Rozdział 70

179 32 2
                                    

Lucy otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, kiedy przypomniała sobie, jak ogromne znaczenie ma dla smoków słowo „starożytny". Ich cała kultura, zwyczaje i prawa opierały się na tym, co ich przodkowie pozostawili po sobie. Czcią otaczano poległych w Wielkiej Bitwie, która rozpoczęła się okrągłe tysiąc lat temu, dziesiątkując potężną rasę.

Oniemiała.

Skoro ktoś nazwał smoka „starożytnym", musiało to oznaczać, że stojący przed nią przedstawiciel gatunku był jednym z najstarszych i najpotężniejszych władców, którzy przeżyli wszystkie wojny, kataklizmy i inne nieszczęście.

Nie wierzyła w zaszczyt, które dostąpiła.

— Wstań, dziecko — rozległ się głos w jej głowie.

Nikt nie zareagował. Lucy zaczęła obawiać się, że rozkaz był skierowany do niej. Niepewnie podniosła, wciąż jednak mając opuszczoną głowę ku ziemi.

Smok zaśmiał się.

— Moja siostra skonała przed twoim obliczem — rzekł Starożytny. — Weilora została pobłogosławiona spokojną i szczęśliwą śmiercią. Ujrzała ciebie przed nieuchronnym końcem, więc jestem wdzięczny, Lucy.

Nim Lucy zdołała wydukać z siebie choć jedno słowo, szpony smoka zacisnęły się na jej talii. Wrzasnęła. Serce zatrzymało się na moment, by później wybuchnąć w piersi. Ekscytacja i strach wypełniły ją nigdy dotąd. Chłodny wiatr porywał jej włosy we wszystkie strony. Choć pragnęła patrzeć oczami smoka, lecieli zbyt szybko. Starożytny porwał ją w niebiosa, lecąc między górami Ha In, gdzie leżały krainy, których widok był obcy nawet mieszkańcom kontynentu. Mgła otaczała przestrzeń między kolejny wzniesieniami, pozwalając oczom śmiertelnika dostrzec jedynie biały puch okalający lite skały.

Starożytny skrzydłami zdmuchnął śnieg, zataczając pełne koło przez wylądowaniem w głębokiej kotlinie. Ptaki odleciały z drzew wystraszone nagłym pojawieniem się smoka, a zwierzyna spłoszyła się. Smok zionął ogniem, tworząc spalony krąg, na którym usiadł. Wypuścił Lucy ze swoich szponów.

Dziewczyna zachwiała się, po czym upadła na niezniszczoną część trawy.

Smok okręcił się w miejscu, uderzając o znajdujące się w pobliżu skały. Pojedyncze fragmenty opadły tuż obok Lucy. Zasłoniła się rękoma, jakby miało to coś jej pomóc. Jednak już po chwili strach przeminął. Czysty podziw pięknem smoka wziął górę nad wszystkimi emocjami i uczuciami, które wcześniej pochłaniały serce Lucy. Podeszła do bestii, dotykając jej przepięknych, mieniących się w promieniach słonecznych łuskach o kolorze wyblakłej czerwieni. Siwe włosy opadały swobodnie z głowy Starożytnego, kołtuniąc się na końcach. Pysk miał długi, zakończony dwoma kłami wystającymi z ust.

Wyglądał inaczej niż Rin Ko, ale nadal był piękny i majestatyczny. Powodował zachwyt, który nie mógł się równać z niczym innym na tym świecie.

— Już się przyjrzałaś?

Lucy odskoczyła.

— Przepraszam. — Pochyliła nisko głowę. — Nie chciałam obrazić.

— Nie obraziłaś, moja droga — odpowiedział, po czym westchnął ciężko, jakby ze znużenia życiem. — Dawno już tu nikogo nie gościłem...

— Przepraszam, o Starożytny — ponownie skłoniła się — ale mogę zapytać, dlaczego przyprowadziłeś mnie na zakazane tereny?

— Zakazane? — Prychnął. — Tysiąc lat temu istniał tu przepiękny pałac wielkiej królowej smoków, niech bogowie mają w opiece jej duszę, panował urodzaj i tętniło życie... A teraz są tu zakazane tereny? Pewnie Ro Han wydał taki rozkaz. Zbyt bardzo mu się kojarzą z tamtą tragedią...

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz