Wszystko

1.5K 55 5
                                    

                                                                   POV: Tony'ego

Już od paru dni zajeżdżaliśmy do galerii o tej samej porze co zawsze, by pilnować naszej siostry. Nie powiem, że sprawiało nam to problem, bo tak nie było. Chyba mogę nawet przyznać że lubiliśmy ją od czasu do czasu zobaczyć. Nawet ja nie marudziłem, gdy była moja kolej (a to sukces i progres wielki). Jedyni z nas którzy tu nie jeździli to Vincent i Will. Tego pierwszego czas jest zbyt cenny, by siedzieć parę godzin pod centrum w galerii. Za to do Willa jeszcze nie dotarło że jego mała siostrzyczka żyje sobie sama i świetnie sobie radzi.

Nigdy nie myślałem, że Hailie stanie się dla mnie kimś więcej niż losową dziewczyną. A jednak. Stała się siostrą.

Rodziną.

Tak na prawdę, mimo iż byliśmy dla niej wredni, gadaliśmy że nie jest nam potrzebna i że stwarza problem, to było odreagowywanie złości, lub po prostu obowiązek starszego rodzeństwa. Nigdy nam nie przeszkadzało, że Hailie się popłakała, albo że uraziliśmy jej świętą, malutką i chronioną przez Willa wewnętrzną duszyczkę, którą więziła w sobie. Z czasem jednak pojawiało się coraz więcej smutnych i tym podobnych uczuć, gdy była skrzywdzona. Nadal nie ogarnąłem momentu, w którym ją pokochałem. Nie pamiętam kiedy ta granica została przekroczona. No bo to zwykła, obca mi dziewczyna, nie? Nie okazuję uczuć, więc Hailie raczej nigdy się nie dowie tego, co właśnie przetwarzałem w głowie ale chyba wie że ją kochamy nie? Wie to, prawda?

                                                    ~~~~~

Shane ostatnio spierdolił swoje zadanie. Młoda coś niby do niego gadała, a on siedział jak kołek w samochodzie i się na nią gapił. No debil.

I dlatego właśnie, gdy ja ją zobaczyłem na tym pustym (co nie jest normalne) parkingu, to od razu wystrzeliłem jak strzała w jej stronę. Słysząc kroki, ona odwróciła się w miarę ze spokojem, a gdy mnie ujrzała, idącego w jej stronę, nie spanikowała tylko westchnęła ciężko. Od incydentu z Shane'em (który schrzanił sprawę) nikt z nią nie rozmawiał i chyba się do tego przyzwyczaiła. Szkoda więc, że muszę przekroczyć granicę, w której stawiam ją w niekomfortowej sytuacji.

Serio szkoda.

                                                            Hailie

Usłyszałam kroki. Odwróciłam się skanując otoczenie zaspanym wzrokiem. Dzisiaj rano w ogóle się nie ogarnęłam bo do późna siedziałam w laptopie i pracowałam. Nie chciałam by ktoś mnie zobaczył z takimi worami pod oczami, więc miałam szczęście że na parkingu wiało pustkami. Jednak ktoś za mną szedł. Jak dobrze, że jak zwykle nosiłam ze sobą pistolet. Bo, hej, nigdy nie widomo, a od dawna nie chodził ze mną ochroniarz.

Ciekawość wygrała i mój wzrok powędrował do Tony'ego, który powoli się do mnie zbiliżał. Chwila, co? Czemu on do mnie podszedł? Przecież przez ostatnie kilka dni każdy z nich tylko siedział w aucie. Nich dadzą mi spokój. Nie mogę z nimi rozmawiać.

Westchnęłam.

-Co chcesz?- zapytałam bardzo zniechęcona.

-Ciebie też miło widzieć- mruknął- Chce pogadać.

-Ah, tak?-spytałam udając zainteresowanie po czym wywarczałam przez zaciśniętą szczękę:- W takim razie, przykro mi, bo ja nie chcę

To było kłamstwo. Odwróciłam się i postawiłam krok w przód ale on mnie zatrzymał. Staliśmy na środku ulicy (w sensie parkingu), co w sumie nie robiło różnicy bo od paru dni nie było tu żywej duszy. Trochę to dziwne, bo zwykle jest tu wielki tłum, ale nie miałam czasu na zastanawianie się. 

~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz