Opuść broń

1.4K 50 9
                                    

                                                                  POV: Tony'ego

Hailie była rozemocjonowana i po usłyszeniu mojego pytania, zauważyłem, że się przestraszyła. Byłem prawie pewny tego, że grozili jej śmiercią. Bo czym innym?

Dziewczyna zaczęła drżeć. W pewnym momencie przejąłem się jej stanem zbyt bardzo i położyłem jej rękę na ramieniu, którą strzepnęła.

-Co stracisz?- powtórzyłem już trochę zestresowany.

Hailie zawarcie rozmyślała coś w głowie. Zrobiła się blada i miałem już pytać, czy wszystko w porządku, gdy nagle jej spojrzenie powędrowało za mnie. Wybałuszyła oczy, a jej usta rozdziawiły się w równe koło. Zanim zdążyłem się odwrócić, ona zdążyła do mnie doskoczyć i  popchnąć mnie ramieniem w bok.

-Padnij!- wrzasnęła.

Jej głos odbił się od każdej ściany na terenie parkingu i rozbrzmiał w mojej głowie głośniej, niżbym sobie tego życzył.

Huk

Poleciałem na bok i prawie upadłem. W ostatniej chwili złapałem równowagę.

                                                                Hailie

Wszystko zadziało się tak szybko, że na prawdę nie wiem, jak udało mi się w porę zareagować. Za Tony'm stał wysoki, napakowany mężczyzna w kominiarce. Celował do mojego brata z pistoletu. Nie było widać jego twarzy.

Ale ja dobrze wiedziałam kto to jest

Moje ciało kazało mi coś zrobić. Szarpnęłam sobą do przodu doskakując do brata. Tony nie ogarnął co się dzieje i nie zdążył na mnie spojrzeć bo popchnęłam go z całej siły w bok. Sama poleciałam kawałek za nim.

Huk

Poczułam piekielny ból w nodze. Całe szczęście że w nodze. To mogło się źle skończyć... Mój brat stał i przez chwilę się zaciął. Ja z resztą też. Nie wiedziałam co się dzieje, dopóki nie zaczęłam bezsilnie zsuwać się na ziemię. W momencie uderzenia w podłogę odzyskałam kontakt z rzeczywistością. Syknęłam z bólu.

-NIE!- krzyknął Tony momentalnie do mnie doskakując.

Chyba krzyknął. Nie wiem czy to był krzyk. Ten cholerny huk tak głośno dźwięczał mi w głowie że trochę go zagłuszył.

Niestety, dobrze znałam ten dźwięk. Często go słyszałam, bo należałam do organizacji. Zbyt często.

Teraz jednak wydał mi się głośniejszy. Powtarzał się chwilę w mojej głowie i przywracał te mniej przyjemne wspomnienia. Wraz z coraz większym bólem pojawiała się ulga, bo oto uratowałam brata.

Ale ta ulga nie potrwała długo

Nie jestem pewna co było dalej, ponieważ przed oczami robiło mi się coraz ciemniej. W jednej chwili chyba nawet totalnie ogłuchłam. 

Huk

Znowu. Ale ja nie dostałam. Nic nie czułam oprócz rany na nodze. To znaczy... Nie. Nie, nie, nie, nie, nie, nie... Proszę nie. Ten dźwięk zmusił mnie do podniesienia głowy. Panicznie się rozejrzałam w poszukiwaniu brata. I go znalazłam. Leżał na ziemi obezwładniony i unieruchomiony przez tajemniczego mężczyznę, który trzymał pistolet przy jego głowie.  

-NIE! NIE! NIE!- wrzasnęłam, próbując wstać.

Zmusiłam mój słaby organizm do dźwignięcia się na nogach. Ból bardzo się wzmocnił, ale udało mi się ustać. Wwierciłam rozwścieczone oczy w tajemniczego mężczyznę.

-Proszę, proszę- zaczął mój porywacz- Czy to nie najmłodsi z Monetów?-zaśmiał się po czym zwrócił głowę ku mnie, przycisnął pistolet do głowy Tony'ego i warknął złowrogo: - Co masz na swoje wytłumaczenie?

Moja klatka piersiowa unosiła się zbyt szybko. Patrzyłam to na brata, to na porywacza, który uprowadził mnie kilka lat temu. Wszystkie wspomnienia wróciły. Tony szarpał się przez chwilę ale facet strzelił ostrzegawczo zaraz obok jego głowy. Mój brat zastygł, a ja zamarłam i panicznie wciągnęłam powietrze.

Znów to wszystko przeze mnie.

Nie wiedziałam co zrobić. Jedynym co mi pozostało, to stać się cholernym członkiem organizacji. Coś co umiałam. Może wtedy mnie posłucha... Musiałam wejść w swoją wypracowaną przez lata rolę, a emocje zostawić za sobą. Chyba nigdy nie miałam trudniejszego zadania. Potrzebowałam chwili, by moje spojrzenie stało się lodowate jak góra lodowa, wyprostowałam się i przemówiłam spokojnie i mrocznie:

-Opuść broń

Tony na dźwięk mojego tonu głosu uniósł brwi, patrząc na mnie jak gdyby widział mnie pierwszy raz w życiu i przypatrzył mi się z szokiem wypisanym na twarzy. Zerknęłam na niego przelotnie i posłałam mu spojrzenie dające do zrozumienia, że wiem co robię.

-Jestem pewna że dojdziemy do porozumienia- dodałam po chwili ciszy.

-Nie sądzę, panno Hailie Monet- odparł drwiącym tonem mężczyzna- Dobrze znasz zasady. Złamałaś je, toteż rozumiesz, że muszę podjąć radykalne kroki. 

Zacisnęłam szczękę.

-Twoje radykalne kroki nie są tutaj potrzebne, Mike- zwróciłam się do niego.

Facet spojrzał na mnie i zaśmiał się cicho na dźwięk swojego imienia w moich ustach.

-Dobrze znasz zasady-powtórzył złowrogo i z szerokim uśmiechem.

Nastąpiła cisza. Wzięłam głęboki, acz nieregularny oddech gdy ponownie się odezwałam:

-Ale oni nie- syknęłam wskazując brata. Tony uniósł brwi patrząc na mnie znacząco- Nic nie wiedzą o umowie. Daj im spokój. To, co było w przeszłości, niech tam zostanie.

Mężczyzna zerknął na mnie wzrokiem tak drwiącym i niedowierzającym jednocześnie, że miałam ochotę go walnąć. Dosłownie. Nie żebym już wcześniej nie chciała...

-Myślałem że masz w głowie trochę rozumu- szepnął po czym gwałtownie uniósł ton głosu gdy krzyknął- Jak mógłbym was teraz puścić? Vincent Monet mnie zabije, chyba że....

Mike zrobił teatralną pauzę w której nie podobał mi się jego typowy, triumfalny uśmiech.

-... chyba że nikt mu nie powie co się wydarzyło. A dobrze wiecie że was nie puszczę. Więc jedynym rozwiązaniem jest...- mówiąc to bardziej przycisnął pistolet do głowy mojego kochanego brata.

Zamarłam.



~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz