Krzesło

741 36 29
                                    

                                                                   ~TY~    

Szkoda że nie możesz tego podziwiać...

Ale widziałeś już dużo. Może zbyt mało, zbyt szybko. A może w sam raz. Wiesz, że już za późno. 

Nie uratują jej.

Ale ty uratujesz siebie.

Leczenie skończone. Nie zostawiasz po sobie żadnej rzeczy. Wszystko wyczyściłeś.

A teraz znikniesz.

Znikniesz, w akompaniamencie szmerów w salce małej Hailie Monet, którą na darmo próbują uratować.                         

                                                         POV: Dylana

Jak w transie, błyskawicznie zdobyłem nagrania z monitoringu. W salce Hailie oczywiście nie było kamer, ale na korytarzu pojedyncze sprzęty nagrywały wszystko, co stało się dziś w nocy. Intensywnie wpatrując się w ekran komputera w małym biurze w szpitalu, ujrzałem młodego mężczyznę przechodzącego przez sznur ciasnych alejek aż pod pokój szpitalny naszej siostry. Wtedy film się urwał. Z zaciśniętymi pięściami cofałem nagranie, sprawdzając, z jakiego pokoju wyszedł tajemniczy facet. Zerknąłem na numer salki i ruszyłem pędem w jej stronę, nie patrząc na zdezorientowane miny szpitalnych pracowników.

Dotarłem w mgnieniu oka pod pokój numer 28. Drzwi były przymknięte. Otworzyłem je mocnym, gwałtownym szarpnięciem.

Pokój był pusty.

-KURWA!-ryknąłem kopiąc w jakieś randomowe krzesło.

Mebel wywalił się z głuchym trzaskiem. Po odbijającym się od moich uszu dźwięku, w pomieszczeniu nastąpiła głucha cisza, którą przerwał dzwonek mojego telefonu.

                                                            POV: Vincenta

Powoli przygotowywałem się do snu (Wow, Vince śpi, a ja myślałam że jest wampirem xd ~autorka) , gdy do mojej sypialni wparował Will. Wyglądał na zestresowanego i widziałem, że jego dłonie delikatnie się trzęsą.

-Vince, wstawaj- oznajmił poważnie i w biegu.

-Co się stało?- zachowałem kamienną twarz, żaden mięsień na twarzy mi nie drgnął, choć wiedziałem że dzieje się coś złego.

Will spojrzał na mnie spojrzeniem pełnym bólu gdy wypowiadał cicho kluczową dla mnie informację:

-Bliźniaków ktoś uśpił, Hailie ktoś odciął tlen, a Dylan właśnie robi coś bardzo głupiego- sapnął- Musimy jechać do szpitala. TERAZ

Kiwnąłem delikatnie głową, układając sobie w niej plan, co zrobić i o co zapytać Willa przed dotarciem do szpitala.

                                                POV: Dylana

Odebrałem drżącą ręką, którą zdecydowanie za mocno zacisnąłem na telefonie.

-Co?- zapytałem roztrzęsionym głosem.

-Jesteśmy. Spotkajmy się przed salką Hailie- powiedział Will i się rozłączył.

                                                  ~~~~~

Will i Vince stali napięci jak struna przed zamkniętymi drzwiami szpitalnego pokoiku naszej siostry. Przeszedłem przez pusty korytarz, a moje kroki odbijały się w mojej głowie. Bez słowa usiadłem na krześle obok Willa, który zaczął chodzić w jedną i drugą naprzemiennie. W końcu zaczęło mi to przeszkadzać.

-Czemu nie wejdziemy do sali?- mruknąłem pod nosem.

Will się zatrzymał i spojrzał na mnie badawczo.

-Nie wpuszczają nas- westchnął lekceważąco Will, mimo że było widać jego zdenerwowanie.

Siedzieliśmy i czekaliśmy, aż wreszcie otworzyły się drzwi pokoju, z których wyszedł jakiś lekarz. Miał niewyraźną minę i stanął na przeciwko nas, napinając się i wzdychając.

-Bardzo mi przykro, ale niestety nie udało nam się jej uratować- oznajmił sztywno z kamienną twarzą i hardym wzrokiem.

Will kucnął zakrywając twarz dłońmi.

-Nie, nie, nie, nie...- mamrotał.

 Vincent opuścił głowę i zacisnął pięści. Zastygł w bezruchu jak kamienny posąg, a ja zerwałem się z krzesła.

Rozległ się głośny trzask.

Krzesło poleciało przez pół korytarza rozbijając się o ścianę.

~Rodzina Monet ~ Mafia Monetów~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz