Rozdział 86

174 26 9
                                    


Gajeel przytrzymał się barierki statku, nieumyślnie wychylając głowę przed granicę, której nie powinien przekraczać. Całym podłożeń zachybotało. Zakręciło mu się w głowie, a chęć wymiotowania przepysznego złomu wróciła ze zdwojoną siłą.

— Wendy... — wyciągnął przed siebie dłoń, kierując ją ku niebiosom — gdzie jesteś, gdy cię nie ma?

— Nie dramatyzuj tak, jeszcze tylko kilka minut i dotrzemy na miejsce — skarciła go Erza, przerywając na moment polerowanie miecza.

— Kilka minut a ile cierpienia! — powiedział donośnym, teatralnym głosem. — Nie wiesz, co czuję.

— Przecież wcześniej zaproponowałam, że mogę skutecznie pozbyć się wszystkich problemów jednym, solidnym uderzeniem — przypomniała.

— I przy okazji doprowadzić do zgonu — dodał Gray, szukając po całym statku zgubionych gaci.

— Słucham?!

Cisnęła szmatką o podłogę, tuż obok niewinnie siedzącego Graya, roztrzaskując kilka desek. Chłopak wzdrygnął się, odskakując na drugą stronę. Mimo to kilka drzazg wbiło się w jego dumnie odsłonięte pośladki. Erza prychnęła, po czym z żalem rzekła:

— I widzisz! Przez ciebie straciłam dobrą szmatkę.

— I niby to moja wina? — spytał, wyjmując trzecią z kolei drzazgę. — To ja tu jestem...

Ostre spojrzenie wbiło się w Graya, na dobre uciszając go. Przełknął głośno ślinę, odchodząc na drugą stronę statku, gdzie stała Lisanna. Niedaleko jej nogi zauważył niewinnie leżące gacie.

— Nie podniosę tego — oświadczyła dziewczyna.

— Nie zmuszam.

Ubrał się i oparł się o barierkę, spoglądając na zachodzące między chmurami słońce. Promienie musnęły jego policzek, ogrzewając znajdujący się na nim lód. Wiatr zakołysał żaglami. Załoganci zebrali się, chwytając za liny. Pociągnęli w jednym momencie, przetrzymując nagłą zmianę pogody. Po chwili wszystko się uspokoiło.

— I jak? Teraz mi wierzycie, że widziałam Lucy? — spytała, postukując palcami o drewno.

— Trochę tak — pokiwał głową na boki — trochę nie.

— Słucham? — Spojrzała na przyjaciela z niedowierzaniem. — Przecież ta...

—... Amelia mogła kłamać — dokończył za nią. Obejrzał się, sprawdzając, czy nikt nie podsłuchuje. — Naprawdę, to wszystko jest dziwne. Dlaczego po tylu latach dopiero się odezwała? Dlaczego Natsu i Lucy nie dali choćby znaku życia?

— A dlaczego my ich nie ratowaliśmy?! — wrzasnęła, uderzając pięścią o belkę. — Przepraszam.

Gray westchnął.

— Przepraszaj, bo naprawdę jest za co. — Fuknął.

— Co masz na myśli? — spytała, zaciskając dłoń. Nie, nie rozumiała, dlaczego mieli wyrzuty właśnie do niej. Nie zrobiła nic złego. Wręcz przeciwnie — robiła cokolwiek, gdy reszta siedziała w miejscu.

— Nic.

— Powiedz, natychmiast! — rzekła ostrzej.

— Po prostu... — Pobłądził wzrokiem po chmurach. — Lis, my przecież chcieliśmy ich szukać. Próbowaliśmy, ale po pewnym czasie sami straciliśmy nadzieję. Poza tym chcieliśmy ukryć przed innymi prawdę o naszych działaniach. Klucze nie odnajdywały Lucy.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz