Rozdział 4

1.6K 133 11
                                    

Musica dziękował bogom za to, że udało im się wydostać z tej burzy, choć zbiornik powietrza był uszkodzony, załoganci zmęczeni i zniechęceni, a na pokładzie panował jeden, wielki burdel. Idealny początek dnia, pomyślał Musica pijąc ciepłą kawę, którą przed chwilą dostał od Hughes'a. Choć był to najobrzydliwszy napój, jaki miał zaszczyt pić w całym swoim życiu, to nie próbował nawet narzekać. I tak za mało zdziałał podczas niebezpieczeństwa.

Spoglądając na mapę, którą dostał od księcia Komui'a, rozumiał, iż zbliżają się do celu. Uradowany tym faktem, ustawił kurs i pełen nadziei zaczął wyglądać za burtę, spoglądając z niebios na poszukiwaną pustynię. Obniżył loty do takiej wysokości, z której wydostał się już z objęć chmur. Wytężając wzrok, udało mu się dojrzeć zarysy ruin, o których niedawno opowiadał mu zleceniodawca.

Ciesząc się niezmiernie, że w końcu dotarli do celu, jeszcze bardziej obniżył statek, kierując go w stronę wystającej z nad piasku budowli.

— Panowie — zaczął radosnym głosem — zaraz będziemy kąpać się w złocie, bo właśnie docieramy do celu naszej podróży.

— Ai!!! — krzyknęli załoganci.

— Tamaki, idź sprawdź w lunecie, czy widać stąd jakiś ludzi — rozkazał Musica.

— Tak! — odpowiedział Tamaki, który wcześniej, podczas burzy, siedział skulony w rogu statku.

Wykonując natychmiast rozkaz, podszedł do sprzętu i spojrzał przez niego. Choć był to przedmiot najlepszej jakości, to nadal wykorzystywał technologię, która nie do końca była sprawna przy takich odległościach. Lecz mimo tych niedogodności, udało mu się znaleźć zarysy dwóch sylwetek, które leżały między dwoma, najbardziej strzelistymi budowlami z dawnych czasów.

— Mam ich! — rzekł dumnie Tamaki.

— No to podchodzimy do lądowania i natychmiast ich pochwytamy ... jeśli jeszcze żyją — dodał ciszej.

Wszyscy natychmiast zaczęli biegać po pokładzie, rozumiejąc doskonale, że w tym momencie czas gra kluczową rolę i nikt, ani nic nie może sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Nie na tym statku, nie w tej załodze i nie z tym kapitanem.

Zmarnowane twarze, wycieńczone ciała i rany, które świadczyły o ciężkiej walce, były wystarczającym dowodem na to, że tej dwójki poszukiwali. Wpakowując na pokład kobietę i mężczyznę z trudem utrzymywali ich podstawowe funkcje życiowe, choć na statku znajdowali się także wykwalifikowani medycy, specjalnie wzięci na tę podróż.

Pędząc na pełnym gazie, próbowali dotrzeć do stolicy Sarycji jak najszybciej się dało. Czas grał tu istotną rolę, więc nie mogli sobie pozwolić nawet na jedną pomyłkę.

Nie wierzyli, że misja okazała się prawdą. Lecz co tak naprawdę przydarzyło się tej dwójce?

Najbardziej szokował mężczyznę jednak fakt, że tuż obok nich znaleziono tajemniczą szkatułkę, wewnątrz której znajdowały się ludzkie oczy. W pierwszej chwili wszyscy sądzili, że to tylko głupie złudzenia, lecz z czasem rozumieli, że one żyją. Gałki patrzyły się na nich, jakby pragnęły przekazać wiadomość. Czekały na wszczepienie do ciała dziewczyny, lecz to nie mogło nastąpić zbyt szybko. Istniało niewielu ludzi, którzy byli zdolni do takich czynów. Jeden z nich mieszkał i żył w państwie Tysiąca Słów, Sarycji, dlatego nikt nie był w stanie dokonać operacji na pokładzie.

Musica, trzymając przy sobie złote puzderko, wciąż nie mógł uwierzyć, że cała misja okazała się być rzeczywistością. Kiedy po raz pierwszy o niej usłyszał, uznał wszystko tylko za dobry kawał, ale teraz, mając przed sobą żywe dowody, coraz bardziej był zaniepokojony.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz