Czasem trzeba się podpasować

762 34 32
                                    

                                                   POV: Tony'ego

Zanim się obejrzeliśmy, już padliśmy wciągnięci w otchłań snu. Ja zasnąłem na fotelu, a Shane na parapecie, gdzie obserwował Hailie od dłuższego czasu, z podkurczonymi nogami. Nie mam pojęcia, która była godzina kiedy moje oczy same się zamknęły. Powieki stały się ciężkie, i mimo iż walczyliśmy z uczuciem zmęczenia, to sen pochłonął nas w bardzo krótkim czasie. Gdy moim oczom ukazała się ciemność, już wiedziałem, że jak Dylan tu przyjdzie w nocy, to na pewno nas opierdoli. Mieliśmy obserwować stan Hailie, ponieważ lekarze ustalili że jeszcze przez następne parę dni nie będzie stabilny. Jednak nie wiadomo dlaczego, nie potrafiliśmy się oprzeć wyobrażeniu o wypoczynku. Tyle się dzisiaj zadziało, że na pewno nam się należał, więc w pewnym momencie odpuściłem, i pozwoliłem się ponieść fali snu.

I to był błąd

                                                                     ~TY~

Poszło szybciej, niż zakładałeś. Szpital pochłonęła ciemność, wszyscy zasnęli. Nikt nie był na tyle czujny by nie dać się ponieść chęci odpoczęcia od życia codziennego. Nawet najmłodsi z Monetów.

Ale trochę im pomogłeś, prawda?

Nie zasnęli przecież sami z siebie...

Czekałeś.

Czekałeś zbyt długo. Zbyt długo wyczekiwałeś zemsty, chwili gdy ostatnie wdechy i wydechy tej nieobliczalnej dziewuchy przemienią się w ciche chrapnięcia, aż ujdzie z niej ostatnie powietrze...

Czekałeś.

I się doczekałeś.

Delikatnie uchyliłeś skrzypiące drzwi szpitalnej salki. Sam znałeś ten szpital jak własną kieszeń. Spędziłeś tutaj trochę czasu. Już wiesz, co i jak.

Dlatego żadną trudnością było dla ciebie odszukanie salki w której urzędowała rodzina Monet. Obrzydliwie bogaci idioci, którym wszystko zawsze uchodzi na sucho...

Ale nie dzisiaj.

Bo dzisiaj, nawet pieniądze nie pomogą im w odzyskaniu bezcennej siostrzyczki.

Nie obudzą się. Zadbałeś o to. 

Nawet nie ogarnęli że coś jest nie tak. Dali się wciągnąć w bezdenną czerń w której dali się ponieść wypoczynkowi. Byli zbyt zaaferowani, żeby zobaczyć malutkie kępki dymu, unoszące się wokół ich twarzy. Byli zbyt wpatrzeni w siostrę. Nie zajęło to długo, aż w końcu padli. Nie obudzą się. Możesz działać.

Mimo iż wiesz, że nikt ci nie przeszkodzi, to się skradasz. Chcesz dostarczyć sobie dodatkowej adrenaliny, poczucia niebezpieczeństwa, by serce zabiło szybciej, czerpiąc radość z uśpienia małej Hailie Monet.

Na zawsze.

Nie wiesz, czy zaraz nie wejdzie tu jakiś lekarz, by sprawdzić jej stan.

Nie wiesz, czy gaz nie zadziałał i  nie wiesz czy jej bracia zaraz się przebudzą.

Zwłaszcza że jednemu z nich zadzwonił cholerny telefon.

Na szczęście, od razu go uciszyłeś.

                                                              POV: Dylana

Po dotarciu do domu zjadłem szybką kolację, umyłem się, przebrałem na czyste ciuchy i wziąłem parę przydatnych rzeczy do szpitala. Wszystko wykonywałem w trybie ekspresowym, by jak najszybciej znaleźć się w tej małej, dusznej salce i dopilnować by Hailie była bezpieczna z tymi idiotami. Wydaje mi się że nie schrzanią nic w półtorej godziny, ale lepiej się upewnić.

Gdy wreszcie byłem gotowy, włożyłem torbę na ramię i szarpnąłem drzwi za klamkę w pośpiechu. Nagle zza pleców usłyszałem głos Willa.

-Zadzwoń jak dojedziesz- poprosił chrapliwym głosem- Ja i Vince musimy...- tutaj przerwał i zerknął znacząco w stronę nadal zakrwawionego salonu- ... załatwić parę spraw. Jutro z samego rana do was dołączę

Kiwnąłem głową i wyszedłem bez słowa. Wsiadłem do swojego auta i wziąłem głęboki wdech. Spojrzałem w czarne jak smoła niebo i w duszy błagałem jedynie, by nie pochłonęło mojej siostry.

W połowie drogi postanowiłem zadzwonić do Tony'ego. On siedzi na telefonie więcej niż Shane, więc jest większa szansa że odbierze.

A jednak, po pierwszym sygnale się rozłączył.

Spróbowałem jeszcze raz.

Tym razem od razu odezwał się głos z poczty głosowej, oznajmujący że telefon osoby z którą próbuję się skontaktować został wyłączony.

Moje serce zabiło szybciej. Spróbowałem jeszcze raz. Ten sam komunikat, rozdzierający mnie od środka. Głos w komórce rozbrzmiewał w mojej głowie, gdy wykręciłem numer do Shane'a.

Pierwszy sygnał, drugi, trzeci...

Rozłączył się.

Spróbowałem ponownie.

Tym razem ponownie rozbrzmiała sztuczna informacja że telefon rozmówcy został wyłączony.

Zaniepokojony tym dziwnym zbiegiem okoliczności nieświadomie docisnąłem gazu. W czasie trasy wielokrotnie próbowałem się skontaktować z braćmi, ale moje próby na nic się nie zdały.

Coś było nie tak.

                                                              ~TY~

Myślałeś że masz więcej czasu. Myślałeś że nacieszysz się odbieraniem ostatniego oddechu Hailie. Myślałeś, że będziesz mógł patrzeć do końca na jej powolną śmierć...

Ale to było zbyt ryzykowne.

Istniała szansa że jeden z Monetów, który wydzwania do swoich braci jak szalony, właśnie jest w drodze do tej przeklętej salki. Istnieje szansa że nie zrobisz tego po swojemu.

No trudno.

Czasem trzeba się podpasować.

~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz