Kocham Was

479 20 69
                                    

                                                         POV: Dylana

-Nie- warknął na mnie Will, nadal roztrzęsiony ledwo dostarczoną nam informacją- Znajdziemy inny sposób.

-Nie ma innego sposobu!- odwarknąłem przez zaciśnięte szczęki- Dobrze o tym wiesz

-A ty dobrze wiesz, że Vincent nigdy nie pozwoliłby ci na taki ruch. Ja też nie- odparł zdesperowany.

-Vince by poświęcił siebie!- syknąłem jadowicie nadal próbując przekonać mojego starszego brata do mojego pomysłu.

Lekarz wyszedł, gdy zaczęliśmy na siebie wrzeszczeć i warczeć, a Shane i Tony siedzieli cicho, nawet nie próbując wciąć się w dyskusję. Jednak po ich minach widziałem, że również nie są za moim sposobem rozwiązania tej sytuacji.

-Dylan, wyraziłem się jasno- próbował zakończyć Will, posyłając mi ostre jak brzytwa spojrzenie.

Zanim pomyślałem, co robię, Will już wylądował na ścianie.

-Dylan, kurwa!- szczeknął mój starszy brat, nie pozwalając sobie na przemoc.

Od kilku lat nie słyszałem jak przeklinał.

Trochę mnie to wybiło z rytmu.

-Ella es una de nosotros!- wywarczałem przez zaciśniętą szczękę, wiedząc, że nikt mi nie odpowie.

-Igual que tú- oznajmił wrednie Will, zaczynając się na prawdę denerwować.

Przez chwilę moje zwoje mózgowe nie mogły przyswoić faktu, że mój brat mi odpowiedział. Nie sądziłem, że w ogóle zna hiszpański. 

Z powodu mojego chwilowego szoku, Will się odwrócił, zapewne sądząc że to koniec przepychanki słownej, ale ja nie odpuściłem.

-Tenemos que protegerla- zacząłem znowu nie dawając za wygraną- Alguien tiene que hacer un sacrificio- przy ostatnich słowach załamał mi się głos.

-Encontraremos otra manera- odpowiedział Will, zamykając oczy i głośno wzdychając.

Nie powiem, że nie byłem pod wrażeniem.

Shane i Tony gapili się na nas jak na kosmitów, oczywiście nie widząc o co chodzi.

-O czym wy pierdolicie?- odezwał się wkurwiony Tony.

-No es asunto tuyo- warknąłem posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie.

-Co, kurwa?- Shane podniósł głowę patrząc na mnie z jeszcze większym zdezorientowaniem.

-Nie wasza sprawa!

                                                    ~~~~~~~

Po około piętnastu minutach kłótni z Willem decyzja została podjęta.

-Na pewno nie ma innego sposobu?- zapytał cicho Shane, opierając się plecami o ścianę i odchylając głowę do tyłu.

W jego oczach ponownie zaczęły się pojawiać łzy.

-Nie- odparłem równie cicho, głos mi się załamał na co wszyscy podnieśli na mnie wzrok- Co?

-Nie musisz tego robić. Nie możesz- powiedział Will, zaciskając dłoń na moim ramieniu.

-Muszę

Ręka Willa zacisnęła się jeszcze mocniej i nie wiedziałem, czy mój brat próbuje zadać mi jakiś ból, czy nie kontroluje uścisku z emocji.

-To powinienem być ja- oznajmił Will po dłuższej ciszy, zdejmując ze mnie ramię- Ty Dylan masz jeszcze całe życie przed sobą...

-Ty też- odparłem bez zastanowienia, siląc się na poważny ton, po czym dodałem bardzo, bardzo cicho: - Ona będzie cię potrzebować

                                                      ~~~~~~~~

Nikt nie mógł przewidzieć, że to skończy się w ten sposób. Jeszcze kilka lat temu nigdy nie przypuszczałbym, że poświęcę swoje życie dla małej siostry, której nie znaliśmy. Nigdy nie powiedziałbym też, że aż tak bardzo ją pokochamy i postawimy na nią ponad wszystko.

A jednak.

Gdy myślałem o tych wszystkich chwilach, gdy to ona poświęcała się dla nas, o wszystkich wspomnieniach związanych z Hailie i o tym, że mogłoby jej już wśród nas nie być, łzy kręciły mi się w oczach.

Strasznie żałowałem wielu decyzji, które podjąłem. W tym momencie większości z nich były lekceważeniem lub niedocenianiem Hailie. Nie spędzaniem z nią tyle czasu, na ile zasługiwała.

A przecież to ona kiedyś od nas uciekła, by nas uratować. 

To ona wiele razy ryzykowała, by wyciągnąć nas z bagna, w które sami się wpakowaliśmy.

Ona zrobiłaby dla nas wszystko.

My dla niej też.

Dlatego właśnie teraz, wszyscy trwaliśmy w uścisku, zapewne ostatnim, wspominając piękne chwile, spędzone razem. Tak bardzo żałowałem, że nie mogę się pożegnać z Hailie.

Łzy rozmazywały mi widoczność, gdy ten ostatni raz miałem okazję powiedzieć dwa, najważniejsze dla mnie słowa.

-Kocham was

----------------------------------------------------------------

Przepraszam  😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭

(wcale nie płaczę) (to nie tak że nie chcę go uratować) (to nie moja wina ok?) (niee nie ryczę jak małe dziecko, a mama wcale mnie nie spytała czemu ryczę do laptopa)

Nie zjedzcie mnie 😭😭

:<


~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz