Umarłam

559 33 63
                                    

                                                    Hailie

Obudziłam się, czując przeszywający ból w klatce piersiowej. Nie pamiętałam, co się stało. Odcięło mi pół wspomnień.

Delikatnie otworzyłam oczy. Od razu oślepiło mnie światło z góry, świecące idealnie na wysokość mojej głowy. Przymknęłam powieki.

Nadeszła kolejna fala okropnego bólu.

Zacisnęłam szczękę.

-Hailie?- odezwał się ktoś ale ja prawie go nie słyszałam.

Wszystkie odgłosy były daleko, owiane gęstą mgłą pokrywającą mnie i cały świat w około. Towarzyszyło mi uczucie bycia pod wodą. Nie mogłam się ruszyć.

Urwał mi się film.

                                              ~~~~~~

Wzięłam głęboki, paniczny oddech. Od razu poczułam ponowny ból, przeszywający moje serce, z którego po całym moim ciele rozbiegły się ciarki. Otworzyłam oczy, by znów oślepiło mnie to samo światło. Tym razem mgliste uczucie lekko zniknęło, zastąpiła je nagła fala wspomnień, uderzających we mnie coraz mocniej i dające mi coraz większą świadomość świata dookoła.

Vince nie żyje.

Zabiłam Mike'a.

On dźgnął mnie nożem.

Dylan oberwał kulką.

A potem....

-Hailie- twardy, lodowaty, formalny głos, który usłyszałam obok siebie wybudził mnie z rozmyślań.

Na początku chciałam coś odpowiedzieć, ale zaraz potem uderzyła we mnie kolejna ogromna fala zdezorientowania.

Chwila....

CO

Znałam ten głos.

Zamarłam, sztywniejąc, co spowodowało kolejny ból.

Normalnie spróbowałabym się ruszyć, ale po usłyszeniu tak znajomego mi tonu głosu byłam już prawie pewna, że umarłam.

-Hailie, spójrz na mnie- odezwał się znowu ktoś obok mnie.

Tak, zdecydowanie umarłam.

Z sercem galopującym mi w piersi spróbowałam się ruszyć. Ból mi na to nie pozwolił, ale dałam radę lekko przekrzywić głowę, by ujrzeć Vincenta.

Zamarłam.

Umarłam.

Nie byłam w stanie się ruszyć, ani nic powiedzieć. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem, gdy nagle s moich oczu trysnęła niekontrolowana fala łez.

-Vince?- wychlipałam wreszcie, krztusząc się łzami.

Vincent delikatnie się uśmiechnął.

Umarłam.

Jak w amoku spróbowałam się delikatnie podnieść. Mimo najokropniejszego bólu, oparłam się plecami o krawędź łóżka i odchyliłam zapłakaną buzię do tyłu.

-Ale... to nie możliwe...- wyszeptałam przez łzy, patrząc na Vincenta- Ty... ty nie żyjesz...

Vince westchnął głośno i nic nie mówiąc podniósł się z krawędzi mojego łóżka (co dopiero teraz zauważyłam) i podszedł do otwartych drzwi. Zdezorientowana, zapłakana i ledwo (albo raczej) nieżyjąca wpatrywałam się w jego powolne ruchy. 

Mój najstarszy brat wyszedł na korytarz.

                                           POV: Shane'a

~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz