Rozdział 99

213 24 2
                                    

Lucy stanęła na samym brzegu wielkiej góry. Wychyliła za nią głowę. Ciemność wydawała się spływać ku dołowi w nieskończoność. Z dawnego smoczego gaju pozostała jedynie bezcenna pustka. Starożytny odszedł — jej ojciec i stróż, który nauczył obecną Lucy magii. Bez niej nie poradziłby sobie w tym świecie. Dał jej dom, schronienie, a ona nawet nie podziękowała za wszystko, co zrobił.

Rozpłakała się. Przykucnęła, a potem już tylko opadła na kamienistą, suchą ziemię, zdzierając sobie brzeg sukienki. Tysiąc lat temu ta ziemia rodziła obfite plony. Tysiąc lat temu wyrastało najpiękniejsze drzewo wróżek — złośliwych i upartych, ale kochających naturę i wszystkie żyjące stworzenia. Czy naprawdę zasłużyli na taki koniec? Na zapomnienie? Ostatnia ujrzała koniec własnego ojca, ostatnia postawiła krok w zapomnianej krainie i teraz ostatnia składała im hołd. Dlaczego?

Chwyciła jeden z fragmentów czarnej skały, rozgniatając. Drobny pył wysunął się spod jej palców, niosąc się wraz z cichym wiatrem. Smok powietrza przeleciał nad głową, zasypując świat łuskami. Przyjęła kilka z nich.

Zmieniło się wiele.

Smoki schowały się na czwartym kontynencie, rozprzestrzeniając wśród ludzi plotkę, że rzekomo wyginęły. Wewnątrz panowały wojny. Konflikty zaostrzały się z roku na rok, a za wszystko odpowiadał Ri Han, który upatrzył sobie rolę władcy absolutnego. Część królów poddała się jego sile, pozostali nadal stawiali opór, ale z trudem. Populacja zmniejszyła się, pozostawiając nikłą garstkę tego, co dawniej istniało. Krew smocza zmieszała się z ludzką.

Lucy złapała się za głowę, która rozsadzała się od wewnątrz. Myśli kotłowały się w słabym, ludzkim umyśle, a kolejne blizny wychodziły, paląc wrażliwą na słońce skórę.

— Przecież nie do tego chciałam wrócić — szepnęła.

Smok cienia zadrżał pod jej cieniem. Ręką odgoniła młode. Uciekło w krzaki, szeleszcząc młodymi liśćmi, którymi poruszał wiatr. Jej dziecko też tak wyglądało. Bardziej czerwone i z łuskami, ale nadal smocze. Nie przytuliła córeczki, jak się narodziła. Nie wychowała jej, choć taka powinność na niej spoczywała.

— Myślisz o Xu Li? — odezwał się głos zza jej pleców. — O swojej córce?

Obejrzała się przez ramię — Eric wyszedł z cienia drzewa, trzymając rozłożony koc. Przykrył nim Lucy. Wydobywające się z ciała ciepło wystarczało jej, ale nadal z przyjemnością wtuliła się w puszysty kocyk.

— Jaka była?

Przysiadł obok Lucy.

— Prawda czy kłamstwo? — zaproponował.

— Prawda, błagam, tylko prawda.

— Prawda nie zawsze jest wygodna.

— Ericu... — mruknęła.

Tylko on się nie zmienił. Nadal pogrywał sobie z innych, a jego zabawy męczyły. W tej chwili brakowało jej sił na ich znoszenie.

— A co się mogło z nią stać? — zapytał, błądząc wzrokiem po ciemnej dziurze. — Oczywiście Zeref wychował ją, ale smoczy gaj upadł. Nie mieli pieniędzy, więc... — zawiesił głos. — Umarła w wieku piętnastu lat, rodząc córeczkę, którą pod swe skrzydła przyjął Ren Pa. Ta uciekła do ludzi i koniec historii. — Wzruszył niewinnie ramionami.

— Nie, to nie koniec! — syknęła, rozprzestrzeniając szalejący ogień wokół dawnego gaju. — Mów!

Westchnął.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz