Ważna sprawa

907 30 25
                                    

                                                                    Hailie

Mili nie działała kamerka, ale i tak przeprowadziłyśmy miłą rozmowę.

-Ja się tylko zastanawiam- zaczęła drwiąco Mila- Czemu Mona siedzi w krzakach?

-Też chętnie bym się dowiedziała- zaśmiałam się.

Mona wytknęła mi język i zgromiła spojrzeniem pełnej, udawanej nienawiści.

-Co?- zapytałam nadal chichocząc.

-Nic- mruknęła ale po chwili się uśmiechnęła- Idę do sklepu, tak jak mówiłam, ale usiadłam na ławce, bo jak z wami gadam to tracę dech ze śmiechu. Więc tak właściwie, to wasza wina że tu siedzę- powiedziała to z taką powagą, że obie z Milą wybuchłyśmy śmiechem.

-Ha ha- burknęła Mona- Nawet nie wiecie ile tu jest pająków.

-Oh, jak mi przykro- powiedziałam powstrzymując parsknięcie.

Mona wreszcie się ruszyła i przeszła przez chyba znajome mi krzewy, by wyjść na chodnik lub drogę. Potem dotarła do sklepu i musiała się rozłączyć. Ale zanim to zrobiła, dodała na koniec rozmowy:

-A, właśnie, przypomniało mi się- uśmiechnęła się do kamery- Hailie, ty za dwa tygodnie masz urodziny!

Westchnęłam.

-Taaa, chyba tak- bąknęłam odwracając wzrok.

-Coś nie tak?- spytała Mila.

-Ja tylko...

-... boję się co wymyślą moi bracia...- dokończyła za mnie Mona, udając przerażenie i dramaturgię w głosie. (Btw nwm czy dobrze napisałam XD ~Autorka)

-Bardzo śmieszne- zwróciłam się obrażalsko do przyjaciółki, ale i tak parsknęłam. W tle słyszałam również chichot Mili.

-Ej, ale serio, myślisz że coś odwalą?- dopytywała Mila nie potrafiąc przestać się śmiać.

-Nie wiem- westchnęłam.

-Bracia Monet to teraz bardzo drażliwy temat, z tego co widzę- zwróciła uwagę Mona.

-Mhm

-Ale tak właściwie czemu?- niemal widziałam w wyobraźni jak czoło naszej nowej znajomej marszczy się, a brwi idą do góry, gdy zadaje nam to pytanie.

-Jeśli się nie obrazisz, wolałabym o tym nie mówić- przyznałam wywracając oczami.

-Jasna sprawa- odparła nowa przyjaciółka- Tylko, wiesz, jeżeli dostaniesz zawału, bo wyskoczą znikąd z trąbkami i tortem, to nie bój się uciec. Chętnie przyjmę cię do siebie- powiedziała Mila dla żartu.

Tylko miałam takie niemiłe wrażenie że mówiła też na serio.

                                                                   ~~~~~~

Po skończonej rozmowie mój humor znacznie się poprawił. Zeszłam powoli na dół, by zastać wszystkich chłopców jedzących razem kolację. Nie pamiętam kiedy ostatnio wszyscy jedli, (w sumie teraz jedliśmy) posiłki razem.

Nawet z Vince'em.

Od razu poczułam wyżyty sumienia bo przecież miałam jeszcze zejść do braci jakąś godzinę temu. Ku mojemu zaskoczeniu, oni nie robili z tego problemu.

-O, jesteś malutka- Will się uśmiechnął- Właśnie miałem cię zawołać.

Odwzajemniłam nieśmiały uśmiech i doczłapałam do nich troszkę szybciej, bo coraz lepiej posługiwałam się kulami. Usiadłam między Vincentem, a Tony'm.

-Jak w pierwszego dnia szkole, Hailie?- zapytał mój najstarszy brat.

Zastanowiłam się chwilę, co odpowiedzieć, by Vincent nie wyczuł jakiegoś kłamstwa albo niejasności, więc postawiłam na małą liczbę, prawdziwych informacji.

-Wszystko w porządku. Mam trochę materiałów do nadrobienia, ale na razie większość jest jasna. Nie mam wielkich zaległości- odparłam po czym dodałam: -Spotkałam starą przyjaciółkę i odnowiłyśmy kontakt. Do tego poznałam również nową dziewczynę, która jest z mojej klasy.

-Cieszę się- powiedział mój brat i zamilkł. 

Ja również, bo szczerze, usatysfakcjonowała mnie ta odpowiedź. 

Oczywiście, Dylan musiał to zepsuć.

-Ta twoja nowa koleżanka jest dziwna- oznajmił z powagą, wpychając sobie do buzi kolejne kawałki kolacji.

Zgromiłam go wzrokiem.

-Nie znasz jej-stwierdziłam sucho.

Dylan na dźwięk mojego ostrego głosu przesunął spojrzeniem po reszcie braci, zatrzymując się na mnie. Uniósł ręce w obronnym geście.

-Sorry, tylko żartowałem- powiedział, a ja dopiero teraz zauważyłam, że wszystkie osoby przy stole posłały mojemu bratu ostrzegawcze, gromiące spojrzenia.

Coś przede mną ukrywają.

Super.

                                                          POV: Willa

Po sympatycznej kolacji, pełnej rozmów i śmiechu, Hailie poszła do swojego pokoju się uczyć, więc mieliśmy chwilę czasu na obgadanie ważnej sprawy. Usiedliśmy wszyscy w salonie, a ja przemówiłem:

-Nie wiem czy wiecie, czy nie, ale Hailie ma urodziny za dwa tygodnie- zacząłem dyskusję.

-Jasne że wiemy- mruknął Dylan.

-Planujecie coś?- zapytał Shane.

-Imprezę- prychnął sarkastycznie Tony.

-Chodziło mi bardziej o jakieś wyjście ale to też brzmi spoko- Shane wzruszył ramionami nie wyczuwając sarkazmu.

Dylan za to go wyczuł.

-Nie będzie żadnej imprezy, deklu- warknął.

-Jak ja ci dam dekie....

-Uspokójcie się- syknął Vincent wracając z kuchni z szklanką whisky.

-Jak mówiłem- podjąłem znów temat- Postanowiliśmy z Vince'em że byłby to dobry czas by malutka poznała ojca

Święta trójca wytrzeszczyła oczy w niedowierzaniu.

-Ale nie w jej urodziny- od razu ich uspokoiłem- Albo po, albo przed. Zobaczymy jak wyjdzie. Nie chcemy stresować jej w jej własne urodziny- mówiłem- Dzwoniliśmy do taty i ustaliliśmy tyle, że nie wiadomo  czy będzie mógł pojawić się wtedy w Pensylwanii. Potwierdzenie dostaniemy z czasem.

Gdy skończyłem zapadła chwila ciszy.

-Nie....- odezwał się Shane- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł....

-Ta, przecież ona myśli że tata nie żyje- dodał burknięciem Tony.

-Ja też nie uważam tego za najwspanialszy pomysł, ale co, ona nigdy ma już nie poznać ojca? To wydaje się odpowiednie wyjście- wtrącił się Dylan.

-Decyzja została podjęta- odparł stanowczo Vince- Hailie za niedługo pozna ojca. 

-Do tego czasu macie się nie wygadać- powiedziałem stanowczo skanując swoich braci wzrokiem, który wyrażał śmiertelną powagę.

-Mhm, milczę jak grób- mruknął Dylan i wyszedł z salonu.

Ja zaparzyłem sobie herbaty, a bliźniacy włączyli sobie głupkowate gry. Vincent zniknął w swoim gabinecie.

~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz