Shun szybko podbiegł do klęczącej Alice.Pomógł jej wstać z ziemi.Deszcz padał bezlitośnie na ich dwójkę,mocząc ich do suchej nitki.Kazami widząc roztrzęsioną,płaczącą Gehabich nie powiedział ani słowa.Zdjął swoją,skórzaną,czarną kurtkę i założył na ramiona rudowłosej po czym zaprowadził do studia.
- Poczekaj tutaj,a ja zajmę się tym przyjemniaczkiem.- wyszedł na zewnątrz tam,gdzie leżał Klaus ale ulotnił się.Nigdzie go nie było.
- Dupek.- Shun mruknął pod nosem i szybko wrócił do studia.Alicja siedziała pochylona do przodu na sofie.Kaskada bujnych włosów zasłoniła jej smutną,wystraszoną twarz.Kazami widząc ten obrazek,podszedł do niej i uklęknął przed nią.
- Wszystko w porządku?.- spytał,biorąc jej chłodne dłonie w swoje.Chciał w ten sposób zapewnić jej jakikolwiek komfort ze swojej strony.Rudowłosa wzięła głęboki wdech po czym odparła:
- To mój były chłopak...on...on...on...
- zaczęła jąkając się.- Rzucił mnie dla innej z błahego powodu.- wyrzuciła to z siebie, wywołując szok na twarzy bruneta.
- Dupek...- skomentował Shun z jadem.Ten palant nie zasługiwał na Alice.- Dlaczego wrócił?.- spytał.
- Z pewnością chodziło o pieniądze.Chciał żebym mu oddała pierścionek zaręczynowy,ale wyrzuciłam go dawno temu do morza.- wyznała.
- Dobrze zrobiłaś.- stwierdził Shun,a Alice spojrzała na niego.- Taki anioł jak ty zasługuje na coś więcej.- czule odgarnął jej grzywkę na bok,głaszcząc po policzku,ocierając łzę.Niestety tą cudowną chwilę zepsuł Ace który wrócił z zakupów.
- Shun nie uwierzysz w to...- dwójka przed nim odskoczyła od siebie jak oparzona.
- To ja już pójdę.Dziękuję za pomoc.- Gehabich podziękowała grzecznie, kłaniając się na odchodne do obydwu.
- Przeszkodziłem w czymś?.- Girt spytał z błyskiem w oku.
- Masz bujną wyobraźnię.- skomentował Shun.- Skończ modernizować stronę.W razie czego jestem u siebie.- i zamknął się w swoim,małym pokoju.
- Trafiła go strzała amora.- Ace zaśmiał się pod nosem,kręcąc głową z politowaniem.
...Nastał kolejny dzień,a wraz z nim piękny,słoneczny poranek.Niestety Alice w ogóle nie czuła się dziś najlepiej.Przez ten wczorajszy deszcz przeziębiła się więc napisała do Christophera,że knajpka dziś będzie nieczynna.
Nogi miała jak z galarety więc ostatkiem sił doczłapała się do kuchni w której zastała Chan Lee,popijającą kawę.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść.- skomentowała jej stan.
- Mam nadzieję,że masz zamiar dzisiaj wyleżeć to choróbsko?.- spytała.
- Tak...- odparła zachrypniętym głosem rudowłosa.Połknęła gorzką,niebiesko-żółtą tabletkę na przeziębienie,a następnie zerknęła do lodówki za składnikami na rosół.Znalazła na dnie szuflady włoszczyznę,a także korpus drobiowy,kaczą szyję i indycze skrzydełko.Wszystko czego potrzebowała miała.Pozostała kwestia siły której przez infekcję nie miała.Mimo to zmobilizowała się i w pół godziny umyte,pokrojone składniki na wywar trafiły do garnka.
- Jesteś pewna,że dasz sobię radę sama?.- spytała zmartwiona Chan,patrząc na Alice która opatuliła się puchowym kocem niczym gąsienica w kokonie i ułożyła się na kanapie.
- Hmm...- mruknęła w odpowiedzi,czując jak pochłania ją senność.Chan westchnęła ciężko,ale zaraz potem nad jej głową zaświeciła się żarówka.
- Już ja wiem kto się tobą zajmie...- powiedziała do siebie i szybko wyszła z mieszkania.
...Chinka z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy sprawdziła najpierw,czy aby przypadkiem Kazami nie kręci się koło knajpki.Mogła dzisiaj puścić totolotka,gdyż jak zwykle intuicja jej nie zawiodła.
- Dziś zamknięte.- oznajmiła mu. podchodząc do niego.- Pan Kazami,prawda?.- przywitała się z nim uściskiem dłoni.
- Tak.- odparł krótko brunet.
- Alicja jest chora,więc dziś będzie zamknięte przez cały dzień.Właśnie przyszłam wywiesić kartkę.- po czym nakleiła na drzwi wejściowe krótką notatkę: "dziś zamknięte z przyczyn osobistych".
- Aż tak źle się czuje?.- spytał zmartwiony Shun.Miał ochotę teraz rozszarpać tego dupka.
- Tak.Ma wysoką gorączkę.Rano ledwo zwlekła się z łóżka.- odparła Chan,udając przejętą.- Gdyby nie moja praca zostałabym z nią,ale niestety dziś mam masę klientek do obsłużenia w salonie.- dodała.
- Jeśli to nie będzie dla ciebie problem,mogę się dziś nią zająć.- zaproponował Kazami.Chan uśmiechnęła się przyjaźnie z udawaną niewinnością.
- Naprawdę?.Och...bardzo ci dziękuję.- podziękowała.
- Tylko,że nie znam kodu wejściowego do zamka w drzwiach waszego mieszkania.- zauważył Shun.
- 4367,a numer bloku to 27/3.Musisz iść tylko do końca tej ulicy.- odparła Chan i spojrzała na zegarek.- O matko już tak późno!.Wybacz praca wzywa.- i szybko pobiegła ulicą do salonu.
- Nie ma sprawy...- powiedział brunet,patrząc na oddalającą się postać Chan Lee.
...Po niecałych 10 minutach brunet znalazł się pod drzwiami mieszkania Alicji i Chan.Trzymał w dłoniach reklamówki z zakupami oraz lekami.Wpisał kod na elektrycznym zamku,gdzie odezwał się komunikat "kod poprawny,drzwi otwarte".Wszedł do środka,zdjął buty,zostając w samych skarpetkach po czym dostrzegł Alicję,leżącą na kanapie,zawiniętą pod kocem.Spała więc podszedł do niej cicho na palcach.Uklęknął koło kanapy i sprawdził dłonią jej czoło.Było bardzo gorące.
- Alice.- lekko nią potrząsnął,a w odpowiedzi rudowłosa tylko mruknęła ochryple.- Jest z tobą źle.- Shun wyciągnął ją z kocowego kokonu,po czym zaniósł na rękach do pokoju.Drzwi były otwarte tylko do jednego pomieszczenia,więc domyślił się że to pokój rudowłosej.Ułożył jej drobne ciało na łóżku,przykrywając szczelnie kołdrą.Następnie udał się do łazienki by zmoczyć ręcznik pod chłodną wodą.Odcisnął z niego nadmiar wody,a potem obmył delikatnie szyję,dłonie i czoło Alicji z potu,aby choć trochę schłodzić jej rozpalone ciało.Z reklamówki wyjął także plaster chłodzący po czym nakleił go na czoło dziewczyny.
- Miejmy nadzieję,że to obniży trochę twoją gorączkę.- powiedział do siebie cicho Shun i udał się do kuchni.Do jego nozdrzy dobiegł zapach gotującej się zupy,więc odchylił pokrywkę.Rosół był już gotowy.Skręcił gaz na najmniejszy płomień by wywar był utrzymany w cieple.Widelcem zwinnie oddzielił mięso od kości,wyjął ugotowane warzywa,posiekał drobno marchew,a na koniec wrzucił wszystko do ceramicznej miski,zalewając bulionem.Ostrożnie zaniósł zupę do pokoju Alice,gdzie położył ją na stoliku nocnym.Stan rudowłosej nic się nie poprawił więc usiadł na łóżku,podniósł jej drobne ciało do siadu i usiadł za nią,opierając o swój tors.Złocistą zupę wziął w swoje ręce i malutką,ceramiczną łyżeczką zaczął karmić rudowłosą.Najpierw samym wywarem by sprawdzić czy da radę przełknąć.
- Zjedz trochę...- powiedział cicho, przykładając łyżkę do jej lekko rozchylonych ust.
- Hmm...- w odpowiedzi mruknęła,bedąc na wpół przytomną.Połknęła trochę wodnistej konsystencji więc brunet nałożył drugą łyżkę,lecz tym razem nabrał trochę kawałków mięsa i marchwi.Odetchnął z ulgą,widząc jak rudowłosa przełknęła wszystko,aż z każdą kolejną łyżką zupy ubywało.Shun widząc,że kolory powoli wracają na twarz Alicji,ułożył ją spowrotem na leżąco,a sam usiadł na fotelu,obserwując jej śpiącą postać.Nim się spostrzegł też odleciał do krainy snów.~~~~~~~~~~~~
CZYTASZ
Shun i Alice opowieści dziwnej treści
FanfictionKrótkie rozdziały i mnóstwo słodyczy.Cukrzyca gwarantowana.