Przez pół świata

800 39 37
                                    

                                                      POV: Dylana

Fakt, mówiliśmy Vincentowi że może przyjechać z racji tego, że (chyba) wiemy kto stoi za prawie zabicia Hailie ale na prawdę nie spodziewaliśmy się że dotrze tak szybko. Wczoraj do niego dzwoniłem i byłem pewny że jest zajęty i jak zwykle przepracowany, więc zakładałem że się nie pojawi, a tu proszę, Vincent w swojej własnej osobie wkroczył do salki Hailie z pokerową miną.

-Z jaką sprawą mnie wzywaliście?

                                                        Hailie

Uniosłam brwi, nie wiedząc o co chodzi z pytaniem które zadał, ale zaraz wypadło mi to z głowy bo po ujrzeniu najstarszego brata uśmiech wykwitł na mojej twarzy. Nie widziałam go parę dni i szczerze powiedziawszy się stęskniłam.

Wygrzebałam się spomiędzy chłopaków i ruszyłam w stronę Vinca, od razu wtulając się w niego i spoglądając na jego twarz.

Vincent na początku jak zwykle się spiął ale zaraz się rozluźnił i również mnie objął.

-Kto ci pozwolił samej chodzić?- zapytał poważnie i chłodno.

To pytanie brzmiało w jego ustach tak idiotycznie że aż parsknęłam. 

-Stęskniłam się- powiedziałam odrywając się od niego i ignorując jego słowa.

-Ja za tobą też Hailie- odezwał się trochę ciszej Vince, choć jego głos był nadal formalny i lodowaty.

Szarpnęłam głową w jego stronę nie wierząc, co usłyszałam. Mój najstarszy brat nie był przyzwyczajony do okazywania uczuć w ten sposób i nigdy tego nie robił. Teraz zaś słysząc od niego te słowa aż obejrzałam się na pozostałych braci, by upewnić się że się nie przesłyszałam. Dylan Shane i Tony wpatrywali się w Vince'a zagadkowym wzrokiem, co uświadomiło mi że faktycznie takie zdanie zostało wypowiedziane.

-Cieszę się, że czujesz się lepiej- dodał Vincent gdy już wróciłam na swoje miejsce pomiędzy chłopców.

-Skąd wiesz? Nic takiego nie mówiłam- odparłam chcąc się trochę z nim podrażnić.

-Nie musiałaś. Widać to po tobie bardzo dobrze- powiedział po czym ponownie zwrócił się chłodno do reszty- A więc? Jaka sprawa niecierpiąca zwłoki nie może być omówiona przez telefon?

                                                                ~~~~~~

                                               POV: Dylana

Ja, Tony i Vincent znaleźliśmy się na korytarzu przed salką Hailie ale dla pewności, że nikt nie usłyszy odeszliśmy jeszcze kawałek dalej.

-Nie mam całego dnia- ponaglił nas poważnie Vincent.

Cały czas miał kamienną twarz.

Razem z Tony'm opowiedzieliśmy mu co do tej pory wiemy o osobie która mogła próbować zabić Hailie. Dochodząc do końca historii na twarzy naszego najstarszego brata pojawiła się zmarszczka, oznaczająca zwykle złość.

Właśnie dlatego nie rozmawialiśmy przez telefon.

-No i wywnioskowaliśmy- mówiłem do najstarszego brata- że to może być ten cały Mike i...

Przerwałem bo Vincent odwrócił się do nas plecami, wyciągnął komórkę i do kogoś zadzwonił, po czym ruszył jak strzała w stronę drzwi.

Stanęliśmy jak wryci, nie wiedząc co się właśnie stało.

Vince nigdy nie reagował impulsywnie. Zawsze kalkulował wszystko po dwa razy i upewniał się że wszystko idzie po jego myśli. Jednak Hailie była dla każdego z nas tak wyczulonym tematem że najwyraźniej nawet jego mogły ponieść nagłe reakcje.

Nie musiałem wystrzelić za nim jak strzała, bo łatwo dało się go uspokoić i ogarnąć.

-Vince- odezwałem się poważnie i głośno tak, by mnie usłyszał.

Mój brat przystanął w miejscu i oznajmił z lekkim rozbawieniem:

-Nie jestem tak impulsywny jak wy, nie mam zamiaru ścigać tego gościa przez pół świata

Przez chwilę nurtowała mnie myśl gdzie w takim razie idzie, aż sam to wyjaśnił.

-Jadę do rezydencji, mam parę spotkań. Pilnujcie Hailie- powiedział i wyszedł ze szpitala.

~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz