Rozdział 24

618 66 12
                                    

Kiedy przyjęcie się zakończyło, a ciągnęło się ono aż do samego wieczora, wszyscy ruszyli w stronę swoich kajut, choć na niektórych „soczek" podziałał na tyle mocno, że pozostali na swoich miejscach przy stole.

Natsu i Lucy — jedyne osoby niepijące — wrócili do swoje skromnego pokoju, który dzięki nagrodzie zdobytej w kasynie, lekko zmodernizowali. Nie był już taki ponury i zwyczajny. Lucy dodała do niego parę elementów, tworząc miły dla oka kącik, z widocznym działaniem kobiecej ręki.

Chłopak, nie mając nic przeciwko, prosił ją tylko, by nie przesadzała z wyglądem, choć i ona sama nie miała takiego zamiaru.

Efekt ostateczny jej działań nie powalał, ale także nie straszył. Kajuta nabrała bordowo—czerwonych barw, głównie za sprawą dwóch obrazów i pościeli, którą oblekli nowe, dużo wygodniejsze łóżko.

Kładąc się na nim, odkryli, że każde mięśnie w ich ciele błagają o ratunek, nie pozwalając wstać i normalnie się ubrać do snu.

— Jak się czujesz bez tych kłaków? — zapytała Lucy, wyszukując jakiegoś tematu do rozmowy.

— Oj, cudownie! — odparł żartobliwym tonem. — Jest mi wygodniej, ale już się przyzwyczaiłem do dłuższych włosów.

— I tak ten warkocz był lepszy od kucyka jeszcze sprzed naszego ślubu.

— Nasz ślub... — Westchnął smętnie. — Ciekawe jakby zareagowało na to całe Fairy Tail.

— Na pewno byłoby z tym mnóstwo zabawy. — Zaśmiała się, po czym zaczęła się czołgać w stronę kochanej poduszki. Była już wystarczająco wymęczona, więc marzyła już o tylko jednej rzeczy — śnie.

Natsu zaraz podążył w jej ślady, kładąc się obok niej. Jednak w przeciwieństwie do niej, nie mógł zasnąć w ciągu kilku sekund, co było dość niezwykłą rzeczą. Dawniej na sygnał oddawał się w ręce łóżka, a teraz bezsensownie zmartwienia nie pozwalały mu się cieszyć chwilą spokoju.

Wspominał czasy, w których postępował nieodpowiedzialnie, głupio, ale i zabawnie. Był zupełnie innym człowiekiem, którego zmieniło te kilka miesięcy. Nie potrafił już tak beztrosko walczyć z przeciwnikami, czerpiąc z tego radość. Bitwa z Generałem Katumi'm zmieniła go. Przez pryzmat czasu, patrzył teraz na zupełnie innego człowieka, jakim się stał przez tamten dzień. Nie chciał zrzucać na nikogo winy, nawet na siebie, ale było niezaprzeczalnym, że gdyby postąpił mądrzej, zachował większą ostrożność, to wtedy Lucy nie musiałaby się poświęcać. Były to tylko gdybania, ale to one sprawiły, że dojrzał.

Patrząc na jej niewinną twarz, powoli zaczął dostrzegać coś, czego wcześniej nie widział, a może nie chciał zobaczyć. Krzywdził ją... Tak wiele razy doprowadzał do sytuacji, których teraz się wstydził. Nie potrafił sobie tego wybaczyć.

Czuł się coraz bardziej znużony. Powieki same się zamykały, a usta rozwierały w głębokim ziewnięciu. Chcąc pójść w ślady żony, rozłożył się wygodnie za materacu i po kilku minutach trudów oddał się w ręce Morfeusza.

Czuł zapach świeżych kwiatów i kłosów zbóż, otulających farmerskie pola, na których pracowali rolnicy. Pielęgnując dary natury, pozdrawiali podróżnych, którzy przechodzili polną drogą, chcąc dotrzeć do najbliższego miasta, znajdującego się dobre dziesięć mil stąd. Szeroko uśmiechali się do wędrowców, zapraszając ich serdecznie do karczmy, która stała nieopodal, oferując chwilę odpoczynku, pożywny posiłek i ciepły grzaniec na dzień dobry. Jednak wśród ludzi penetrujących tamtą okolicę, znajdowała się tajemnicza sylwetka ubrana w szary, zniszczony płaszcz, otulający całe jego ciało. Twarz była całkowicie zasłonięta przez kaptur, który spoczywał na głowie jegomościa. Przy dobrych podmuchach wiatru dało się zobaczyć miecz, przypasany do pasa wojownika.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz