EPILOG

399 20 20
                                    

Szarobure ulice Magnolii wypełniły ciepłe promienie wydobywające się z wyłaniającego na zachodzie słońce. Chmury zabarwiły się na ognisty pomarańcz, kumulując wokół odległej gwiazdy.

Butelka roztrzaskała się o budynek gildii. Pijak zatoczył się wokół własnej osi, ostatecznie wpadając do płynącego kawału. Dwóch mężczyzn spojrzało na niego z politowaniem, czekając moment, czy sam zdecyduje wyjść z wody. Pijak wrzasnął, wyłaniając znad tafli jedną rękę. Bąbelki pojawiły się na powierzchni. Mężczyźni zaśmiali się, bijąc kufelki i pijąc kilka porządnych, takich na pobudzenie, łyków najlepszego piwa w mieści.

— Mówimy mu? — zapytał jeden.

Drugi podrapał się po głowie, smętnie unosząc kącik ust.

— Trupa ciężej będzie wyłowić — stwierdził po chwili zastanowienia. — Ej, ty stań na wyprostowanych nogach!

Pijak zerwał się natychmiast. Woda sięgnęła mu jedynie do pasa. Do długich, oblepionych brudem włosów przyczepiło się parę śmieci. Zlustrował siedzących w łódce mężczyzn, a potem uśmiechnął się, w końcu dostrzegając leżącą niewinnie flaszkę. Zrobił krok, zachwiał się. Potem drugi i opadł z hukiem do łodzi.

— Fairy Tail? — spytał jeden.

— Fairy Tail — potwierdził drugi.

Wyskoczyli z łódki. Woda chlusnęła na ich koszule, a spodnie przemoczyły w całości. Złapali pijaka za obie nogi i wyrzucili na chodnik w momencie, gdy obok przechodziła kobieta z córką. Dziewczyny pisnęły, odskakując z miejsca. Rąbek sukni ubłocił się. Layla chwyciła chusteczkę i przysłoniła nos. Odór wydobywający się z mężczyzny przyprawił ją o zawroty głowy.

— To niechcący — odparł mężczyzna.

— Oczywiście. — Prychnęła, odganiając latającą wokół niej muchę. — Chodźmy kochanie, to nie miejsce dla ciebie. — Chwyciła dziecko i pociągnęła je za sobą.

Mała wyrwała się. Tupnęła nogą i stanęła w miejscu, zakładając ręce na piersi.

— Nigdzie nie idę! Ja. Chcę. Zobaczyć. FAIRY TAIL! — wrzasnęła na całą ulicę.

Kobieta z przeciwka otworzyła okno i rzuciła kapciem w Laylę, mówiąc:

— Pilnuj bachora! Tu ludzie jeszcze śpią. — Pokręciła głową. — Bogaci...

Zamknęła za sobą drzwi.

Layla wytarła spocone czoło, poprawiając jednocześnie lepiącą się grzywkę, która wysunęła się ze złotych wsuwek. Uniosła lekko podbródek i nie skomentowała uwagi mieszkanki Magnolii. Miała więcej klasy w jednym paluszku niż ona poznała przez całe życie.

— Lucy, idziemy. — Zniżyła głos, mówiąc łagodnym tonem do córeczki.

— Nie! — Tupnęła nogą jeszcze raz. — Chcę zobaczyć kogoś z Fairy Tail!

Layla zdjęła kapelusz. Kochała dziecko nad życie, ale w takich momentach miała ochotę zapakować ją w karton i wysłać na drugi kraniec, by przemyślała swoje zachowanie.

— Moja młoda damo — zaczęła ostrzej — tatuś czeka na nas już od dobrej godziny. Najpierw pociąg, potem powóz, a jeszcze teraz twoje naganne zachowanie utrudniają nam dostanie się na miejsce. Jeśli tatuś usłyszy, że przez ciebie spóźniliśmy się o kolejne piętnaście minut, zabierzemy ci za obopólną zgodą Aquarius.

— NIE! NIE! NIE!!! — Rozryczała się na całą ulicę. — JA NIE CHCĘ!!!

Drzwi gildii otworzyły się z hukiem. Rosły mężczyzna wystawił za próg płonącą nogę. Ogniki wyskoczyły z nogawek i pognały ku Layli, która odskoczyła jak poraża, przypadkowo nadeptując na pijaka.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz