Palec napierający na spust

769 38 23
                                    

                                                              Hailie

Chciałam dobrze. Robiłam źle. Widziałam pustkę i czerń. Pragnęłam zemsty...

Stałam się potworem...

Moje oczy nie łapały kolorów. Wszystko wokół mnie było rozmazane i przepełnione mgłą. Byłam tylko pół świadoma swoich czynów. Ta jedna nieświadoma niczego część była pełna krzyku. Krzyk, taki przeraźliwy i piskliwy, agresywny rozdzierał mnie od środka. Wypalał we mnie dziurę. Strzelałam. Co chwilę moją świadomość przecinał huk. Dźwięczny, charakterystyczny huk, którego miałam już nigdy nie usłyszeć. Nie chciałam usłyszeć...

A teraz sama go wytwarzałam...

W moich oczach nie krzywdziłam człowieka. 

W moich oczach płonął ogień zemsty. Część mnie, która kiedykolwiek zwątpiła w rodzinę, przejęła nade mną kontrolę. Byłam przepełniona czernią. Kłamstwami, nienawiścią, furią i wściekłością. Zawładnęły mną, i stałam się żarłocznym potworem pragnącym zemsty... 

Ale czy ta zemsta ma jakikolwiek sens?

Czułam to w płucach. Czułam jak ten sam krzyk rozdziera mnie od środka. Jak szmacianą laleczkę. Jak zabawkę.

Jak nic ważnego...

A to było ważne. Życie człowieka. Który zniszczył twoje życie, ale jednak. 

Lecz w tamtym momencie zdrowy rozsądek został pochłonięty w czerń. W otchłań bez powrotu. Tym razem na prawdę bez możliwości powrotu. Zatrzasnął się tam na dobre, i miałam wrażenie że już nigdy nie wyjdzie, ponieważ nie przywrócił mi go nawet rozemocjonowany głos Vincenta.

-Hailie...- westchnął.

HUK

HUK

HUK

Brzęczało mi w uszach. Nic nie słyszałam. To wszystko nie było teraz ważne...

Zemsta była ważna.

-Hailie stop- powiedział Vincent z powagą.

Zignorowałam go.

Dalej rozdzierałam krwawe zwłoki.

Musiałam...

-Hailie, proszę- odezwał się Dylan.

Zaczynali mnie irytować. 

HUK

HUK

HUK

-Przestań!- krzyknął znów Dylan.

-Hailie, uspokój się- warknął Vincent.

Nie mogę... Nie mogę pozwolić by powstała jak jej brat. Nie mogę...

Muszę upewnić się że już nigdy na mnie nie spojrzy.

-Malutka, proszę- jęknął błagalnie Will.

-Hailie...- dodał Shane.

Nie.

Wiedziałam, że ciało Mili już nigdy nie będzie całością, że ta cała, wielka plama krwi nie wróci do jej organizmu, że już się nie ruszy.

Ale ja musiałam się upewnić.

Mimo że tego nie pokazałam, to informacja że Mike żyje, wstrząsnęła mną bardziej niż wszystko co dziś słyszałam.

Byłam PEWNA że nie żyję...

Myślałam że nie żyje...

A teraz, ta myśl przekształciła się w inną postać. Wpełzła niepostrzeżenie do mojego umysłu, by znów w nim namieszać. I właśnie ten głosik z tyłu głowy, kazał mi strzelać dalej.

-Hailie przestań- rozkazał agresywniej niż wcześniej Vincent.

HUK

HUK

HUK

-Proszę, malutka...

HUK

HUK

HUK

Aż dziwne że mam jeszcze naboje.

-Hailie...- odezwał się Shane.

-Jesteśmy tu z tobą, uspokój się- dodał Dylan.

HUK

HUK

HUK

-Kurwa, przestań!- ryknął czyiś głos.

Zatrzymałam się. Na ułamek sekundy lecz się zatrzymałam. Ale...

HUK

HUK

HUK

-Hailie, do cholery!- ryknął znowu Tony.

Tego już za wiele...

Szarpnęłam całym ciałem w jego stronę. W mniej niż mini sekundę nasze oczy się spotkały.

-CO?- wrzasnęłam.

Brzmiałam jak psychopatka...

Wpatrywałam się głęboko w oczy brata, które wyrażały przerażenie i dezorientację, ale one momentalnie podążyły gdzieś indziej.

Teraz, wgapiały się ze strachem w mój pistolet, skierowany w jego głowę.

I palec napierający na spust...

~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz