Rozdział 56

250 37 4
                                    

— LUCY! — oboje usłyszeli wołanie dobiegające gdzieś z oddali. Ten głos sprawił, że serce Lucy podskoczyło z radości, a Tamaki'ego zamarło — należał on do Natsu.

Oboje odczekali chwilę, jedno licząc, że to tylko sen, a drugie, że prawda. Wtem zza zniszczonego murku wyskoczył Natsu, cały i zdrowy, jedynie z kilkoma widocznymi poparzeniami na ciele. Biegł w stronę Lucy i Tamaki'ego, choć zauważalne było, że kuleje. Zaraz za nim wyskoczyła reszta załogi, nie szczędząc łez radości na widok przyjaciół. Wszyscy jednak zamarli, gdy zdołali ujrzeć niewinnie stojącego Tamaki'ego nad ciałem Katumi'ego.

— Lucy, odejdź od niego, szybko! — rozkazał Musica.

W mgnieniu oka Lucy usłuchała się przyjaciół i przybliżyła się w ich kierunku, dając możliwość otoczenia siebie. Kiedy już czule przysunęli dziewczynę do siebie, pełni nienawiści spojrzeli na Tamaki'ego. Nie atakowali; po prostu czekali. Musica skrzywił się. Jego oczy nie mogły spoglądać w stronę towarzysza. Myśli w walczyły w jego umyśle, nie chcąc, by słabość i wiara w przyjaciół przyćmiła zdrowy rozsądek.

— Nie rozumiem... — odparł zmieszany Tamaki. — Przecież... Przecież... — Rozłożył ręce. Niewątpliwie był przerażony sposobem, w jaki został potraktowany przez własnych przyjaciół. Zmieszanie wyryło się na jego twarzy, sprawiając wrażenie, że chłopak naprawdę nie pojmuje sytuacji.

— Czego nie rozumiesz?! — Akira ruszyła do ataku na słowa. — Cholero jedna, zaatakowałeś Natsu i niemal go zabiłeś!

— To on mnie zaatakował — bronił się, choć zwątpienie nie ominęło i jego. Czuł w głębi serca, że opowieść gryzie się z tym, co twierdzą załoganci. — To nie ja... — Oparł się plecami o kamienny mur i zasłonił oczy rękoma. — To ja — oświadczył ku zaskoczeniu wszystkich.

Chwila.

Jedynie kilka sekund wystarczyła, by aura wokół Tamaki'ego zmieniła się nie do poznania. Przepiękny młodzieniec o delikatnym, porywającym serca dziewczyn uśmiechu nagle spowił się ciemnością i smutkiem. Łzy zaczęły spływać po bladych policzkach, lecz beznamiętnie otarł twarz i powstał.

Niespodziewanie z jego dłoni wystrzelił złocisty piorun, który pomknął ku Akirze. Kobieta uchyliła się, natychmiastowo odpowiadając na atak. Wokół rąk zebrała wodę, tworząc z nich płynne macki. Niczym z bicza strzeliła w stronę Tamaki'ego, nie wahając się choćby przez moment. Gotowa, by zabić przeciwnika, ruszyła przed siebie. Cięła wszystko, co tylko napotkała na swojej drodze, aż z szału bitewnego wyrwał ją krzyk Kurtisa:

— Przestań!

Zamarła w bezruchu na moment, lecz doszła do siebie wystarczająco szybko, by zadać kolejny cios.

— To nie jest człowiek, którego znacie, MATOŁY! — wrzasnęła.

Lucy odsunęła się od walczących i podeszła do Natsu, który zaraz pochwycił ją w swoje ramiona. Przydusił dziewczynę do siebie najmocniej jak tylko potrafił. Odsunął się jednak, czując zażenowanie wobec osoby, która była mu tak bliska, a którą tak skrzywdził.

— Przepraszam — szepnął, kładąc dłoń na policzku Lucy. — Obiecuję, że teraz...

Przystawiła mu palec do ust, zakazując mówić. Posłała mu blady uśmiech i odsunęła od siebie, mówiąc:

— Nie obiecuj, bo spełnianie obietnic ci nie wychodzi.

— Lucy, ja...

— Ty wiesz jak ja się czułam?! — krzyknęła.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz