Rozdział 94

176 25 6
                                    


Smok niebios przykrył skrzydłami promienie słoneczne, okalając swym cieniem idącą po trawie Lu Xi. Żółty płaszcz zafalował na wietrze. Wyhaftowane smoki na złotym materiale zatańczyły rytmie bijących bębnów. Smoczy królowie usiedli na swoich miejscach, w dwóch rzędach naprzeciw siebie. Jedna poduszka pozostała pusta. Królowa zmrużyła oczy, czując żar bijący od króla smoków ognia. Chłód uderzył w jej ramię, młody smok lodu zacharczał, a jego przyjaciółka, smoczyca błyskawicy skarciła go jednym skinieniem. Eric poprawił czarny jak smoła płaszcz, wydzierając z niego dwa hafty. Rzucił je na wiatr, a Lu Xi przyjęła je, przywiązując do małych palców.

Długie rękawy, sięgające do samej ziemi, podniósł Ri Han, pomagając królowej wejść na zielony plac umiejscowiony na niewielkim podwyższeniu. Ukłonił się i pozostał w tyle, zdając sobie sprawę, że nie można pójść mu dalej.

Bębniarze zagrali mocną melodię, zrównując ją z biciem serca Lu Xi. Przystanęła nad siedzeniem przygotowanym wyłącznie dla niej, pośrodku całego zgromadzenia. Długi papier rozłożył się naprzeciw niej. Bębny umilkły.

— Już czas — szepnęła, gdy na jej usta spłynął uśmiech pełen ulgi i nadziei.

Usiadła, zakładając suknię pod kolana. Schyliła się nad papierem, biorąc do ręki pędzel. Wcześniej przygotowany tusz zasechł, lecz królowa smoków wody namoczyła go jednym splunięciem z własnego ciała. Pozostałe smoki nie zaprotestowały.

Lu Xi nakreśliła pięćdziesiąt znaków pokoju, po czym wylała wosk na samej krawędzi papieru. Odcisnęła na nim pieczęć. Wyprostowała się dumnie, odkładając na bok pędzel.

— Dziś jest wielki dzień — zaczęła. — Dziś jest dzień, w którym nastanie pokój, który został obiecany nam, gdy tylko trzej bogowie zeszli na tę ziemię. Czasy, gdy smoki i ludzie żyli w pokoju, przeminęły, ale dziś mamy okazję to naprawić. Mamy okazję, by zmienić przeznaczenie. To niemożliwie. — Pokręciła głową. — Ale jeśli będziemy patrzeć na rzeczy tylko na jako niemożliwe, nigdy nie pójdziemy z postępem. Nadszedł czas, by pożegnać przodków. Rozsypać ich prochy na wielkich górach, by z nich spojrzeli na świat, który zaczniemy tworzyć od nowa. Jako przedstawicielka rasy ludzkiej, królowa nad królami, przedstawiam moją pieczęć. To gwarancja zmian, nowego jutra. Niech przyszłe pokolenia urodzą się w świecie, gdzie smok rozkłada skrzydła, a człowiek wskazuje mu drogę, gdzie może polecieć. Wszędzie, odpowiadam.

Wzięła podpisany papier do rąk i podała go pierwszemu smokowi, królowi smoków cienia — Ericowi. Przyjął go, po czym zapatrzył się na znaki. Prychnął pod nosem.

— To wielkie słowa, Lu Xi — powiedział — ale czy wykonalne? Ufam ci — dodał na własną obronę — ale czy mogę ufać ludziom?

Cień zaśmiał się złośliwie, chcąc rozedrzeć papier na pół. Eric powstrzymał go ruchem ręki.

— A czy możesz ufać smokom, Ericu? — odpowiedziała pytaniem, igrając z własnym losem. — Są dobrzy i źli ludzie. Są dobre i złe smoki. Nie, nie możesz ufać wszystkim, bo nieufność — dotknęła piersi — jest częścią naszego życia. Tylko głupcy ufają w pełni.

Stuknął palcem o znak PRZYJAŹNI, posyłając drobny cień i poprawiając jedną kreskę, którą źle postawiła.

— Wszystko musi być idealne — podkreślił, po czym podpisał dokument.

Lu Xi powstrzymała się od odetchnięcia z ulgą. Zdobyła najtrudniejszy podpis, ale wciąż czekali pozostali smoczy królowie.

— Ale... — przerwał znowu Eric, wyrywając pędzel z rąk króla smoków ognia. — Czy na pewno jesteś, królowo, gotowa przyjąć na siebie ten wielki obowiązek? — Wyszczerzył zęby.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz