Grób

737 36 28
                                    

                                                            POV: Tony'ego

Po kilku wycieczkach do kuchni, po drodze zabrałem swój telefon. Położyłem go na swoim stoliku nocnym i leżałem wgapiając się w ścianę. Zakopany pod kołdrą, od czasu do czasu sprawdzałem wiadomości. Miałem trzy nieodebrane połączenia od... Hailie? Ha ha śmieszny żart. Oprócz tego dostałem wiadomość od Vincenta.

VINCE: Sprawdź czy chłopcy coś jedli

I tyle.

Czasem śmieszy mnie ta jego ,,troskliwość,, a zarazem formalność w jednym. 

Ale tu miał rację. Will na pewno nic nie jadł.

A jako że ja zachowuję w większości (lub mniejszości) sytuacji rozum, to Vincent przydzielił to zadanie właśnie mnie.

Gdy tak się nad tym zastanowić, to ja też nic nie jadłem...

Potem coś wymyślę.

Zszedłem na dół do kuchni, i jako że nie jestem dobrym kucharzem, to złapałem za jogurt, do którego dosypałem jakieś randomowe płatki i owoce. Wszystko wymieszałem i takie śniadanie zaniosłem Willowi.

Gdy wchodziłem do jego pogrążonego w ciemności pokoju, ona nawet nie podniósł wzroku.

-Will- odezwałem się, zwracając na siebie jego uwagę.

Mój starszy brat usiadł na łóżku, przecierając oczy i wpatrując się we mnie pustym, wyczekującym wzrokiem.

-Nic nie jadłeś od wczoraj- zwróciłem mu uwagę i jakby nigdy nic położyłem mu jogurt na stoliku nocnym- Zjedz to- rozkazałem, a wychodząc dodałem jeszcze:- Za piętnaście minut wrócę cię sprawdzić.

Will tylko westchnął głęboko i pochylił się by złapać za swoje późne śniadanie.

Następnie udałem się do Shane'a.

Zapukałem do drzwi jego sypialni i słysząc niewyraźne ,,proszę,, wszedłem do środka, zapalając światło.

-Kurwa, zgaś to- fuknął niemrawo.

Uniosłem brwi na dźwięk przekleństwa z ust mojego bliźniaka. Zwykle to ja byłem tym bardziej wulgarnym.

-Jadłeś coś?- zapytałem mruknięciem, ciut zirytowany i zmęczony, skanując go wzrokiem.

Shane wskazał paczkę chrupek serowych obok łóżka.

-Tak- odpowiedział.

Wywróciłem oczami.

-A coś normalnego?- naprowadziłem go zirytowany.

-Nie

No to sobie pogadaliśmy

-Zrobisz sobie coś do jedzenia?- westchnąłem przegrany, czując się jakbym rozmawiał z pięciolatkiem. 

-Tak- odparł.

-Teraz?

-Nie

-Ja pierdolę, Shane- warknąłem- Za piętnaście minut widzę cię w kuchni- syknąłem i wyszedłem.

I to niby ja jestem dziecinny i wkurwiający.

Niech Vincent sam se to ogarnie.

Idąc w stronę sypialni Dylana (który na pewno również nic nie jadł ani nie pił), napisałem do Vince'a.

JA: A ty coś jadłeś?

VINCE: ....pisze...

VINCE: Tak

Westchnąłem ciężko, wiedząc że kłamie.

No jak z dziećmi- warknąłem w myślach- Wiem, że to co się stało nie jest łatwe, ale ja jakoś odrzuciłem emocje na drugi plan i...

Zatrzymałem pędzące myśli, słysząc czyjeś głosy. Przechodząc przez korytarz i mając już dość braci, usłyszałem cichą rozmowę dochodzącą zza drzwi pokoju należącego do Dylana.

-W-Wczoraj... wczoraj był twój... pogrzeb- wydusił słabo Dylan.

Stanąłem w miejscu jak zaczarowany, z ręką uniesioną nad klamką od drzwi. Nasłuchiwałem rozwinięcia rozmowy z przerażeniem wypisanym na twarzy. Z tego co słyszałem, mój brat miał rozmówcę na głośnomówiącym.

-ZAKOPALIŚCIE MNIE?!- wrzasnął po dłuższej chwili znajomy mi głos, wypełniony teraz strachem, paniką i wyrzutem.

Ze słuchawki wydobyły się jakieś trzaski.

Otworzyłem powoli drzwi.

Dylan stał bokiem do mnie, najwyraźniej mnie nie zauważając.

-Hailie, spokojnie ja...- zaczął mój starszy brat ale w tym momencie spostrzegł mnie w progu z opadniętą szczęką i wybałuszonymi oczami.

Dopiero teraz zauważyłem że jest cały zapłakany.

Właśnie zacząłem powoli łączyć kropki.

-Z kim ty rozmawiasz?- zapytałem przerażony.

Dylan prawie wypuścił telefon z ręki.

-Ja...- odezwał się po chwili ciszy, wmurowany w podłogę.

Mój brat nie mógł wykrztusić ani słowa. Stałem tak zniecierpliwiony, wyczekując wyjaśnień.

-Co się dzieje?!- pisnął nagle głos z komórki Dylana.

-Kto to jest?- ponowiłem pytanie, coraz bardziej skołowany.

On milczał.

-Dylan- syknąłem zdenerwowany i zniecierpliwiony.

On westchnął i przetarł załzawione oczy.

-To Hailie- wydusił przez łzy- Ona żyje

Teraz to mnie telefon wypadł z ręki.

Z cichym stuknięciem uderzył o posadzkę. Na chwilę ogłuchłem.

-Co?- cały zadrżałem- Hailie?- odruchowo doskoczyłem do brata i wyszarpnąłem mu komórkę z dłoni.

-T-Tak- odparł słabo głosik z telefonu.

-Ja pierdolę, nie wierzę...- mówiłem do siebie- To jest jakiś, kurwa, żart? O kurwa...- mamrotałem zszokowany- Żartujecie, prawda?

Z słuchawki wydobyło się głośne, pogardliwe i pełne wyrzutu prychnięcie.

-NIE!- warknęła wściekła Hailie- Żartem jest to, że mnie zakopaliście! W GROBIE!

O, kurwa.


~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz