Przepraszam

789 36 14
                                    

                                                             POV: Dylana

Już 10 minut później siedzieliśmy w małej, dusznej salce, gdzie leżała Hailie. Była podłączona do wielu kabelków i urządzeń, wydających z siebie co jakiś czas piskliwy dźwięk. Otaczaliśmy naszą nieprzytomną siostrę wpatrując się intensywnie w jej klatkę piersiową, która na pierwszy rzut oka prawie w ogóle się nie podnosiła. Każdy z nas modlił się by podniosła się ponownie po kolejnym chrapliwym wdechu.

-Co...-zaczął cicho Shane- Co teraz?

Wziąłem głęboki, powolny i opanowany wdech, nadal pobrudzony krwią, oraz nadal zszokowany szybkim rozwojem tego wieczoru.

Przecież u nas w domu nadal leżą martwe ciała.

-Ja muszę jechać do domu- przyznałem cicho spoglądając na swoje ręce, nadgarstki i koszulkę.

-Ja również wracam do rezydencji- oznajmił twardo Vincent, powoli powracając do swojej poważnej i formalnej pozy- Will, jedziesz z nami

Will ledwo oderwał wzrok od Hailie i rzucił Vince'owi spojrzenie pełne dezaprobaty.

-Nie sądzę- odparł równie twardo.

-Sądzisz- powiedział Vincent, i nie mówiąc nic więcej, wyszedł z salki, standardowo nie dając nikomu żadnego wyboru.

Will odetchnął przegrany, ale nie ruszył się na krok. Potem ponownie westchnął ciężko, po czym zwrócił się do bliźniaków:

-Zostajecie tutaj dopóki nie wrócę

-Dopóki nie WRÓCIMY- dodałem znacząco.

-Bez presji- powiedział cicho Shane nawet na nas nie patrząc.

                                                         ~TY~

Ona tu jest. Dobrze wiesz, że tu jest.

I to dzięki tej jednej dziewczynie...

Nigdy nie spodziewałeś się że ona załatwi małą Monet. Załatwi ją tak, że się nie pozbiera.

Cóż, pozbierała się.

Ale teraz ją wykończysz.

Bo mała Monet przyszła do ciebie.

                                                POV: Tony'ego

Nie odzywałem się ani słowem. Swój wzrok wwiercałem w Hailie, która nieregularnie unosiła klatkę piersiową, w której jeszcze niedawno była mała kulka. 

-Haalo? Tony?- Shane szturchnął mnie łokciem patrząc na mnie trochę zaniepokojony.

-Co?-warknąłem.

-Zostajecie z Hailie- odparł stanowczo Dylan- W nocy do was dołączę

Patrzyłem na nich chwilę w dezorientacji, aż ogarnąłem że Will i Vincent zniknęli, a Dylan ubierał na swoją pokrwawioną koszulkę kurtkę. Już miał wychodzić, gdy w drzwiach stanął ojciec.

-Co z Hailie?- spytał jakby przejęty.

Zacisnąłem dłoń w pięść. Na moim przedramieniu wyskoczyło kilka żył. Trochę za dużo. Dylan również zaciskał pięści i szczęki, nie odpowiadając, więc ja przejąłem głos.

-A co cię to obchodzi?- wywarczałem.

Cam westchnął ciężko.

-Słuchajcie, ja...- zaczął cicho i chrapliwie.

-Nie- syknął Dylan przerywając mu.

-Dylan..

-NIE- powtórzył stanowczo- Nikt ciebie tu nie chce- powiedział stając na przeciwko niego- Ona też nie

Po tych słowach ruszył i szturchnął go mocno.

-Dylan, nie przeginaj- warknął ojciec.

-On przegina?- prychnął Shane.

-Rozumiem, że jesteście źli, ale...

-Źli?- zakpiłem bez rozbawienia- Kurwa, ty postrzeliłeś naszą siostrę- sapnąłem ze złością.

Cam teraz zaciskając pięści zrobił krok w naszą stronę. Spojrzał na nas twardo i rzekł zaznaczając twardo:

-Waszą siostrę, moją córkę

Te dwa słowa, wzburzyły we mnie falę furii.

                                                      POV: Shane'a

W jednej chwili poczułem wściekłość. Już miałem rzucić jakimś kreatywnie obraźliwym i uderzającym komentarzem, gdy Tony wystrzelił jak strzała w stronę ojca. Gdybym chciał, mógłbym go złapać za rękę, zatrzymać, uspokoić. 

Ale nie chciałem.

Tony ruszył na Cama i jednym szarpnięciem odepchnął go aż na ścianę. Cam zderzył się plecami z cienką powierzchnią klnąc pod nosem.

-Ona już nie jest twoją córką- warknął Tony.

Ojciec przetarł twarz ramieniem i odetchnął. Widać było że nie nastawiał się na kłótnie ani sprzeczki. 

-Hailie Monet zawsze będzie moją córką- oznajmił.

-Taką, którą postrzeliłeś?- wytknął mu nienawistnie mój bliźniak.

Tata patrzył na niego przez chwilę rozemocjonowanym wzrokiem, po czym zakrył twarz dłońmi.

-Nie wiedziałem, że to ona- mruknął cicho Cam.

Tony zaśmiał się bez rozbawienia.

-To trzeba było nie strzelać!- ryknął.

-Miałem was tak zostawić? Ona celowała do was z pistoletu, Tony- zaznaczył Cam.

Mój brat oddychał teraz stanowczo zbyt szybko. Nawet nie widząc jego twarzy, wiedziałem, że był wkurwiony.

-Nie strzeliłaby- syknął Tony.

-Tego nie wie...- zaczął ojciec.

-Nie. Strzeliłaby- syknął jeszcze bardziej jadowicie.

Tata patrzył na niego przez chwilę, rozluźniając się. Znowu westchnął głęboko i znów przemówił:

-Przepraszam ja..

-Wyjdź- warknął mój brat, po czym dodał- I nie wracaj

Cam patrzył na niego smutno, gdy westchnął:

-Przepraszam-powiedział cicho i wyszedł z salki.

~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz