Rozdział 53

227 29 0
                                    

Katumi sięgnął po broń i gdy tylko jego skóra zetknęła się z rękojeścią miecza, z czystego nieba strzeliła żółta błyskawica, opadając prosto na metal. Impulsy przeszły od przedmiotu aż po ciało Katumi'ego — wijące się w konwulsjach, z którego nieustannie wydobywał się skręcający nozdrza smród.

Natsu z przerażenia odsunął się od Katumi'ego. Zacisnął dłoń w pięść, a jego oczy zawędrowały ku Tamaki'emu, który nie odczuwał takiego samego obrzydzenia, jak Natsu. Stał tylko prosto, niemal na baczność, trzymając splecione dłonie za sobą. Kiedy zauważył, z jakim niepokojem Dragon spogląda na niego, odwrócił się w jego kierunku.

— Jesteśmy towarzyszami, więc czemu się mnie boisz? — zapytał niewinnie. — Może to dlatego, że ta przystojna twarz nie mogą zrobić komukolwiek krzywdy?

Dotknął dłonią policzka i przejechał palcem po całej długości twarzy palcem, uśmiechając się przy tym głupkowato. Westchnął i zamknął powieki, rozkoszując się krzykami przeciwnika. Jednak te nagle ustały, kończąc wymarzoną chwilę spokoju.

— Coś zrozumiałem, Natsu — zaczął. — Tak bardzo starasz się chronić Lucy, tak mocno starasz się ją kochać inaczej, ale — prawy kącik ust uniósł się nieznacznie, a na twarzy Tamaki'ego zagościło zwątpienie — teraz już nie wiem, po co to wszystko robisz? W imię przyjaźni, przeszłości, czy może skrywasz w sobie zupełnie inne pobudki. — Szturchnął palcem o tors chłopaka. — Nic mi nie odpowiesz?

Natsu odsunął się. Napiął zmęczone już mięśnie, sugerując, że jest gotów do obrony w razie konieczności. Był cały przepocony, a jego ciało wręcz błagało o chwilę odpoczynku, lecz sytuacja na to nie pozwalała.

— Możemy poszukać Lucy — zaproponował Natsu, licząc, że Tamaki opamięta się i przypomni sobie komu na ratunek ruszyli.

— Zgadzam się. — Kiwnął. — Koniecznie trzeba znaleźć Lucy.

Przyciągnął do siebie ręce, mając skierowanie zaciśnięte w pięść dłonie ku górze. Wysunął dwa palce i w tym samym momencie ciemne chmury zstąpiły na las. Znajdowały się niemal na wysokości samych koron drzew. Nieznaczne napięcia elektryczne przebiegły między gałęziami, docierając nawet do samej ziemi. Natsu czuł, że łaskoczące porażenia przemykają przez jego ciało. Jednak miały być one początkiem walki, którą szykował Tamaki.

Wnet chłopak skierował lewą rękę ku Natsu i szepnął:

— Dla przyjaźni i dla miłości.

Były to tylko sekundy.

Błyskawica wystrzeliła z niebios, przeszła przez Tamaki'ego i pomknęła prosto na Natsu. Nie było czasu się uchylić, zadać ciosu, czy zanieść ostatniego życzenia. Atak był konkretny i nieskazitelny. Nieugięty, mknąc ku jednemu miejscu. Gdy przeciął serce Dragona, ten obrócił się w powietrzu i uderzył w stojące za nim drzewo. Głuchy gruchot rozległ się nieznacznie, lecz wystarczająco, by Natsu mógł go usłyszeć. Osunął się na mech i zasyczał z bólu, powtarzając w myślach, że gdyby był nadal Pogromcą Smoków, nigdy do tego by nie doszło.

Natsu zachłysnął się własną śliną. Nadal żył, ale serce biło tak szybko, jakby miało ochotę zaraz wyskoczył z piersi. Ból był przytłaczający i nierównomierny, ale wznosił podziękowania za samą szansę na przeżycie.

W tym czasie Tamaki rozejrzał się przez moment wokół siebie, po czym zaczął iść w stronę najbardziej spalonej części lasu, licząc, że tam spotka Lucy. Uśmiechał się od ucha do ucha jak małe dziecko. Zaśmiał się i zatrzymał... Bez powodu, wcześniejszej decyzji, czy wynikającego z sytuacji zachowania. Tak po prostu stanął na środku ścieżki i odwrócił się w stronę wciąż leżącego na mchu Natsu. Łzy napłynęły mu do oczu, ręce zaczęły się trząść, a gwałtowny strach opanował cały umyśl. Myśl „co ja zrobiłem" przemykała obok niego nieustannie.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz