Rozdział 3

1.7K 148 20
                                    

— Gdzie jest Lucy?! — syknął, czując zapach przyjaciółki, lecz nie mogąc jej nigdzie znaleźć.

— Śpi... Długo jeszcze będzie spała. Jeszcze nie wydobrzała po tym, jak oddała swoje oczy.

— Co! — Podbiegł do niej i z ogromną siłą przycisnął jej ciało lewą ręką. — O czym ty gadasz?!

— Nie pamiętasz? — Delikatnym ruchem dłoni odepchnęła go. — Jej życzeniem było, by dać was w bezpieczne miejsce. Choć początkowo i tak Lucy miała być bezpieczna, to ostatecznie tobie uratowała życie... — Prychnęła cicho. — Widzisz. Twoje życie jest warte tylko jej oczu.

— Zamknij się! — wrzasnął, odwracając się od niej. — Jakie życzenie? Ja nic z tego nie rozumiem.

— Oj, biedny śmiertelniku — zaczęła wyniośle — nic nie wiesz o prawach, które rządzą tym światem. Które kształtują nową rzeczywistości i które sprawiają, że kolejne dni nie mogą być takie same, jak poprzednie. Pewnie sądzisz, że znasz byt zwany życiem, ale to tylko twoje wyobrażenie, które...

— Cisza! — przerwał jej. — Nie możesz mówić jaśniej, proszę?

— Chyba jeszcze nie nadszedł czas, w którym będziesz gotowy na prawdę — mruknęła pod nosem. — Jestem magiem, na twój język, który ma moc spełniania życzeń. Lecz — pogroziła palcem — każde życzenie może został spełnione dopiero wtedy, gdy uzyska taką samą cenę, którą dana osoba jest gotowa ponieść.

— Czyli...

— Czyli ceną tej dziewczyny były jej oczy, a życzeniem wasze bezpieczeństwo — dokończyła za niego.

Ręką odgarnął włosy, próbując zrozumieć to, co powiedziała mu tajemnicza kobieta. Przeżył już wiele, więc ciężko mu było nie wierzyć, lecz pewne kwestie nie zgadzały się. Miał już trochę lat, był wychowywany przez smoka, nawet znalazł się w innym wymiarze, ale nadal nie chciał pojąć że istnieje ktoś, kto jest w stanie spełniać życzenia w taki sposób.

— Czy możesz... — Zawahał się na moment. — Czy możesz spełnić moje życzenie i dać Lucy oczy?

— A co masz w zamian?

— Nie wiem — odpowiedział szczerze.

Kobieta zachichotała, po czym wytworzyła w dłoni czarną przestrzeń, z której wyskoczyła fajka. Długa, ręcznie wykonana. Natychmiast nasypała do niej jakiegoś prochu i zapaliła go.

— Lubię cię, chłopcze — powiedziała niespodziewanie. — Wielu ludzi już spotkałam, ale ani razu nie spotkałam się z takim nastawieniem, jak twoje.

— Czyli...

— Praktycznie każdy, który tu przybywał, czegoś pragnął. Niektórzy złych, a niektórzy dobrych rzeczy... Nie lubię rozsądzać, bo dobro i zło to względne rzeczy. Ludzi uważają smoki za potwory, a smoki uważają ludzi za potwory. I kogo się tu słuchać?

— Mnie wychował smok — wtrącił się Dragneel.

— Ale jesteś Pogromcą Smoków. Kimś, kto będzie zabijał te stworzenia, bo póki co widzę, że jeszcze ani jednego nie udało ci się pokonać. Jednak wracając do mojej wcześniejszej przemowy. Zabawne jest, że miałam już tysiące „klientów", którzy chcieli, bym uleczyła im kogoś, dała pieniądze na życie, szczęście... Tak wiele dobrego. Lecz ostatecznie zawsze oddawali się pokusie i poświęcali tych, których zamierzali chronić.

— To nie jest moją naturą! — oświadczył dość szczerym głosem.

— Chłopcze — podniosła ton — tobie się tylko tak wydaje. Może w innym wymiarze jesteś bandytą, który zabija niewinnych, albo człowiekiem, który skrzywdzi tę dziewczynę — wskazała palcem na pokój, w którym teoretycznie miała znajdować się Lucy — albo zupełnie kim innym. Twoją naturą jest inność. Tak jak reszty ludzi.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz