Rozdział 41

389 40 3
                                    

W pierwszej chwili nawet do niego nie dotarło, co tak naprawdę się wydarzyło. Był to może ułamek sekundy, kiedy po prostu znikła, zapadła się pod ziemię.

Krzycząc, podbiegł do dziury, do której wpadła, ale znalazł tam jedynie lity lód. Nie widać było najmniejszego śladu po zniknięciu Lucy, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Kopał, drążył, ale na nic się zdały jego próby.

— Przestań — oświadczył Musica. — Lucy sobie poradzi, może nawet bez nas znajdzie kolejną Świętą Broń.

— Możliwe, ale martwię się o nią — szepnął. — Co my mamy teraz zrobić?

— Rozejrzeć się — zaproponował.

— I wejść do lawy? Podziękuję.

Minęło kilka sekund i zrozumiał, co tak naprawdę powiedział. Zaśmiał się, widząc, jakie zmiany w nim zaszły. Przecież był Pogromcą Smoków, a nie Pogromcą Kotów. Co z niego zostało? Reszta chwały ulotniła się, a duma wielkiego wojownika schowała się za nieudanymi próbami zmiany stanu rzeczy.

— Pójdę przez ogień — oświadczył Natsu.

Spojrzenie Musici wyrażało więcej niż tylko zdziwienie — było to czyste przerażenie.

— Gratuluję głupoty — powiedział. — A może jeszcze spróbujesz przebyć ją w drewnianej łodzi?

— Oj, przestań. Wiesz, co mam na myśli.

— To, że dawniej byłeś Pogromcą Smoków, to nie znaczy, że dziś masz moc, by wejść do lawy! Już łatwiej przele... — Zamilknął, jakby do jego umysłu dotarł iście szatański plan. Sam uśmiech, który wtedy wymalował się na twarzy Musici, świadczył, iż planował on coś niebezpiecznego.

Wstał i ruszył ku magmowym jeziorze. Zatrzymał się niemal przed samą krawędzią, ocierając z czoła pot, który zdążył się tam nagromadzić.

— Armina, broń, tam! — mówił zdawkowo.

— Proszę, mów jaśniej! — syknął Natsu, nie rozumiejąc, co towarzysz ma na myśli.

Oczywiście, Musica był wyjątkowo inteligentnym człowiekiem, ale jeśli chodziło o tłumaczenie swoich planów wydawał się kiepskim kompanem do rozmów.

— Armina jest Świętym Wojownikiem Wiatru, nie musimy przechodzić przez to coś — wskazał na jezioro — wystarczy, że przelecimy nad nim.

— Faktycznie — odparł Natsu. — A po drugiej stronie cokolwiek znajdziemy?

— Patrz!

Natsu spojrzał przed siebie, lecz na początku niczego nie dostrzegł. Jakieś zarysy wybijały się przez nieskończone ogniste jezioro, ale żeby dostrzec zarys czegoś konkretniejszego musieliby prosić o pomoc Lucy, a jej oczywiście z nimi nie było.

Jednak Dragon dostrzegł pewien kształt w miejscu, na które wskazywał Musica. Wyglądał jak plama, ale było to czymś więcej niż tylko zwykłym kleksem na środku kartki. Przypominała niewielką górkę z wbitą na jej środku wykałaczką.

— Jesteś genialny — stwierdził Natsu.

— Wiem!

Dragon wyszedł przed kapitana. Żar buchnął mu na twarz, przez co musiał zasłonić się dłońmi, mając wrażenie, iż za moment zamieni się w popiół. Tęsknił za dniami, kiedy nie musiał się martwić o takie rzeczy, ale teraz zapukała do niego rzeczywistość.

Sięgnął po miecz i chwycił go za rękojeść. Szepnął zaklęcie wywołujące Świętego Wojownika. Strumienie powietrza zebrały się wokół niego. Czuł jakby ogień spływał na ciało strumieniami. Cząsteczki powietrza mieszały się z gorącem, przez co zaczął się zastanawiać, czy na pewno uda mu się dostać na drugą stronę.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz