"Serce nie sługa"

94 3 1
                                    

Życie na peryferiach nie jest łatwe. Suche powietrze,prażące słońce a dookoła piach i skały.Dla Alice Gehabich to był chleb powszedni.Mieszkała razem ze swoim dziadkiem Michaelem w małym miasteczku.Oboje byli lekarzami a okoliczni mieszkańcy cieszyli się dobrym zdrowiem.Nikomu też nie odmówili pomocy , nawet najgorszym łotrom.

Codziennie rano Alice jechała na koniu do lasu po świeże  zioła.Dzień w dzień pokonywała na karej klaczy ponad 50km byleby uzbierać ziół na lekarstwa.Kiedyś robił to dziadek ale podeszły wiek robi z człowiekiem swoje.Stawy już bolą i organizm słabszy także Alice wyręczyła go z tego obowiązku.

- Prr!-nakazała klaczy się zatrzymać.Dotarła pod strumień żeby napoić konia.- Pij mała,pij.-poklepała ją po głowie po czym zsiadła z siodła.Od razu wzięła wiklinowy kosz gdyż dostrzegła pokrzywy oraz dziurawce , rosnące przy wodzie.Bez zastanowienia ścięła je by wrzucić do kosza.

- Jeszcze tylko jagody i będę mieć wszystko.- rzekła sama do siebie po czym ruszyła w dalszą drogę.

....

W tym samym czasie do miasteczka zajechała trójka , przystojnych mężczyzn.Ludzie nieufnie spoglądali w ich kierunku, doszukując się problemów.

- Czemu się na nas gapią?- spytał szatyn.

- Jesteśmy dla nich obcy , a obcy oznacza kłopoty.- oparł brunet.

- Nie dla wszystkich ta Panienka już na mnie leci.- stwierdził niebiesko włosy i puścił oczko dziewczynie,która radośnie  się uśmiechnęła.- Widzicie?-pochwalił się.

- Kto by pomyślał Ace , że z ciebie taki pies na baby.- szydził z niego szatyn.

- Przyganiał kocioł garnkowi.Mam ci przypomnieć jak ostatnio kelnerka wylała na ciebie wiadro wody Danie Kuso?- odgryzł się Ace.

- Dosyć!Pokłócicie się przy flaszce , biuro szeryfa przed nami więc zachowujcie się.- uciszył ich brunet.Natomiast szeryf , stary mężczyzna z pokaźnym wąsem siedział na werandzie i palił spokojnie fajkę.

- Kogo licho przygnało?- spytał , patrząc na trójcę spod kapelusza.

- Shun Kazami.-przedstawił się brunet , podnosząc lekko kapelusz.

- Kazami...hmm-zamyślił się na chwilę.- Słyszałem , że łapiesz zbójów ale w życiu nie pomyślałbym , że zawitasz do takiej dziury.- odparł dziadyga po dłuższej chwili namysłu i pyknął fajkę.

- Interesuje mnie ten człowiek.- pokazał list gończy.

- Ach...słynny bandzior Shadow Prove.- rozpoznał.

- Doszły mnie słuchy , że za  dwa dni ma ponoć przybyć do Wardington .Wiecie może po co?- dopytywał Kazami.Szeryf zerknął na niego hardo.

- Posłuchaj chłopcze.- zaczął.- To spokojne miasto i nie chcemy tu problemów ale jeśli , to co mówisz jest prawdą , to masz moje pozwolenie na schwytanie tego łotra.- oznajmił dziad zaciągając się fajką.

- Macie moje słowo , że nie pożałujecie.- zapewnił Kazami i razem z kompanami odjechał w stronę saloonu.

....

Dochodziło prawie południe , gdy Alice wróciła z lasu.Od razu w oczy rzuciły się jej trzy konie , stojące pod werandą. To zwiastowało przybycie obcych do miasta.

- Alice!Alice!- podbiegła do niej Chan Lee jej przyjaciółka.

- Co się dzieje?-spytała rudowłosa.

- Obcy są w mieście!- oznajmiła.

- To akurat zauważyłam.A kim są , że robisz tyle hałasu?- spytała.

Shun i Alice opowieści dziwnej treściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz