Rozdział 36

408 56 18
                                    

Otrzepując się z szarego pyłu, który przylgnął im do ubrań, powoli schodzili na ląd, będąc powitani przez tutejszych powietrznych marynarzy. Ciepło odwdzięczając się kolegom po fachu, odmachali im, chcąc jednak jak najszybciej znaleźć się w pałacu i wyciągnąć z Komui'a wszystko, co ma do powiedzenia.

— Od razu pęknie, czy trzeba użyć ciężkiej artylerii? — zapytał niewinnie Hughes, podejrzanie zacierając rączki z radości.

Lucy podrapała się po głowie, po czym rozejrzała się dookoła, dostrzegając zbliżającą się z oddali sylwetkę dobrze znanej jej księżniczki, której nikt nie towarzyszył.

— Podejrzewam, że już się domyślił, dlaczego wróciliśmy — odparła pani Dragon, idąc w stronę pałacu.

— Bardzo możliwe. — Jej słowa potwierdził Kurtis, który był wyraźnie przygotowany na spotkanie z tajemniczym księciem. Z wyjętym ostrzem, które delikatnie połyskiwało w świetle promieni słonecznych, kroczył spokojnie ku pracodawcy, nie wykazując żadnej przesłanki o prawdopodobnej litości. Paliła od niego żądza mordu, którą po raz pierwszy doświadczyli Lucy i Natsu, choć ci nie do końca rozumieli tak przesadną reakcję przyjaciela.

— Lucy! — wrzasnęła donośnie Amelia, rzucając się na niewinną dziewczynkę. — Który miesiąc? — zapytała niemalże natychmiast, kładąc rękę na brzuchu pani Dragon.

— Twój ostatni, jeśli zaraz nie przestaniesz! — wysyczała złowieszczo Lucy.

Księżniczka, wyraźnie rozumiejąc intencję koleżanki, posłusznie zeszła z niej i odeszła na dobre kilka kroków.

— Przepraszam — powiedziała, nie wykazując jednak ani odrobiny skruchy.

Lucy westchnęła, po czym zaciekawiona nagłym, nietypowym dźwiękiem, spojrzała w stronę tylnej brany, z której wyłonił się tajemniczy, ciemny kształt. Pędząc niczym wiatr i zostawiając za sobą jedynie kłęby kurzu, wił się ku całej załodze, wprawiając drewniane części platformy w delikatne drgania. Nikt nie pojmował, kim jest przeciwnik, ani czego chce, jednak z czasem, kiedy cel znalazł się bliżej nich, dostrzegli zarys postaci, łudząco przypominającej Komui'a.

Zdyszany, machając energicznie rękoma na bok, rozpaczliwie krzyczał, jednak z jego wypowiedzi dało się zrozumieć tyle, co nic. Ciągły szloch i stąpanie niczym grzmot całkowicie zagłuszały normalny odbiór, dając jedynie zrozumieć pojedyncze słowa.

— A więc tu się schowała, gnida! — rzekła złowieszczo Kurtis, podnosząc rękę z kataną na wysokość barków.

On nie zawaha się go zabić, pomyślała równocześnie cała załoga.

Nagle Komui podskoczył. Jego ciało unosiło się nad ziemią tak swobodnie niczym taniec baletnicy w szczytowej formie. Frunął wysoko nad ziemię, kręcąc się dookoła własnej osi, zalewając równocześnie znajdujących się obok ludźmi łzami. Kiedy jednak zaczął powoli opadać, zmienił delikatnie pozycję, aż w pewnym momencie łagodnie opadł na ziemię, klęcząc pokornie przed Lucy i wbijając czoło przed jej stopami.

— Przepraszam najłaskawsza, najpiękniejsza, najdostojniejsza, najłagodniejsza, najwybaczalniejsza, najcudowniejsza i najpiękniejsza, jeśli tego jeszcze nie mówiłem! Wybacz o królowo mi tej niegodziwy występek zatajenia prawdy o posiadaniu broni i wiedzy na temat miejsc pozostałych, ale ja, robak, glizda i bakteria, uczyniłem to z myślą o waszej dostojności, więc proszę pokornie o wybaczenie i życie, AMEN! — krzyknął na koniec, jeszcze raz uderzając czołem o podłogę.

Zmieszana, nie wiedząc, co może dalej powiedzieć, zwróciła się z prośbą do Natsu. Jednakże po przemowie Komui'a był on równie zszokowany co ona sama, blokując wszystkie, logiczne myśli, jakie mogły w tej chwili pozwolić mu udzielić sensownej odpowiedzi. Wzdychając, spojrzała na resztę towarzyszy, lecz po ich minach dało się tyle samo wyczytać, co od Natsu. Nie miała wyboru. Pozostało jej tylko jedno rozwiązanie, na które zgodziła się z obrzydzeniem.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz