Szczęście

655 30 19
                                    

                                                        POV: Dylana

Tak na prawdę przez następne pół godziny płakałem razem z Tony'm. Udzieliła mi się rozpacz i tak jakoś wyszło. Przerwaliśmy tą szopkę dopiero wtedy, gdy wyszedł do nas Shane.

Jego reakcji nawet nie warto opisywać.

Ale i tak to zrobię. (XD sorry musiałam~ autorka)

-Co się dzieje?- spytał Shane przecierając najwyraźniej zmęczone oczy.

Podniósł na nas wzrok i go zatkało. Przejechał podejrzliwie oczyma po każdym z nas, a jego brwi z niewielkim, srebrnym kolczykiem szły coraz wyżej. Wreszcie, gdy dotarł do Tony'ego i jego zapłakanej twarzy, zaczęło do niego docierać.

-C-Co się stało?- wydusił słabo.

Otworzyłem buzię, by coś powiedzieć ale momentalnie ją zamknąłem. Spojrzałem błagalnie na załamaną twarz Vincenta, by wyręczył nas w powiedzeniu naszemu bratu co się stało.

Vince wziął głęboki oddech i oznajmił spokojniej niż wcześniej:

-Hailie nie żyje- Im dłużej czasu miał na poukładanie emocji, tym poważniej wyglądał, i tym bardziej zmieniał się jego głos.

Wreszcie, od paru godzin usłyszany był w nim autorytet, formalność i chłód.

Przeniosłem oczy na starszego z bliźniaków. Shane stał wpatrując się w Vince'a tępym wzrokiem, jakby właśnie usłyszał najgłupszą teorię lub wiadomość na świecie.

-Co?- zapytał głupio, ale głos mu drżał.

-Ona... umarła- wykrztusił cicho Will, który odezwał się pierwszy raz od jakiegoś czasu.

-Co?- Pytał tępo Shane, teraz jego głos brzmiał na panikę- Nie, nie, żartujecie, prawda?- zaśmiał się bez krzty rozbawienia- Bardzo śmieszne, gdzie jest Hailie?

Nawet nie wyobrażacie sobie, jak w tym momencie zrobiło mi się go żal.

-Shane...- zacząłem powoli- Ona nie żyje- wydusiłem cicho- Umarła. Jutro będzie pogrzeb

-Nie- Shane zacisnął powieki, spod których trysnęły łzy- Nie, nie nie. Żartujesz, kurwa, żartujesz! Ja pierdolę, to jest jakiś nieśmieszny żart, tak?- mamrotał.

-Chciałbym- dodałem cicho.

Mój młodszy brat kucnął, zasłaniając swoją mokrą od łez twarz.

-Dlaczego...? Jak...?- krztusił się wypowiadając kolejne pytania- Nic nie pamiętam... Co się, kurwa, stało?- głos mu się załamał i ucichł, cicho płacząc.

Tak jak on, zasłoniłem twarz dłońmi, by ukryć pojedyncze łzy.

Nagle usłyszałem że obok mnie, wstał Tony. Podniosłem wzrok, by zobaczyć co robi. On tylko bez słowa wstał, podszedł do Shane'a, poklepał go po plecach i ruszył w stronę wyjścia ze szpitala. Z kieszeni wyciągnął papierosa.

Gdy jeszcze był dla nas widoczny, Tony wpadł na młodą dziewczynę.

-Sorry- powiedział i ruszył do wyjścia szybciej, znikając za szpitalną ścianą.

Dziewczyna obejrzała się za nim skołowana. Po jej twarzy było widać że również jest roztrzęsiona. Na chwilę złapałem z nią kontakt wzrokowy, a ona prześlizgnęła wzrokiem po wszystkich z nas. Widząc nasze załamane twarze, bez słowa lekko skinęła głową i odeszła.

Ponownie zakryłem twarz dłońmi.

Nie wiem, po co była tu ta dziewczyna, ale życzę jej szczęścia.

Którego nam zabrakło.

-------------------------------------------------------------

Cześć misiaki <333 Jak Wam się podoba? Jak tam u was? 

Mam nadzieję że wszystko dobrze :D

Słuchajcie miśki! W tym rozdziale pojawiło się powiązanie z książką użytkowniczki @Ola_9945, która pisze wspaniałą książkę pt ,, A life full of surprises". Ola wstawia rozdziały w środy i poniedziałki, a pierwszy rozdział już się pojawił!!! Serdecznie zapraszam na jej konto.

A tobie Ola chciałam bardzo podziękować za zainteresowanie moją opowieścią i zaangażowanie w tworzenie jej. Pozdrawiam Cię serdecznie!!!! :>

~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz