Rozdział 92

147 25 4
                                    

Tysiąc lat wcześniej...

Lu Xi usiadła na tronie, poprawiając czerwoną poduszkę — dar od króla smoków ognia. Westchnęła cicho. Dziecięcymi dłońmi pogłaskała po ciepłym materiale, który kontrastował z noszonym suknem o niebieskich barwach. Z bliska nikt nie zauważył różnicy, ale z oddali ognisty punkt zdawał się żarzyć pod jej siedzeniem, dając ministrom kolejny powód do śmiechu.

— Li Li — zawołała służącą.

Kobieta podeszła do tronu, nie wchodząc jednak na podwyższenie — część przeznaczoną tylko dla królowej. Pochyliła głowę i spytała:

— Pani, czy życzysz sobie inną poduszkę?

Lu Xi uśmiechnęła się. Li Li od razu pojęła, o co jej chodzi.

— Tak, zgadza się — potwierdziła. — I poproś Ei Ou, żeby przygotowała napoje. Mocne — dodała, zdając sobie sprawę, że za chwilę przyjdzie w odwiedziny król smoków cienia.

— Oczywiście, królowo.

Odeszła, nadal chyląc czoło przed Lu Xi.

Dwunastoletnia królowa pozostała w komnacie ze strażą. Złapała się za obolałą od całodniowej pracy głowę. Spotkanie narady wojennej, sprawa problemów w zachodniej częściej miasta i niepokojące zamieszki, a jeszcze teraz wizyta Erica — czuła się wykończona.

Podskoczyła, opierając się rękoma o tron i usiadła na nim. Nogi zawisły w powietrzu. Pomachała mi, powoli zaczynając odczuwać nudę. Rozejrzała się po pomieszczeniu, wprawiając w ruch dwa koki, które podskakiwały w równym rytmie, kiedy tylko poruszyła głową. Wsuwki z kwiatami na końcach mocno przymały włosy o kolorze jasnego blondu. Dziewczynka ścisnęła wąskie usteczka w linijkę, jednocześnie drapiąc się po suchej, bardzo łuszczącej się skórze. Zawsze swędziała, gdy któryś z królów miał przybyć.

— Królowo, proszę tego nie robić — odezwała się Li Li, wychodząc zza drzwi.

— Swędzi.

— Wiem, o królowo, ale twoja skóra to cenny dar, który nie można tak traktować. Poduszka, dar od króla smoków wody. — Zmieniła temat, kładąc przedmiot przed schodkami prowadzącymi na tron.

Lu Xi zeskoczyła z siedzenia, zabierając czerwoną poduszkę ze sobą. Rzuciła ją ku Li Li, a sama wzięła drugą, uznając, że kolor bardziej pasuje do jej sukienki. Czerwony zdecydowanie należał do Li Li, dziewczyny o bordowych włosach, splecionych w jednej warkocz, który płonął na swoim końcu. Była jedyną mieszanką smoka i ludzkiej dziewczyny, niewolnicy, którą w prezencie dostał jeden z generałów po skończonej wojnie z granic Pa Ling. Lu Xi przyjęła ją do siebie, ceniąc u Li Li to, że nie chwaliła jej wielkiej świętości na każdym kroku, czego nie szczędziła sobie większość ludzi.

— Królowo, królowo! — rozległ się krzyk dobiegający zza drzwi.

Minister Pi Ro, wpadł cały zdyszany, natychmiast rzucając się na kolana przez obliczem królowej.

— Co się stało? — spytała podejrzliwie, puszczając odruchowo poduszkę.

— Najjaśniejsza pani, królowo najwspanialsza, król smoków cienia przyniósł ci dar, przepraszając z największą skruchą, że nie może przybyć!

Czołem uderzył o zimną jak lód posadzkę w obawie, że królowa zechce ukarać go zamiast smoka cienia.

— Przynieś mi ten dar — rozkazała ostrym tonem.

— Tak jest. — Odetchnął z ulgą. — Dziękuję, królowo, i, królowo najjaśniejsza, muszę go przyprowadzić.

— Kolejny niewolnik — stwierdziła, biorąc głęboki wdech. — W takim razie przyprowadź go.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz