Rozdział 64

193 32 1
                                    

Wędrówka na miejsce spotkania grupy tysiącznika trwała krócej niż się spodziewali. Droga została wyczyszczona z bandytów, a przydrożne gospody świadczyły chętnie usługi podróżnym. Choć Rin ko i Lucy nie posiadali wiele pieniędzy — tylko tyle, ile udało im się ukraść od bandytów — mogli liczyć na porządny wypoczynek i jedzenie. Na problemy napotkali dopiero w samym obozie, gdzie z dystansem została przyjęta kobieta.

Lucy już na samym początku dostrzegła jedynie trzy kobiety—wojowniczki, które czyściły swoje bronie na samym krańcu obozu. Jedna z nich posługiwała się włócznią, a pozostałe łukami; Lucy jako jedyna nosiła miecz. Kobiety popatrzyły z zaciekawieniem na nią, machając w jej kierunku, by dołączyła do nich. Niepewnie podeszła do nich, nie zostawiając za sobą Rin Ko.

Usiadła przy ognisku i przedstawiła się:

— Lucy.

— Dziwne imię — odezwała się najniższa wojowniczka, nie odrywając wzroku od polerowanej włóczni. — Ka Ren. To Min Ta — wskazała na brunetkę — i Ki Ham — na najstarszą z grupy. — A ten za tobą to strażnik czy pan? — zapytała grzecznie.

— To... przyjaciel — wyjaśniła Lucy, choć nie była pewna, czy może zdradzić imię niedoszłego księcia.

— Rin Ko — powiedział niespodziewanie mężczyzna.

W obozie nastało tajemnicze milczenie. Kobiety popatrzyły na siebie ze zdziwieniem, a mężczyźni splunęli do ogniska, odpędzając złe duchy.

— Nie powinieneś tu przebywać, panie — ostrzegła go Ki Ham, chyląc przed nim czoło.

— Przestań! — rozkazał jej natychmiast Rin Ko. — Jaki ze mnie pan? Teraz jestem zwykłym wojownikiem, który pragnie zdobyć chwałę i sławę!

Rozłożył ręce i obwieścił swą decyzję wszystkim zebranym. Część z żołnierzy splunęła na niego, mierząc broniami w jego kierunku, lecz niektórzy z nich zamilkli, chowając się gdzieś w mrokach obozu.

Rin Ko wyprostował się i wyjął oba miecze, szykując się do najgorszego. Nie martwił się jednak na zapas, gdyż zaraz połowa wojowników zrezygnowała, wkładając bronie z powrotem do pochew. Pozostali nieliczni, pragnący zawieruchy przed samą bitwą.

— Zostawcie siły na przeciwnika! Może w każdej chwili zaatakować, a wy będziecie próbować naparzać się z synem króla smoków? — przypomniała Ka Ren.

Fuknęli i niechętnie, ale posłuchali się kobiety. W obozie znów zapanował spokój.

— Dziękujemy — odezwała się w końcu Lucy. — Nie chcemy kłopotów.

— On — wskazała na Rin Ko — skazał się na kłopoty, przychodząc tutaj. Jednak przyda się teraz każdy sprawny wojownik. Jak sądzisz? Mamy szansę wygrać?

Wzruszył ramionami, kręcąc głową.

— Nie mam pojęcia — odpowiedział lakonicznie.

— Generałem ma być Król Smoków Cienia...

Ponownie w obozie nastało milczenie.

Rin Ko odsunął się od ogniska, potykając o samotnie leżącą włócznię. Upadł na plecy, lecz zaraz podniósł się. Nikt z zebranych nie zaśmiał się czy nie przypomniał mu tego potknięcia. Wszyscy patrzyli się w skupieniu, czekając na dalsze wyjaśnienia ze strony kobiety, które nie nastąpiły.

— O co chodzi? — zapytała nieświadoma niczego Lucy.

Wtedy dopiero zrozumiał, że w tym całym zawirowaniu zapomniał opowiedzieć jej o reszcie smoczych królów. Jako zwykli piechurzy podlegali tylko tysiącznikowi, więc istniało małe prawdopodobieństwo, że spotkają kogoś wyżej postawionego — teraz już nie miał co do tego pewności.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz