Poczekaj

761 38 25
                                    

                                                           POV: Dylana

Moje tętno znacznie przyspieszyło i skakało jak na trampolinie. Na chwilę zdrętwiałem, nie wiedziałem co zrobić, nie mogłem się ruszyć. Wreszcie, odzyskując świadomość, ruszyłem po jakąś pomoc. W mgnieniu oka wokół mojej siostry zbiegło się mnóstwo lekarzy i pielęgniarek. Patrzyłem nieobecnym wzrokiem jak młoda kobieta ją reanimuje, niestety, z niedużym skutkiem. Cały pobladły, przypomniałem sobie, że bliźniaki nadal, kurwa, smacznie śpią. Ze zmarszczonym czołem podszedłem do Tony'ego i szturchnąłem go znacznie mocniej, niż było trzeba.

Nic

Tony nawet się nie ruszył. To było do niego niepodobne. Znając go, już bym oberwał w ryj. Spróbowałem go więc obudzić ponownie.

-Wstawaj, jełopie- warknąłem dając mu mocnego boksa w ramię.

Nic

Zdezorientowany przeskanowałem go wzrokiem by sprawdzić jego oddech. Przez chwilę myślałem że nie oddycha. Ale jego klatka piersiowa powoli, regularnie i płytko się unosiła. Jakby był uśpiony.

-Tony, kurwa- warknąłem znowu szturchając go.

Nic

Zestresowany i zmieszany podszedłem do Shane'a który prawie spadał z parapetu, na którym spał. On również był nieprzytomny.

Ponownie spojrzałem na lekarzy ratujących moją siostrę. Jeden akurat chciał wyjść z salki, ale zauważył moich braci i spojrzał na mnie pytająco.

-Oni śpią?- uniósł brwi.

-Są nieprzytomni- odpowiedziałem nieobecnym głosem, jakbym nie był tu i teraz.

Stanąłem w bezruchu analizując całą dziwną sytuację i wszystkie zbiegi okoliczności.

-Słucham?- zapytał zdezorientowany mężczyzna.

Spojrzałem na niego dobitnie, jakby to było oczywiste i oznajmiłem twardo:

-Ktoś ich uśpił

                                                  POV: Willa

Tej nocy nie mogłem zasnąć. Dzisiaj wieczorem Vincent potrzebował mnie jeszcze na spotkaniu, więc jutro z samego rana dojadę do Dylana, Shane'a i Tony'ego. Tak sobie mówiłem. Na pewno wszystko jest dobrze. Chłopcy sobie poradzą.

Jednak nie zasnąłem, do momentu gdy nie zadzwonił mój telefon.

Mrok w mojej sypialni rozświetlił blask z mojej komórki. Na wyświetlaczu pojawiło się imię i śmieszne zdjęcie Dylana.

Wreszcie zadzwonił, co znaczy, że dojechał do szpitala. Z ulgą odebrałem telefon, który nie był tak dobry, jak zakładałem.

-Halo?- odezwałem się- Dojechałeś? Wszystko w porządku?

Dylan chwilę się nie odzywał, ale słyszałem szmery w słuchawce, więc zakładałem że gdzieś szedł.

-Musicie przyjechać- oznajmił napiętym tonem głosu.

-Czemu? Co się stało?- zapytałem trochę spanikowany.

-Ktoś uśpił Shane'a i Tony'ego- wysyczał Dylan przez zaciśnięte zęby, ale nie był to koniec jego wypowiedzi.

Zestresowałem się jeszcze bardziej. Wstałem z łóżka i zacząłem chodzić w jedną stronę, i z powrotem aż ponownie nie usłyszałem głosu Dylana.

Zastanawiał się chwilę czy może mi to powiedzieć aż wreszcie syknął głosem pełnym bólu i wściekłości:

-Hailie ktoś odłączył tlen

Zamarłem

-Co?!

Nastała głucha cisza.

-Dylan?! Halo?!- niecierpliwiłem się- Gdzie w tej chwili jesteś? Poczekaj, nie rób nic głupiego i...

-Przyjedźcie tu- przerwał mi a potem powiedział głosem pełnym jadu-Wiem kto to zrobił

-Czekaj, poczekaj, słyszysz?- próbowałem przejąć kontrolę nad naszą rozmową- Co się dzieje? Co z Hailie?

Dylan przez parę sekund siedział cicho.

Najdłuższe sekundy mojego życia.

-Próbują ją uratować- odparł przełykając głośno ślinę- A ja próbuję wyjaśnić tą kurwę, która jej to zrobiła

Zacisnąłem szczękę.

-Dylan poczekaj aż...

Rozłączył się.

~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz