Rozdział 93

155 23 4
                                    


Nalała do kieliszków smoczego ambilu, krzywiąc się na sam zapach alkoholu — mocnego i słodkiego zarazem. Podniosła naczynia i podała jeden z nich Ericowi, ciepło się uśmiechając. Podziękował kiwnięciem, po czym wypił za jednym zamachem całość. Lu Xi nawet nie wzięła łyka. Odłożyła kieliszek na stół obok i przysiadła naprzeciw Erica, nie zdejmując wzroku z jego twarzy — pokrytej kilkoma czarnymi łuskami, które wyszły na policzkach i nosie. Podejrzewała, że coś musiało go zaniepokoić. Zawsze w jej obecności trzymał niemal pełną formę ludzką. Wyjątkiem były oczy — czarne jak cień, który za nim nieustannie podążał; jak ciemność, której strzegł jako król. Dzisiaj spowił tym mrokiem całe gałki oczne, przerażając ją i fascynując jednocześnie.

— Królowo, wybacz mi mój wygląd, ale...

— Nic nie szkodzi — przerwała, zaciskając pięści.

— Dziękuję za zrozumienie — odparł niskim, lekko chropowatym głosem. — Przyszedłem dzisiaj porozmawiać o pewnej sprawie, którą poruszyła królowa na ostatnim zebraniu z ministrami — pokój między ludźmi i smokami — wyjaśnił.

Chytry uśmieszek nie zszedł z jego twarzy. Jego oblicze stanowiło dla niej zagadkę, która z roku na rok fascynowała jeszcze bardziej.

Założyła nogę na nogę, biorąc w końcu łyk alkoholu. Ogień zaczął wypalać jej przełyk. Wypluła wszystko strumieniem, a resztę odstawiła daleko, nie zamierzając brać ani odrobiny więcej.

— Mówiłem, że mocny — wtrącił Eric.

— Przepraszam za moje zachowanie — przeprosiła. — Poruszyłeś królu temat pokoju. Czyżbyś był zainteresowany?

— Jestem zainteresowany raczej twoją nienawiścią wobec ludzi.

Odsunęła się odruchowo, słysząc coś, o czym wiedziała tylko ona. Nie mówiła nikomu, więc nie pojmowała, skąd o tym wiedział.

Spięła się. Nerwowo podrapała się po włosach, rozglądając po komnacie, którą po brzegi wypełniały zasznurowane dokumenty i kurz.

— Oj, nie martw się, Lu Xi — machnął ręką, jakby od niechcenia — nikomu nie powiem. Uważam, że każdy zasługuje, by mieć własne sekrety.

— Nawet jeśli te sekrety mogą kogoś narazić na niebezpieczeństwo? — spytała zaciekawiona.

— Kochana królowo — zamyślił się na chwilkę — sekrety są niebezpieczne same w sobie, ale każdy ma do nich prawo. Nie powiem nikomu o twoim, ale wyjaśnij mi, czego nienawidzisz w ludziach?

Zacisnęła usta w wąską linijkę, postukując prawą nogą o podłogę. Rozejrzała się po pomieszczeniu, sprawdzając, czy wokół nie ma kogoś, kto mógłby podsłuchiwać. Ri Hana wysłała z zadaniem do ministra, a Li Li przygotowywała posłanie dla Erica. Reszta służby została oddelegowana do prac, a nikt z wyższych stanowisk nie zapuszczał się w tę część zamku. Raczej mogła czuć się bezpiecznie.

— To jak? — pogonił ją.

— Smoki są częścią istnienia naszego świata. Żyjemy na jednym, wielkim kontynencie, który od zarania dziejów był w panowaniu smoków. Istniały tu również istoty, których dziś świat już nie pamięta. Ostatnie wróżki ukryły się w gaju smoczym, a dwa rogi jednorożca są ukryte gdzieś na dnie oceanu. Według legend to właśnie pradawne smoki po śmierci zamieniały się w złocisty pył, który karmił wielkiego smoka niosącego całą naszą ziemię między kolejnymi drogami kosmosu. — Zakaszlała. Zaschło jej w gardle. Wzięła bukłaczek z wodą i ziołami, wypijając z niego część. Skrzywiła się przez gorzki smak ziół, którymi faszerowały ją smoki niebios. — Świat żył w harmonii. Trzej bogowie stworzyli człowieka i za karę zostali zesłani tutaj, by rodzić się i umierać jako ludzie. Człowiek zniszczył piękno. Człowiek wywołał smoczą wojnę. Chcę pokoju. Chcę przywrócić tę harmonię.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz