Rozdział 81

156 28 11
                                    

*Rok później po rozpoczęciu przez Lucy treningu*

W budynku „Fairy Tail" zawrzało. Większość członków gildii zebrała się już w głównym pomieszczeniu po skończonych misjach i jedynie nieliczni pozostali w terenie. Jednak i ci mieli wkrótce wrócić.

Rozległ się trzask. Drzwi od budynku stanęły otworem. W progu stanęła kipiąca ze złości Levy. Podeszła do Gajeela, wsadzając mu w rękę jednoroczne dziecko. Założyła ręce na piersiach i tylko odfuknęła, odwracając od niego wzrok. Zdezorientowany mężczyzna najpierw spojrzał na dzieciątko, a potem na Jeta i Droya — ci byli równie zaskoczeni, co on.

— Kobieto — westchnął ciężko — proszę cię łaskawie o wyjaśnienia. Co tym razem zrobiłem? I czym sobie na to zasłużyłem? — Wskazał na maleństwo, w której w tym samym momencie puściło bąka. Skrzywił się, odsuwając od siebie dzieciaka. W takich momentach wzywał samego diabła i przeklinał moc Pogromcy Smoków. Nadludzki węch przydawał się, ale nie w takich sytuacjach.

Levy przytupnęła. Juvia podeszła do nich i cicho zachichotała.

— Panie Gajeelu, chyba zapomniał pan o tym, że dzisiaj miał zostać cały dzień z Gale'm — powiedziała, dotykając lekko zaokrąglonego brzuszka.

— Właśnie! — krzyknęła oburzona. — Przecież wiesz, że miałam iść dzisiaj z dziewczynami wybierać sukienkę dla Erzy.

Gajeel przewrócił oczami.

— Ty wiesz, że wciąż go karmisz? — zapytał żonę. — Ja tu nie mam mleka. — Wskazał na swoją klatę.

— Butelka? — zaproponowała, kręcąc głową.

— Jasne. — Prychnął. — A potem zafundujesz mi półtoragodzinny wykład na temat tego, że nasze ukochane dziecko nie napiło się mleka o wystarczającej temperaturze albo że dostało zamiast smoczka kawałek żelaza.

— Żelazo?! Dziecko?! — wrzasnęła na całą gildię, lecz nikt się zbytnio nie przejął jej słowami.

— Każdemu się mogło zdarzyć — rzekł na swoją obronę. — Poza tym synuś po tatusiu ma walory smakowe i zjadł z przyjemnością — oświadczył dumnie.

Levy załamała się. Machnęła tylko ręką i odeszła, łapiąc Juvię za rękę.

— Jak się czujesz? — zapytała ją.

— Cudownie, panicz Gray dzisiaj wraca! — krzyknęła pełna radości. Nagle zgięła się. Silna kolka chwyciła ją u pasa. Pochyliła się nad podłogę, po czym wzięła kilka, głębokich wdechów, po których przeszło jej.

— Nie to miałam na myśli — dodała ciszej, czekając, aż przyjaciółce przejdzie.

Do gildii weszła Erza, cała roztrzęsiona i jakby zdezorientowana tym, co się wokół niej dzieje. W dłoniach trzymała niewielki talerzyk z ciastem truskawkowym, którego nawet nie skosztowała. Jej ręka zatrzęsła się. Podeszła do jednej z ławek i usiadła, uderzając się czołem o drewniany blat.

— Chcę umrzeć — wyszeptała.

Levy złapała się za skronie i rozmasowała je. Nie wierzyła, że już trzydziesty piąty raz w tym tygodniu musi wysłuchiwać lamentów Erzy. Cierpliwie zniosła poprzednie sytuacji, więc i tym razem powinna dać sobie radę.

Przysiadła się do przyjaciółki. Poklepała ją po ramieniu, potajemnie krzywiąc się na samą myśl o tym, co za moment usłyszy. Erza podniosła się, przecierając dłońmi załzawione oczy.

— Coś się stało? — spytała wątpliwie Levy.

— Nie, nic. — Pokręciła głową.

Tak, słyszała to po raz czterdziesty trzeci...

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz