Hailie
Tony pomógł mi dostać się do łazienki. Przy okazji mogłam przetestować swoje nowe kule, które miały pomagać mi chodzić. Znienawidziłam je już po pierwszym kroku. Dodreptałam do toalety z lekkim trudem. Usiadłam sobie na desce sedesowej i siedziałam skulona przez około 10 minut. Za chwilę przyjedzie Vincent. I Will. I Dylan.
~~~~~~
-Hailie wszystko ok?- spytał Tony po jakimś czasie standardowo mrucząc.
Przygryzłam wargę.
-T-Tak- odparłam.
Cisza. Chyba mi uwierzył. Czekałam sobie kulturalnie w łazience, aż usłyszałam dźwięk otwierania drzwi. Zastygłam, bo dobrze wiedziałam kto w nich stanął.
POV: Tony'ego
Drzwi otworzyły się cicho, a przez nie wparował Dylan. Zaraz za nim pojawił się Will, również tak jakby wbiegając do sali. Vincent stanął w framudze drzwi i skanował pomieszczenie swoim lodowatym wzrokiem. Na ten teatrzyk wywróciłem oczami.
-Gdzie Hailie?- wysapał Dylan.
-Jezu, weź się ogarnij- prychnąłem na widok determinacji i irytacji w jego oczach.
-GDZIE. JEST. HAILIE?- warknął.
Każdy z nas usłyszał cichy stukot, dobiegający z drugiego końca pokoiku. Wszystkie głowy zwróciły się w stroną delikatnych kroków z szybkimi przerwami. Małe drzwiczki do łazienki otworzyły się wraz z skrzypnięciem i każdy z nas zastygł na widok zapłakanej Hailie.
-T-Tutaj- wyjąkała.
Hailie
Po tym jak usłyszałam zirytowany ton głosu Dylana, po prostu nie mogłam tak tam siedzieć. Nie zauważyłam kiedy poleciały mi pojedyncze łzy. Możecie uwierzyć, lub nie, ale strasznie się bałam.
Wiem, to głupie.
Właśnie dlatego postanowiłam przezwyciężyć ten chwilowy ,,strach,, i wyjść do braci. Otworzyłam drzwiczki, którym towarzyszyło ciche skrzypnięcie i zostałam zbombardowana spojrzeniami wszystkich w tej małej salce.
-T-Tutaj- wyjąkałam cicho spuszczając wzrok. Nie mogłam spojrzeć im w oczy.
Zerknęłam jedynie przelotnie na Tony'ego, który (z tego co widzę) nie uratuje mnie przed niepotrzebną uwagą. Na jego twarzy pojawiło się zmieszanie, bo pewnie właśnie uświadamiał sobie, że ja przez ten cały czas płakałam. Ponownie moje oczy powędrowały w stronę moich białych trampek. Nagle bardzo zaciekawiło mnie ich wykonanie.
Nie no, Hailie, ogarnij się!
Głos w mojej głowie przemówił mi do rozsądku.
Przecież to moi bracia.
Powoli moje spojrzenie uniosło i prześlizgnęło się po twarzach osób w tym pokoju. Niektóre były przerażone, jak Will, a niektóre niedowierzające (czytaj Dylan). Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam się z miejsca (w przeciwieństwie od innych, którzy stali jak słupy soli i gapili się na mnie jakbym była kosmitką) . Nikt mi nie pomógł, bo każdy znieruchomiał. Czułam na sobie wszystkie oczy, ale mimo to fachowo je ignorowałam. Jedyna twarz, która mi mignęła, to ta Vince'a. Wydawała się zaciekawiona i... zmartwiona? Nie jestem pewna.
Z (tym razem) wielkim trudem doszłam do szpitalnego materaca. Czułam jakbym miała dodatkowe obciążenia w postaci wzroku podążającego za mną krok w krok. Wreszcie udało mi się usadzić na łóżku. Wtedy ocknął się Tony. Wstał z fotela obok mojego posłania i zabrał ode mnie kule, by położyć je zaraz obok tak, aby nie spadły. Potem z powrotem usiadł jakby nigdy nic.
-Dzięki- mruknęłam cicho.
Tony uśmiechnął się do mnie kwaśnie, po czym prześlizgnął spojrzeniem po naszych braciach. Niestety, to skłoniło Dylana, do obudzenia się z transu. Widząc, że ruszył się w moją stronę westchnęłam ciężko, położyłam się na szpitalnym łóżku i okryłam się kołdrą. Cała moja postać zanurkowała pod szorstką pościelą w różowe kwiaty i zacisnęłam jej krańce tak, by nikt (a zwłaszcza Dylan) nie mógł mnie odkryć.
Moje oddechy przyspieszyły gdy usłyszałam ciche kroki. Kroki gładkie, a zarazem obijające się o uszy. Wiedziałam, że te dźwięki wydawały wypastowane buty Vincenta. Wstrzymałam oddech. Kroki ucichły. Potem pojawiło się kilka odgłosów na raz, a potem poczułam, jak materac obok mnie się zapada. Nie, proszę, nie...
-Dziewczynko?
Nigdy nie słyszałam takiego tonu głosu. Był podobny do tego, którym posługiwał się Tony, na tamtym parkingu. Ale to nie był Tony. Ten bardzo łagodny, troskliwy i zestresowany głos nie należał również do Willa. Za to Vincent nigdy się nie martwił, nawet gdy starał się być bardzo łagodny. Został Dylan. Nie wiem co mnie podkusiło, ale chyba chęć potwierdzenia moich wniosków. Wychyliłam głowę zza pościeli, tak, bym mogła coś zobaczyć, ale żebym nie straciła swojej kryjówki.
Wszystko się potwierdziło, gdy nad moją twarzą zobaczyłam zmartwioną twarz Dylana. Przysiadł sobie na krańcu łóżka i wwiercał we mnie rozemocjonowane oczy. Gdy odwzajemniłam to spojrzenie, nie potrafiłam od niego uciec.
-Co?- wydusiłam z trudem bo starałam się powstrzymać łzy, napływające mi do oczu.
Mimo że byłam członkiem cholernej organizacji, to niestety, byłam też szesnastolatką, która przez ostatnie lata dusiła w sobie nie do opisania uczucia. Nigdy nie podzieliłam się swoimi emocjami z braćmi, którzy w czasie gdy z nimi mieszkałam, byli wredni. Bardzo wredni.
Moje pytanie i tak zabrzmiało płaczliwie. Usłyszałam, że ktoś po usłyszeniu mojego rozemocjonowanego głosu się ruszył, ale nie zdążyłam zarejestrować kto, bo Dylan mnie przytulił. Dylan. Mnie. Przytulił.
Sen, normalnie, sen.
CZYTASZ
~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~
Teen FictionCzternastoletnia Hailie Monet straciła dwie najukochańsze osoby w swoim życiu. Dziewczyna musiała zamieszkać z braćmi, ale niespodziewane wydarzenie zmienia całą ich historię. Hailie zostaje perfidnie uprowadzona, zaraz po wypadku na motocyklu ze sw...