Nóż

447 25 11
                                    

                                                       Hailie

Przełknęłam ślinę momentalnie chowając emocje. Już po głosie osoby stojącej za nami, mogłam zgadnąć kto to był. Miałam jedną szansę. Nie mogłam stracić również Dylana.

Zanim się odwróciłam, szybko i niezauważalnie, jednym ruchem przecięłam więzły zawiązane wokół nadgarstków brata. Dylan przelotnie zerknął na mnie ze zdziwieniem, gdy sprawnie lecz delikatnie ułożyłam sznur tak, by nadal wyglądało że jest związany. Gwałtownie się odwróciłam.

Przede mną stała osoba z przeszłości.

Osoba która mi tą przeszłość popsuła.

Osoba, która zamordowała Vincenta Moneta.

Mojego brata.

-Czego chcesz?- spytałam lekko lodowatym głosem, starając się by brzmiał ostro.

Nadal w jakiejś części należałam do organizacji, jednak już dawno pozbyłam się całkowitej zdolności kontroli tonu głosu i emocji. W myślach skarciłam się za delikatne drżenie głosu.

-A jak myślisz?- warknął podchodząc o krok bliżej.

Ja postawiłam krok w tył, prawie potykając się o Dylana.

Niektóre triki kontroli zapamiętałam. Nie mogłam odsłonić swoich wszystkich kart.

Niech myśli, że przyszłam bez broni...

-Nie mam pieniędzy- odparłam grając załamany głos najlepiej jak umiem.

W zaistniałych okolicznościach było mi nadzwyczaj łatwo.

-Jak się czuje Vincent?- zapytał prześmiewczo Mike, a na jego twarzy zagościł złowieszczy i dumny uśmiech.

Zacisnęłam usta w wąską linię.

-Nie masz prawa wymawiać jego imienia- wywarczałam tak głębokim i gardłowym tonem, że na twarzy mojego przeciwnika na ułamek sekundy przemknęło zadowolenie pomieszane z lekkim zaskoczeniem.

-Co się stało?- odezwał się nagle Dylan zza moich pleców.

Nie popełniając głupiego błędu (żeby się nie odwrócić i stracić tego idiotę na przeciwko z pola widzenia), westchnęłam i delikatnie przechyliłam głowę w bok, tak, by widzieć ich obu.

Niekontrolowanie po moim policzku spłynęła jedna łza.

Natychmiast ją zakryłam, wyćwiczoną obojętnością i chłodem.

-Oh, wybacz skarbie- odezwał się do mnie mężczyzna z fałszywym współczuciem- Nie chciałem mu zrobić krzywdy...

-Zamknij się!- wydarłam się z furią w głosie, na co Mike się uśmiechnął.

Dylan patrzył na tą scenę z zdenerwowaniem, zdziwieniem i strachem jednocześnie.

Czułam jak w moich żyłach płynie adrenalina, która zaraz może spowodować coś, czego nie planowałam. Odwróciłam się przodem do mężczyzny, który zniszczył mi życie.

Przyszła jego kolej

Niezauważalnie zacisnęłam dłoń na pistolecie przy pasie z tyłu. Dylan na pewno to zobaczył, ale na moją korzyść siedział cicho. W tym czasie ten idiota przede mną zdążył się odezwać.

-Co u niego słychać?- dopytywał na siłę Mike- Możesz mu przekazać ode mnie pozdrowienia.

Moje palce zbielały, w momencie gdy jeszcze mocniej zacisnęły się na broni. 

Nie wytrzymam.

Zaraz stracę kontrolę.

Niezauważalnie wyciągnęłam pistolet zza pasa, wyciągając go w taki sposób, by Dylan mógł bo bezpiecznie ode mnie przejąć, nie wzburzając podejrzeń.

Modliłam się, by ogarnął że ma go wziąć.

Inaczej stracę kontrolę

-A może chcesz mi go dać do telefonu?- drwił mężczyzna- Na pewno ucieszy się że jego mała siostrzyczka jest tutaj, zamiast pomagać mu dojść do zdrowia.

Po policzkach spłynęły mi łzy.

Ponownie jak najmniej widocznie lekko kiwnęłam bronią, by Dylan wreszcie skumał, że ma ją zabrać.

Na tym opierał się cały plan.

Ale mogłam mu trochę pomóc.

-Co się dzieje słońce?- szczerzył się Mike- Czy z braciszkiem wszystko w porządku?

Teraz jest moja szansa.

Używając swoich wszystkich umiejętności aktorskich zmusiłam się do nagłego płaczu. Było to prostsze niż myślałam.

Gdy poczułam pierwsze spływające po moim policzku łzy, zmusiłam się do szlochu. Wyszło idealnie.

By podkreślić moje załamanie, kucnęłam na ziemię, by jeszcze bardziej puścić wodzę emocji. W tym czasie cicho odłożyłam pistolet pod nos Dylana, czując, że wreszcie go wziął. Uśmiechnęłam się w duchu.

Na razie szło zgodnie z planem.

Nie przewidziałam jednak, że mój udawany płacz zmieni się w prawdziwy, po jednym zdaniu.

-Nie sądzisz że Vincent byłby zawiedziony?- spytał z drwiną Mike.

Natychmiast znieruchomiałam.

-Ja...- chciałam odpowiedzieć, ale Mike mi przerwał.

-Jak myślisz, co by powiedział, gdyby zobaczył cię tutaj w takim stanie?- droczył się dalej facet.

Mimo iż wiedziałam, że to szantaż emocjonalny, to jednak z przykrością muszę stwierdzić że działał.

Po mojej buzi popłynęła fala łez.

Prawdziwych.

-Nic...- odparłam załamanym głosem w przerwach między nierównym oddechem.

-Nic?- zapytał mężczyzna z uśmiechem.

-Przestań!- warknęłam nagle, szybko wstając.

Dłonią powędrowałam do klatki piersiowej, zbyt trudno mi się oddychało.

Słyszałam też szybki oddech Dylana, jednak on grzecznie czekał na mój znak.

Uspokój się, masz plan...- powtarzałam w myślach jednak to nic nie dawało.

Było coraz gorzej.

Nagle pod opuszkami palców poczułam nóż, schowany tam zaraz po uwolnieniu brata. 

-Pomyślałby, że jesteś żałosna- powiedział Mike- Zawsze byłaś i zawsze tak uważał

-Przymknij się!- wrzasnęłam panicznie tracąc kontrolę.

Zacisnęłam dłoń na ostrym narzędziu.

-NIGDY cię nie kochał, skarbie- dodał słyszalnym dobrze szeptem Mike.

Straciłam kontrolę.

Nagle ruszyłam na niego przepełniona furią.

Mój nóż, ostry jak brzytwa z zdwojoną siłą wbił się w jego ramię.

-On nie żyje!- ryknęłam na całe gardło, a z mojego gardła wydobył się głośny szloch.

Nic nie widziałam. Płakałam, wbijając ciało obce jeszcze głębiej niż sobie wyobrażałam.

Chciałam mu zadać ból.

Chciałam pomścić Vincenta.

Wyjęłam nóż, obserwując jak z moim ruchem z rany mężczyzny zaczyna obficie płynąć krew.

Nagle ktoś złapał mnie za gardło.

~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz