— Dotarliśmy...
Lucy ściągnęła wodze, zatrzymując konia tuż przy skraju lasu. Oniemiała. Stolica z daleka nie przypominała już dłużej tej, którą widziała z najwyższego okna w pałacu króla. Wydawała się okazalsza, piękniejsza, choć już z tej odległości widziała, że za tymi cudownymi murami kryje się coś niebezpiecznego. Strach ścisnął jej serce. Czarne chmury zawisły nad murami. Zbierało się na burzę...
— Królowo, musimy już jechać — oświadczył jeden z ministrów, którzy jej towarzyszyli.
Musiała, ale nie chciała. Ile by oddala, aby tylko odwrócić się i popruć jak najdalej od tego miejsca? Znaleźć się wraz z Rin Ko w ich dawnym domu i zapomnieć o wszystkich troskach? Jednak obowiązek nakazywał jej nie wycofywać się.
— Zostawić wojsko. Niech poszczególni pięciotysięcznicy zaopiekują się swoimi oddziałami. Dwóch generałów ma pozostać i pilnować wojska. Reszta, za mną! — rozkazała.
— Tak jest, pani! — Minister z szacunkiem przyjął rozkaz.
Kiwnęła wdzięcznie, posyłając mężczyźnie przyjazny, ciepły uśmiech. Jej blizna zapiekła. Syknęła, dusząc w sobie ból. Henry, jadący między tysięcznikami, zauważył to. Popędził konia, podjeżdżając pod królową. Niechętnie go przyjęła. Słabość okazywana przy własnych ludziach, szczególnie tych nie posiadających wobec nie zaufania, nie należała do najmądrzejszych decyzji.
— Nic mi, po prostu dała o sobie znać — powiedziała do Henry'ego. — Odjedź, to rozkaz. I zostań tutaj, wraz z żołnierzami – dodała, czując, że lekarz chce wyruszyć razem z nią.
Zmieszał się, ale nie robił kłopotów. Wrócił na miejsce.
Lucy, po dostarczeniu rozkazów wszystkim żołnierzom, wyruszyła w stronę stolicy; w stronę miasta, z którego niemal siła została zabrana przez Rin Ko. Zadrżała. Widok wielkich, starych murów wzniesionych za czasów panowania pierwszej Królowej Smoków, przerażały ją. Mech porastał je ze wszystkich stron, bród kumulował się przy samej podstawie. Część kamieni już dawno została wymieniona; niektóre zaraz po Wielkim Rozłamie, inne za czasów Zapomnianych Wydarzeń.
— Rin Ko? — zwróciła się do przyjaciela. — Kim była pierwsza Królowa Smoków? — zapytała wątpliwie. Dlaczego w ogóle pytała?
— Słucham? — Zamilknął. Wbił zaskoczone spojrzenie w ukochaną siostrę. — Nie pamiętam, bym ci wspominał o Królowej Smoków.
— Nie?
Faktycznie, kiedy zaczęła się nad tym zastanawiać, nikt nigdy nawet nie wypowiedział tego tytułu.
Złapała się za podbródek, próbując przypomnieć sobie, gdzie o niej wcześniej słyszała. Kojarzyła tylko wróżbę Kapłanek Ognia, które obwieściły przybycie „obiecanej kobiecy". Nic więcej.
— A możesz teraz cokolwiek powiedzieć? — zapytała przyjaciela. Znała go wystarczająco długo, by wiedzieć, że nie jest chętny do rozmowy. Wahał się. Uciekał od nie wzrokiem, choć nadal pragnął jej coś wyjaśnić.
— Pierwsza Królowa Smoków zjednoczyła wszystkie narody za czasów przez rozłamem kontynentów — odezwał się jeden z ministrów. — Według legend potrafiła się posługiwać wszystkimi podstawowymi żywiołami. Była zdolna pokonać każdego. Swoją wiedzę i umiejętności wykorzystała, by napiętnować zdrajców i przynieść na świat pokój.
— Nieskutecznie — szepnęła Lucy.
— Zgadza się — kontynuował. — Po kilku latach, cudownych latach, doszło do okrutnego buntu, w którym oskarżono królową o paranie się ze złymi mocami. Mówiono, że jej oczy są przekleństwem. Popełniła samobójstwo, wbijając sobie własny miecz w ciało. Ten miecz wciąż jest wbity w skałę na zboczu Tysiąca Igieł.
CZYTASZ
[z] Smocze Królestwo
FanfictionPrzeznaczenie nie wybacza Przeznaczenie nie daje pójść własną ścieżką Przeznaczenie jest bezlitosnym bytem, wypełnionym bólem i cierpieniem Odrzuceni. Skrzywdzeni. Wygnani. Ani Natsu, ani Lucy...