Rozdział 21

630 65 4
                                    

Uniosła powoli dłoń i pochwyciła głową na prawy bark, posyłając przeciwnikowi uśmiech pełen satysfakcji i spełnienia.

Jednak... dlaczego? Nie rozumiała, jaki jest powód takiego zachowania, lecz odczuwała tak błogi spokój, że nie chciała go niszczyć. Przecież była sobą i nikim więcej.

— Nie — szepnęła.

Wnet po całej jaskini rozniosło się dziwne pole, porywając za sobą wszystko, co stało mu na drodze, włącznie z Rolarem. Pędząc na kamienną ścianę, wykrzywiał twarz w wyrazie bólu i rozpaczy. Krzyczał, wiedząc, co nadchodzi.

Uderzył z ogromną siłą o mineralny zlep, po czym zsunął się na samą ziemię, czując w ustach metaliczny smak krwi. Nie mógł się poruszyć. Miał wrażenie, że jego nogi zostały całkowicie sparaliżowane. Nie potrafił się zmusić do nawet jednego drgnięcia.

To był jego koniec...

Ten potwór — niby Lucy — zeskoczyła dokładnie naprzeciw niego, po czym chwyciła go za szyję i uniosła wysoko, zbliżając swoją twarz do jego.

— Przyjemnie uczucie, prawda? — rzekła, coraz mocniej ściskając dłoń.

Dusił się. Coraz bardziej brakowało mu powietrza, ale nie mógł niczego zrobić. Ta bestia była zbyt silna, zbyt potężna. Niczym bóg, niszczyła wszystko, co stało jej na drodze, nie okazując ani cienia zawahania.

— Zabić cię czy jeszcze troszkę pobawić... — mruknęła słodko, doprowadzając samą siebie do spełnienia.

Jednak wciąż w najdalszych zakątkach umysłu istniała jakaś myśl, która nie pozwalała jej na dalszy ruch. To ona blokowała jej ruchy i nie dawała wykonać ostatecznego ciosu na przeciwniku. Ostatnia iskierka człowieczeństwa, jaką zachowała w sobie. „To nie jestem ja" — mówiła, próbując przejąć z powrotem kontrolę nad własnym ciałem.

Toczyła walkę. Bardzo zacięty bój, który sprawił, iż musiała wypuścić przeciwnika ze swoich szponów. Wiła się, uderzając w góry skarbów i zsuwając się po nich.

— Przestań, przestań! — krzyczała do samej siebie, łapiąc się dłońmi za głowę.

Kolor jej oczu zmieniał się nieustannie z czerwonych na złote. Każda sekunda zwiastowała zmianę, pojedynczy cios wymierzony w niewidzialnego przeciwnika.

— PRZESTAŃ! — wrzask rozniósł się echem po całej jaskini.

Upadła.

Bezwładne ciało osunęło się na ziemię, otulając się jasnymi włosami. Jej oddech był równomierny, choć było widać, że odczuwa zmęczenie i niepokój. Sny ją dręczyły, świadcząc o kolejnej bitwie, którą miała stoczyć w umyśle.

Rolar nic z tego nie rozumiał. Wystarczająco już miał przeżyć, jak na jeden dzień. Tego nie było ani w jego planach, ani w jego pana. Wszystko poszło nie tak, a na dodatek obudził demona, który powinien pozostać uśpiony.

— Zmywam się stąd! — powiedział, wyciągając przed siebie rękę. Władza w nogach nadal do niego nie powróciła, więc musiał sobie poradzić w inny sposób. Nie miał zamiaru pozostawać dłużej w tym chorym miejscu. Nie, gdy była nadal tu ta kobieta. Choć w duchu był wdzięczny jej drugiej osobowości (chyba), że potrafiła powstrzymać swojego demona. Dzięki temu tylko przeżył.

— Gdzie się wybierasz?

Nad mężczyzną stanął Natsu chłopak, całkowicie zagradzając mu drogę.

— Uciekam. Nie widzisz? — Posłał celowi uśmiech pełen drwiny, nadal próbując wydostać się z jaskini. — Przegrałem.

— Co jej zrobiłeś? — Natsu wskazał głową na nieprzytomną Lucy.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz