, ale z chęcią napije się kawy.Nakarm Maxa,a ja idę pod prysznic.- odparła, kierując się na górę po schodach.
- Nie myśl, że dostaniesz mojego łososia.- Shun zwrócił się do psa który, tylko mruknął w odpowiedzi i poszedł za Alice.- Nie do wiary.- skomentował z rozłożonymi rękami,po czym zabrał się za robienie śniadania.
...Później gdy wybiła 12 w południe Shun zabrał się za sprzątanie bałaganu w salonie.Alice była w pracy a on miał wolne, więc wyrzucił zakrwawiony dywan i udał się razem z Maxem na zakupy.Właśnie skończył pakować torby do bagażnika,gdy zadzwonił jego telefon.Zdziwił się widząc numer z jednostki K-9.Wsiadł na miejsce kierowcy by odebrać.
- Tu Kazami.
- Cześć Shun.- przywitał się z nim Baron.- Dzwonię żeby cię poinformować o ważnej rzeczy.- oznajmił mu na wstępie.
- Chodzi o Maxa?.- stwierdził od razu.
- Tak.Jego partner niestety oberwał poważnie.Przez amputację dłoni nie wróci już do pracy w jednostce,a Max z uwagi na swój ciężki charakter słuchał tylko jego.- zaczął wyjaśniać.- Wiesz chyba,co to oznacza dla psa.- powiedział prosto z mostu bez owijania w bawełnę.
- Wiem.Max będzie musiał przejść na emeryturę.- dokończył.
- Żal mi tego psiaka bo naprawdę jest dobry,ale cóż zrobić.Procedury,to procedury.- rzekł ciężko.
- Słuchaj... właściwie to z wspólnie z Alice przywiązaliśmy się do niego i jeśli istnieje możliwość adopcji, to jak najbardziej damy mu pieskie życie,na jakie zasługuje.- oznajmił mu.
- Jasne, że jest taka możliwość.Wystarczy tylko wypełnić odpowiednie papiery.Mogę ci nawet przesłać formularze mailem.- ucieszył się, oferując swoją pomoc.
- Dzięki Baron.Będziemy w kontakcie.- rozłączył się i spojrzał na Maxa który patrzył na niego tymi,swoimi, psimi, brązowymi oczami, przewracając łbem raz w lewo,raz w prawo.- No co?To że na ciebie czasem krzyczę nie oznacza, że nie mam serca.Od dziś masz przestać gryźć moje buty, zrozumiano?.- na co zaszczekał w odpowiedzi,merdając radośnie ogonem i liżąc bruneta po twarzy.- Ok, wystarczy tych czułości.Jedziemy do domu.- po czym wilczur wrócił na swoje miejsce.Shun naprawdę czasem nie rozumiał tego psa.
...Wieczór nadszedł szybko,a wraz z nim upragniony koniec pracy.Alice wróciła do domu z ogromną paczką psich przysmaków.
- Jestem w domu!.- krzyknęła od wejścia, stawiając torbę na podłodze.Max od razu do niej przybiegł, merdając ogonem i skacząc na nią.
- Cześć mały.- przywitała się z nim, głaszcząc go i czochrając po głowie.- A gdzie twój Pan?.- spytała, idąc do kuchni.Rudowłosa zdziwiła się, widząc że przyrządza wątróbkę.
- Cześć skarbie.- przywitał się z nią, gasząc gaz pod patelnią.- Max, chodź jeść.- nałożył mu na miskę solidną porcję.
- Wow.Co zrobił,że na to wszystko zasłużył?- skomentowała zdziwiona Alice.
- Obronił moją kobietę,a po drugie to dobry pies.- odparł.
- Yhy.Pod warunkiem, że nie gryzie twoich kapci.- nie kupiła tego.
- Ok, masz mnie.Max zostaje z nami.- oznajmił po chwili,na co Alice rzuciła się na niego, obsypując pocałunkami.
- Naprawdę?.- spytała podekscytowana, wspaniałą wiadomością.- Ale jak?.- dopytywała ciekawa.
- Partner Maxa ma poważne kłopoty ze zdrowiem.A,że w jednostce nikt inny nie mógł sobie poradzić z jego charakterem, postanowili wysłać psa na tzw."wcześniejszą emeryturę".- wyjaśnił.
- Więc adoptowałeś go?.- spytała niedowierzając w to,co słyszy.
- Tak i nawet już wszystko załatwiłem z papierami.- oznajmił.
- Wow.Jestem z ciebie dumna kochanie.Kto by pomyślał, że masz tak złote serce?.- pochwaliła go, składając namiętny pocałunek na jego ustach.
- Mmm... czy ja też zasłużyłem na nagrodę?.- spytał, przyciągając ją bliżej do siebie.
- To zależy,jak będziesz się sprawować.- po czym uciekła na górę.
- Ech... kobiety.- westchnął i zabrał się za przyrządzanie kolacji.
~~~~
CZYTASZ
Shun i Alice opowieści dziwnej treści
FanfictionKrótkie rozdziały i mnóstwo słodyczy.Cukrzyca gwarantowana.