POV: Dylana
Dzisiaj jest dzień pogrzebu Hailie. Ceremonia zaczyna się o 13, a mimo to każdy z nas był na nogach już o 6. Wszyscy chcieliśmy porządnie się przygotować, by oddać należyty szacunek naszej siostrzyczce.
Właśnie piłem kawę w kuchni, gdy drzwi frontowe otworzyły się z głośnym uderzeniem o framugę. Przez wrota wszedł Will i Tony, niosący ogromny bukiet białych róż, z mieszanką innych pięknych roślin, przewiązanych czarną wstążką z jakimś napisem. Nie byłem w stanie go odczytać, ale na ten widok kolejne łzy zakręciły mi się w oku.
Nie płacz, nie płacz, nie płacz... Przecież już to przepracowałeś - mówiłem do siebie, choć była to nieprawda.
Za to Will płakał tak na prawdę cały czas i widziałem, że w tej chwili również ma zaszklone oczy. Tony za to starał się zachować kamienną twarz, jak to zwykle robił Vincent, ale widać było jak ciężko napina mu się mięśnie twarzy, by się nie rozpłakać.
Chłopaki wnieśli bukiet i postawili go obok mnie, na stole w jadalni. Dopiero teraz byłem w stanie przeczytać napis, który widniał na wstędze przyczepionej do kwiatów.
Widząc go, podniosłem się i z łzami w oczach, bez słowa wyszedłem z jadalni.
,,Dla kochanej Hailie Monet od Vincenta, Willa, Dylana, Shane'a i Tony'ego. Zawsze będziemy cię kochać"
~~~~~~
Wszyscy ubrani w prawie identyczne, drogie garnitury, wyszliśmy z domu. Ja i Shane wynieśliśmy bukiet kwiatów i delikatnie ułożyliśmy go w bagażniku. Jeszcze raz upewniłem się że kwiatom się nic nie stanie, i zamknąłem bagażnik. Rozejrzałem się. Przy samochodzie zauważyłem, że Vincent ma bardziej potargane włosy niż zwykle, a Tony i Shane wręcz przeciwnie. Pierwszy zaczesał włosy do tyłu. Widać było że się do tego przyłożył. Ten drugi za to, zrobił sobie przedziałek, z którym (muszę przyznać) nie wyglądał najgorzej.
Zastanawiałem się, skąd u nich ta zmiana, że postanowili okiełznać swoje grzywy, do tej pory żyjące własnym życiem i prawie natychmiast znalazłem powód.
Przypomniało mi się, jak Hailie zawsze marudziła, że mają gniazdo na głowie.
Mimo iż poczułem ogromny ból, to jednak byłem troszkę dumny z bliźniaków, że tak się dla niej postarali...
-Co się tak gapisz?- Tony widząc mnie, wgapiającego się w niego, uniósł brwi ale jego głos był w miarę obojętny.
Ogarnąłem, że wspominając moją młodszą siostrę, zapatrzyłem się na mojego brata. Spuściłem wzrok i podrapałem się po karku.
-Wreszcie ułożyłeś to swoje ,,gniazdo,,- zauważyłem cicho mruknięciem, specjalnie używając określenia wymyślonego przez Hailie.
Tony zapatrzył się na mnie przez chwilę, a jego wzrok stał się na moment pusty. Wreszcie odparł:
-Ta, ona by tego chciała- wydusił i wsiadł do auta Vincenta, którym mieliśmy pojechać wszyscy razem na pogrzeb.
Pogrzeb
Boże...
~~~~~~
Dojechaliśmy na miejsce ceremonii przed czasem. Wszystko przygotowaliśmy, aż zaczęła się schodzić najbliższa rodzina, która została zaproszona na uroczystość. Maya i Monty dotarli prawie w tym samym czasie co my. Przywitaliśmy się, chwilę wymieniliśmy parę zdań, aż miała zacząć się ceremonia.
Ale nagle przyszedł do nas ktoś jeszcze.
-Nikt cię tu nie chce- warknąłem zdeterminowany do wyproszenia Cama.
-Dylan, to moja córka- odparł twardo ojciec.
-Którą postrzeliłeś- wciął się wściekle Tony.
Cam zamilkł ale nie ruszył się nawet o krok.
Zacisnąłem pięści.
-Ona cię tu nie chce- syknąłem- To ty ją tu wpędziłeś.
Ojciec zerknął na mnie z ukosa ale dupska nie ruszył.
~~~~~~
Po ceremonii wszyscy rozeszliśmy się do swoich pokoi. Siedzieliśmy tam tak długo, że z popołudnia zrobił się wieczór. Wreszcie, gdy była pora spania, przebrałem się, ogarnąłem i położyłem się na materacu wzdychając.
Próbowałem zasnąć wielokrotnie, ale za każdym razem gdy zamykałem oczy, widziałem opadającą do wielkiej dziury trumnę, w której leżała moja siostra...
Nie zasnąłem przez całą noc.
A rano czekała mnie kolejna niespodzianka.
~~~~~~
Wstałem zaspany i zmęczony, powieki same mi opadały a mimo to nie potrafiłem zmrużyć oka. Zdecydowanie mogę nazwać tę noc mianem najgorszej.
Powoli podniosłem się z łóżka i ruszyłem w stronę kuchni, po drodze łapiąc telefon z mojego biurka. Zeszedłem po schodach doszedłem do barku w kuchni i zaparzyłem sobie kawę. Nie miałem ochoty na jedzenie.
W jadalni spotkałem Shane'a, który ledwo przytomnie ,,zjadał,, serowe chrupki. Nigdy nie mogłem sobie wyobrazić, że Shane nie może przełknąć jedzenia, a tu proszę. Usiadłem obok niego i w ciszy popijałem kawę z ulubionego kubka Hailie.
-Jak Will?- spytałem po dłuższej, niezręcznej ciszy, brata.
Shane westchnął, wyprostował się na krześle i spojrzał na mnie pustym wzrokiem.
-Źle- wydusił słabo- Byłem u niego pół godziny temu. Nie spał całą noc i nie wyszedł nawet z łóżka- mówił wpół przytomnie.
-To do niego niepodobne- powiedziałem, starając się stworzyć normalną dyskusję.
-Ta- odparł mruknięciem mój brat.
-Spałeś w nocy?- ponowiłem próbę.
-Nie- burknął.
-Je też nie- odpowiedziałem jakby nigdy nic.
Shane przez chwilę patrzył w pustkę aż wstał i wyszedł bez słowa.
No i tyle po normalnej rozmowie.
Ja zostałem na miejscu i siedziałem tam przez około dwie godziny, patrząc w ścianę i dopijając zimną już kawę.
Około godziny 13:00 telefon w mojej dłoni zaczął wibrować, co wyrwało mnie z tego dziwnego stanu. Podskoczyłem, spoglądając na wyświetlacz.
Zamarłem.
------------------------------------------------------------------------
Witajcie ponownie!
Słuchajcie przepraszam że tu jest tyle perspektywy Dylana ale nie miałam pomysłu na innych. Ale spokojnie, bo w następnym rozdziale będą WSZYSTKIE perspektywy.
PS Jak myślicie, kto dzwonił do Dylanka? :D
POZDRAWIAM MIŚKI!!!
CZYTASZ
~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~
Teen FictionCzternastoletnia Hailie Monet straciła dwie najukochańsze osoby w swoim życiu. Dziewczyna musiała zamieszkać z braćmi, ale niespodziewane wydarzenie zmienia całą ich historię. Hailie zostaje perfidnie uprowadzona, zaraz po wypadku na motocyklu ze sw...